Czerwony płomyk spławika
Przy samym brzegu, wśród liści grążeli, żaba wybałusza oczy. Dwudziestoparoletni Marek, na wózku inwalidzkim, trzyma w dłoni wędzisko, którego końcowa część przywiązana jest do przedramienia bandażem. Obok mama asekuruje wózek, pomaga założyć przynętę i, jak Marek, patrzy na czerwony płomyk spławika.
W zeszłym roku Marek przez dwie godziny zawodów mozolnie rywalizował z innymi. Nie złowił tego dnia ani jednej ryby. Ale nie dlatego, że nie potrafił sprawniej od innych posługiwać się sprzętem, lecz przez niewłaściwy dobór zestawu, czyli zbyt duży haczyk, ogromny spławik, złe wiązanie żyłki i jeszcze kilka detali z ustawieniem gruntu włącznie. Markowi pomagała mama, która także nie znała wędkarskich arkanów. W ten sposób, zamiast ryb złowili kolejne doświadczenia.
Szansa rywalizacji
Wjeżdżając do miasta od strony Poznania, musimy najpierw przejechać mostem nad Kanałem Ulgi, który
zabezpiecza lewobrzeżne Zawarcie przed powodziami i służy jako lokalne lodowisko. Dopiero następny
most spina dwa brzegi Warty, nad którą leży Gorzów Wielkopolski.
Po drugiej stronie miasta, na jednym z morenowych wzgórz, znajduje się Dom przyjazny wędkarzom.
Dzięki ich aktywności Zarząd Polskiego Związku Wędkarskiego 9 lat temu podjął decyzję o zwolnieniu
jego członków z corocznych opłat. To umożliwiło formalne działanie sekcji wędkarskiej w DPS.
W wędkarstwie przydaje się nie tylko sprawność fizyczna, ale również wiedza: o łowisku, o
charakterze dna i występujących gatunkach ryb, o tym, jaki sprzęt do danej wody najlepiej
zastosować. Ważna jest też umiejętność mierzenia gruntu i przyrządzania kuszącej znęty. Reszta
zależy od ciśnienia atmosferycznego, fazy księżyca i czujności wędkarza.
- Dla mnie, sprawnego fizycznie człowieka, który z Domem związany jest przede wszystkim
świadczeniem pomocy, te zawody mają wartość towarzyską, niosą atmosferę dobrej zabawy. Tutaj ponad
wszystko trzeba uszanować mniej sprawnych kolegów. Dać im szansę rywalizacji. Bo jeśli my, sprawni,
im nie pomożemy, to kto? - pyta zwycięzca ostatniej spławikowej potyczki znad Kanału Ulgi, pan
Jan Ławniczak z Domu w Połowie Drogi z Gorzowa.
Od 9 lat w Domu Pomocy Społecznej nr 1 przy zbiegu ulic Podmiejskiej i Bocznej 10 w Gorzowie Wlkp.
działa sekcja wędkarska. Z inicjatywy pensjonariuszy wędkarzy odbywają się zawody, które integrują
"moczykijów" z podobnych placówek województwa lubuskiego.
Razem i bez ulgi
Wszystkich biorących udział w zawodach obowiązuje Regulamin Sportowego Połowu Ryb. Ponieważ wielu
wędkarzy nie jest w stanie samo-dzielnie wykonywać takich czynności jak: nęcenie łowiska,
zakładanie przynęty, podbieranie ryby czy zarzucanie zestawu, dopuszczane są drobne odstępstwa od
regulaminu.
Paraliże powylewowe, niedowłady dolnych bądź górnych kończyn albo urazy kręgosłupów w znacznym
stopniu uniemożliwiają pełne wędkowanie, dlatego zawodnicy często mają pomocników. Chętnych do
udziału w piknikowej zabawie pod hasłem "Razem w życiu, razem w rozrywce, razem w Unii
Europejskiej" nie brakuje.
Zawody gromadzą od 20 do 30 wędkarzy, do tego liczną grupę opiekunów, doradców i kibiców.
Rywalizacja przebiega w 3 kategoriach: drużynowej, indywidualnej oraz o największą rybę. Zwycięzcy
otrzymują puchary i dyplomy oraz pierwszeństwo w wyborze nagród, z których większość stanowi cenny
sprzęt wędkarski.
Głównym patronem i fundatorem najokazalszego pucharu od lat pozostaje wojewoda lubuski.
Przychylność okazują również Regionalne Stowarzyszenie na Rzecz Zrównoważonego Rozwoju, Zarząd
Okręgu PZW i Straż Pożarna, zabezpieczająca imprezę.
Żona połknęła haczyk
- Okoliczności imprezy i udział licznych reprezentacji z innych DPS-ów i coraz większej
widowni zawodów sprawia, że zacierają się różnice, znikają bariery i rośnie poczucie nie tylko
własnej wartości osób niepełnosprawnych, ale, co równie ważne, ich poczucie przynależności do
społeczeństwa, niepozostawanie "poza nawiasem" - mówi gość plenerowej imprezy, pani
Maria Walczyńska-Rechmal, posłanka na Sejm dwóch poprzednich kadencji.
Gorzowska sekcja liczy dzisiaj 7 wędkarzy. Wraz z nastaniem pierwszych wiosennych dni, Adam, Jarek,
Krzysztof, Mirek, Stanisław, Robert i Waldek razem ze społecznie udzielającym się trenerem i
opiekunem, Zygmuntem Jankowskim, wyjeżdżają na ryby. Atutem tutejszego łowiska jest nie tylko
bogaty rybostan, ale również dogodny dojazd.
Pomimo ograniczonej sprawności fizycznej zawodników sekcja może pochwalić się nie lada wyczynami.
Zeszłoroczne trofea Waldka - 70-80-deka-gramowe okonie - budziły zazdrość wszystkich okolicznych
wędkarzy. Wrażenie robiły też dorodne, blisko kilogramowe płocie łowione na ziarenko kukurydzy i
1,5-kilogramowe leszcze.
- Jestem tutaj już czwarty raz. Chciałbym pokazać klasę w łowieniu okazów, ale ta trudna woda
nie pozwala. Co innego Jezioro Wielkie u nas, gdzie mogę codziennie łowić tuż przy granicy z naszym
ośrodkiem. Ale tam nie można przeprowadzić takich zawodów jak tutaj... - mówi Jan
Kołodziejczak z DPS w Dobiegniewie.
- Dzisiaj do wagi nie przyniosłem żadnej ryby - opowiada Józef Bednasz z DPS w
Tursku. - Na tej trudnej wodzie trzeba mieć nieco szczęścia. Odbiję to sobie na jeziorze
poligonowym (jedno z jezior na terenie poligonu wędrzyńskiego - przyp. autora), leżącym w
pobliżu naszego Domu. Nasz dyrektor załatwił nam możliwość wędkowania na nim. Jeżdżę tam wraz z
żoną, która jeszcze niedawno była przeciwna wędkowaniu. Teraz sama połknęła haczyk i łowi z niezłym
skutkiem. Co do zawodów, to uważam, że takich spotkań powinno być więcej. Za mało mamy okazji do
poznawania się z pensjonariuszami innych placówek oraz z osobami pełnosprawnymi o podobnych
zamiłowaniach.
Sojusznicy wędkarzy
Kto dzisiaj pomaga, najczęściej opuszczonym przez najbliższych, pensjonariuszom Domów Pomocy
Społecznej? Sponsorzy. Trzeba jednak niezwykłych zabiegów oraz umiejętności wydeptywania ścieżek,
aby pozyskać sobie sympatię darczyńców. Gorzowski DPS od kilku lat ma takich przyjaciół. Są to
m.in. właściciele miejscowej piekarni, cukierni, sklepu wędkarskiego, hurtowni. Swoją pomoc
ofiarowują też zwykli ludzie, którzy sami nie mają wiele, jak np. pan Witek, zajmujący się od lat
oprawą muzyczną nie tylko piknikowych łowów czy wędkarze z klubu SMOLT, pomagający czyścić,
konserwować i naprawiać sprzęt oraz wiązać przypony do haczyków i całe zestawy.
Znad Kanału Ulgi za każdym razem nikomu nie chce się wracać. Pan Witek, co roku gra coraz lepsze
kawałki, wokoło rozchodzi się zapach grillowych przysmaków, a zwycięzcy przeglądają się w zdobytych
pucharach. Rozmowy tylko na tematy wędkarskie przeplatane są rżeniem pasących się w pobliżu koni. A
na powierzchni wody ryby pyszczakami cyrkulują kręgi.
Tekst: Roman Habdas
Integracja 3/2004 (66)
Komentarze
brak komentarzy
Dodaj komentarz