Przejdź do treści głównej
Lewy panel

Wersja do druku

Nurkowanie w Chorwacji

30.06.2003
Autor: Kazik Jasiewicz, zdjęcie Pior Stós

Stan nieważkości

Po kilku miesiącach treningów basenowych zapadła decyzja: jedziemy do Chorwacji, aby zdobyć patent nurkowy dla niepełnosprawnych. Dla osoby na wózku to wielkie wyzwanie i olbrzymi wysiłek. Ktoś może zapyta: po co się tak męczyć? Więc na początku odpowiadam: po to, aby spełnić swoje marzenia. Nic nie zapowiadało, że jeszcze kiedykolwiek zanurzę się w wodzie, basenie, a już na pewno nie w wodach otwartych. Jestem tetraplegikiem po skoku, właśnie do wody. Zaczęło się niepozomie. Wyjechałem na obóz, gdzie spotkałem nurków z Centrum Turystyki Podwodnej "Nautica" w Krakowie.

Z pozycji wózka

Nie było wieczora, nocy, której nie przesiedzielibyśmy na wspólnych rozmowach. Mnie interesowały wszystkie zagadnienia związane z nurkowaniem, ich moje spojrzenie na świat z pozycji wózka. Ja zakładałem sprzęt nurkowy, aby zejść pod wodę, natomiast oni siadali na mój wózek, aby "postać w balansie" i pokręcić trochę kółkami, sprawdzić, jak to jest "siedzieć" na wózku.

Dla mnie zaczęło się nurkowanie, a raczej nieporadne poruszanie się pod wodą w piance i skomplikowanym sprzęcie. Moją siłę napędową stanowiły ręce, a nie jak to bywa u nurków płetwy zakładane na nogi, a tu trzeba właśnie rękami obsłużyć cały potrzebny pod wodą sprzęt. Miałem nadzieję, że udało mi się zaskoczyć nowych przyjaciół determinacją i uporem. Wtedy jeszcze nikomu by przez myśl nie przeszło, że ta przygoda "donurkuje" aż do Adriatyku, do Chorwacji.

Podróż życia

Piękne przedpołudnie. Na placu pięć osób na wózkach. Przed nami 24 godziny jazdy środkiem lokomocji nieprzystosowanym do potrzeb niecodziennych pasażerów.
Siedzę sobie, patrzę, a koledzy podjeżdżają do schodów autobusu, "wspinają" się do góry... myk i już są na siedzeniach. O, nie, chłopaki - pomyślałem - tak mi nie będziecie działać na ambicję. Jako jedyny tetraplegik nie próbowałem takich akrobacji, postanowiłem zacząć od wychodzenia "na tyłku", więc musiano mnie "wrzucić" na miejsce. Jeszcze krótki instruktaż składania wózków, aby włożyć je do bagażnika, i zaczęła się podróż mojego życia. Od czasu wypadku nawet nie myślałem, że będę mógł wyruszyć w tak odległą trasę.

Przygoda w toalecie

Moja najbardziej osobista przygoda w czasie jazdy odbyła się nocą. Zatrzymaliśmy się na przysłowiowe siusiu. Pięknie lśni neon Mc Donald'sa, znaczek przystosowania budynku dla niepełnosprawnych, a było tyle schodów, że nawet ci najbardziej wysportowani zrezygnowali. Na szczęście tuż obok była stacja benzynowa.
Wyciągnęliśmy tylko dwa wózki i dwójkami wysiadaliśmy do toalety. Wiadomo, że każdy ma ustawiony wózek pod swoje potrzeby i możliwości. Usiadłem na wózek kolegi, sprawdziłem balans, był OK., więc stwierdziłem, że sobie poradzę. Wypadło, iż szedłem ostatni. Już po wszystkim, myję rączki, podjeżdżam do suszarki, wyciągam rączęta do przodu i... fik. Nawet się nie spostrzegłem, kiedy leżałem na plecach. Byłem w toalecie sam jak palec. I zostałbym na podłodze chyba do końca świata, gdyby nie wszedł kierowca.

Schodki precz!

Najbardziej się bałem o warunki sanitarne po drodze, ale jak się okazało, całkiem niepotrzebnie. Po krótkiej, męskiej rozmowie z pilotem, kierowca starał się robić postoje w "przyjaznych" miejscach. Nie zawsze było to możliwe, więc w tradycyjne krzaczki też się chodziło. Już po przejechaniu krótkiego odcinka nasi sprawni znajomi patrzyli naszymi oczyma na otaczający świat. Denerwował ich każdy schodek na naszej drodze do toalety czy choćby sklepu. Aż musieliśmy przekonywać ich, że to dla nas nie tragedia. W podróży nie było problemów z otrzymywaniem pomocy. Zżyliśmy się do tego stopnia, że jak przyszło do rozstania, popłakaliśmy sobie. Zdjęciom i wymianie adresów nie było końca.

Wózki na prom

W reszcie, mijając skąpo pokryte roślinnością wzgórza Chorwacji, dojechaliśmy na wybrzeże, skąd na wyspę Pag miał nas zabrać prom. Mieliśmy już dość siedzenia w zamknięciu, więc postanowiliśmy krótki rejs spędzić na wózkach. Robiliśmy furorę: tyle wózków w jednym miejscu wjeżdża sobie, tak po prostu, wraz z samochodami na prom! To jest jedna z takich sytuacji, które mnie bardzo podbudowują. Wtedy myślę sobie: a niech patrzą i widzą, do czego jesteśmy zdolni na naszych czterokołowcach.
Na miejscu w bazie przekonaliśmy się, że właściwie nie ma większych barier, jedyną mogły być ostre podjazdy z i na nabrzeże. Wygodne pokoje, w których tylko spaliśmy, bo nie było czasu na "mieszkanie".

Nurek pełną gębą

Słońce, błękit morza, spokój. Całonocne śpiewy, tańce, wspólne podwodne ćwiczenia, przeżywanie każdego zejścia pod wodę, głębia, niesamowita przestrzeń, wspaniały stan nieważkości. Poczucie wolności było tak niesamowite, zapierające dech w piersi, że czasem zapominało się o zrobieniu kolejnego "oddechu" poprzez automat.
Zmagania zostały uwieńczone zdobyciem patentu nurkowego HSA (Handicapped Scuba Association - Stowarzyszenia Nurków Niepełnosprawnych). To taki kawałek zalaminowanego papierka, wielkości karty kredytowej, a jak cieszy... Kto by pomyślał, ja, osoba na wózku, nurkiem.

CIP Nautica, ul. Michaławskiego 14,
Kraków, Tel. 0*12 632 16 33,
Warszawa, al. Jerozalimskie 53
Tel.: 0*22 537 20 30,
www.noutico.com.pl

"Integracja", nr 5/2001, str. 20-21.

Dodaj komentarz

Uwaga, komentarz pojawi się na liście dopiero po uzyskaniu akceptacji moderatora | regulamin

Komentarze

brak komentarzy

Prawy panel

Wspierają nas