Przejdź do treści głównej
Lewy panel

Wersja do druku

System przed zapaścią

01.02.2012
Autor: Piotr Stanisławski, fot.: Piotr Stanisławski, www.sxc.hu
Źródło: Integracja 6/2011

Coraz więcej osób zaopatruje się w słabej jakości sprzęt rehabilitacyjny. Jeszcze kilka lat temu np. na wózek elektryczny otrzymywali niemal 20 tys. zł dofinansowania. Potem z każdym rokiem coraz mniej; w 2008 roku – 13 tys. zł, w 2010 roku – 9 tys. zł, a w 2011– 6,7 tys. zł. Za tyle nie kupi się dobrego wózka elektrycznego.

Osoby z niepełnosprawnością najczęściej kupują takie urządzenia i przedmioty rehabilitacyjne, jakie mieszczą się w limitach dofinansowania. A te są bardzo małe. Do limitów dostosowują się dystrybutorzy i sprzedawcy, przygotowujący ofertę. Najlepiej widać to na przykładzie wózków inwalidzkich. Średniej klasy wózek elektryczny do poruszania się po ulicy, ze standardowym wyposażeniem, kosztuje około 16 tys. zł. Z dobrym wyposażeniem – niemal dwukrotnie więcej. Ponieważ średnie dofinansowanie w PFRON-owskim programie PEGAZ na wózek elektryczny w tym roku wyniosło ok. 6,7 tys. zł, dobre wózki znajdują się poza zasięgiem większości osób z niepełnosprawnością. W dodatku dofinansowanie otrzymuje coraz mniejsza liczba osób: w 2008 roku – 6300 osób, rok później – 4994 osoby, a w 2010 roku ledwie 942 osoby. Ponadto teraz muszą wnieść własny wkład w wysokości 15–20 proc. dofinansowania (kiedyś tylko 1 proc.). Dystrybutorzy i sprzedawcy wózków, aby zmieścić się w limicie, muszą „uszczuplać” wyposażenie wózka. Wózki otrzymują słabsze silniki, akumulatory, koła z ogumieniem, siedziska, oparcia, podparcia czy moduły sterujące. I wtedy jednak nawet najsłabszym modelom wózków ulicznych znanych producentów nie udaje się zmieścić w limicie. Udaje się natomiast wózkom chińskich producentów.

– Tak niskie limity zmuszają firmy do oferowania wózków z najsłabszymi akcesoriami i bez op  cji, które ułatwiają pacjentowi poruszanie się – mówi Grzegorz Kluz z Reha Found. – Firmy mają świadomość, że jest to ze szkodą dla pacjenta. Ale co mogą zrobić, skoro PFRON obniża wysokość dofinansowania, a ceny u producentów są wysokie?

Na zdjęciu: mężczyzna z niepełnosprawnością ogląda ofertę wózków elektrycznych
Fot.: Piotr Stanisławski

Mirosław Padjasek, szef firmy Akson, która prowadzi w Polsce sieć sklepów ze sprzętem rehabilitacyjnym, przyznaje, że z czterech rodzajów wózków elektrycznych: pokojowe, uliczne, terenowe i skutery – w cenie limitu można dziś kupić jedynie prosty skuter.

– Kiedy są tak niskie limity dofinansowania, to do nich dostosowuje się oferta rynkowa – mówi Mirosław Padjasek. – W tej chwili zmuszony jestem do sprzedawania chińskich wózków, choć nie chcę tego robić, bo są dużo gorsze, ale będę je sprzedawał, ponieważ dobre wózki, które są droższe, nie sprzedają się. Czy naszemu państwu zależy na tym, aby niepełnosprawni zaopatrywani byli w słabej jakości sprzęt? Utrzymywanie tak niskich limitów pokazuje, że decydenci nie rozumieją, co oznacza odpowiednie zaopatrzenie osób niepełnosprawnych. Wciąż mamy socjalistyczny standard zaopatrzenia, na które ludzie muszą czekać w kolejkach.

Coraz mniej

W krajach unijnych to służba zdrowia (odpowiednik naszego NFZ) finansuje osobom z niepełnosprawnością zakup wszystkich przedmiotów ortopedycznych i wózków inwalidzkich (w tym elektrycznych), bez których nie są one w stanie się poruszać. W Belgii osoba wymagająca zaopatrzenia w wózek elektryczny otrzymuje na wózek do poruszania się po domu dofinansowanie – 4680 euro, w Holandii – 5 tys. euro, w Hiszpanii – 3300 euro, w Niemczech – 4500 euro. Na wózki uliczne dofinansowanie jest wyższe, średnio o 30–50 proc. W Polsce NFZ w ogóle nie dofinansowuje wózków elektrycznych, robi to tylko PFRON. Przeznacza na ten cel mniej pieniędzy i w ciągu kilku lat zmniejszył środki przekazywane PCPR-om na rehabilitację społeczną o niemal 50 proc. (w czym mieści się dofinansowanie sprzętu rehabilitacyjnego), więc odbiło się to na poziomie i jakości zaopatrzenia osób z niepełnosprawnością. Stan ten pogarsza jeszcze NFZ, który od 13 lat nie zmienia limitu dofinansowania. Gdy dodamy 8 proc. podatek VAT, nałożony na przedmioty i środki rehabilitacyjne, z którego pieniądze wracają do kasy państwa, to w rzeczywistości na zaopatrzenie osób z niepełnosprawnością państwo przeznacza coraz mniej pieniędzy.

– Wszystko drożeje, także wózki, protezy, środki pomocnicze, zmniejszane jest dofinansowanie dla osób niepełnosprawnych, a NFZ nie zmienia limitów ustanowionych kilkanaście lat temu – dodaje Grzegorz Kluz.

PFRON wyjaśnia, że mniejsze środki na programy celowe, które nie są obligatoryjnym zadaniem Funduszu, to wynik zwiększających się wydatków związanych ze wzrostem zatrudnienia osób z niepełnosprawnością w Polsce, oraz z kryzysem ekonomicznym. W kasie Funduszu jest mniej pieniędzy na niestatutowe zadania.
– PFRON ma przedłużoną osobowość prawną na 3 lata – mówi Andrzej Sochaj, Z-ca Prezesa Zarządu PFRON ds. finansowych. – Jest to czas na stworzenie kompletnie nowej ustawy o rehabilitacji i zatrudnianiu osób niepełnosprawnych, która w mojej opinii musi powstać. Powinna ostatecznie uregulować kwestie finansowania sprzętu rehabilitacyjnego. NFZ musi wreszcie przejąć pełną odpowiedzialność za finansowanie zaopatrzenia w sprzęt rehabilitacyjny osób niepełnosprawnych.

Na zdjęciu: seria wózków inwalidzkich
Fot. www.sxc.hu

Problemy ze sprzedażą wózków i innego sprzętu rehabilitacyjnego, których cena jest wyższa od limitów dofinansowania, ma u nas bardzo wielu producentów i sprzedawców. Znana polska firma GTM, produkująca bardzo cenione wśród osób z niepełnosprawnością aktywne wózki inwalidzkie, utrzymuje się na rynku wyłącznie dzięki rozwijanej sprzedaży na eksport. Najtańszy wózek aktywny w standardowej linii produkcyjnej GTM, produkowany w kilku rozmiarach, z 8-letnią gwarancją na ramę, kosztuje 4 tys. zł.

– Nie jesteśmy już w stanie wytwarzać tańszego standardowego wózka, to niemożliwe – mówi Marek Fudalewski, szef firmy. – Wszystko drożeje, w ciągu ostatniego kwartału np. guma o 20 proc. Gdy zaczynaliśmy, tona aluminium kosztowała 1000 dol., teraz dwa i pół raza więcej. Ile kosztowało paliwo w 2004 roku, a ile w 2011? W tym czasie wzrosły wynagrodzenia pracowników i wiele innych kosztów. To są kolosalne różnice. A limity dofinansowania się nie zmieniły. Jeśli spadnie nam sprzedaż, to będziemy zwalniać ludzi. Jedynym ratunkiem pozostaje znalezienie rynków zbytu za granicą, bo w Polsce cofamy się, system zaopatrzenia upada. Przez niskie limity kraj zalewa słabej jakości sprzęt z Chin, w który najczęściej zaopatrują się osoby niepełnosprawne.

Brak standardu

Niestety, standardowy wózek z linii produkcyjnej, jakiegokolwiek producenta, nie gwarantuje jeszcze dobrego zaopatrzenia. Osoba ze złamanym kręgosłupem, z dwu- czy czterokończynowym porażeniem, z zasady powinna mieć wózek i całe wyposażenie dobierane indywidualnie. Dopiero wtedy można uchronić ją przed pogłębieniem urazów i pojawieniem się nowych dolegliwości. Źle dobrany wózek bardziej szkodzi, niż pomaga.

– Musimy zrozumieć, że dla osoby ze złamanym rdzeniem kręgowym wybór odpowiedniego wózka jest ważniejszy, niż dla nas dopasowanie butów, by nie uwierały, nie powodowały odcisków i dobrze chroniły stopę przed skręceniem – mówi Andrzej Błasik, rehabilitant specjalizujący się w porażeniach czterokończynowych. – Osoby te są narażone na wiele dolegliwości, źle dopasowany wózek łatwo je wywoła albo pogłębi. Słaba poduszka na siedzisku to zagrożenie pojawienia się odleżyn, które potem miesiącami leczy się w szpitalu. Niedopasowane siedzisko, nieodpowiednie oparcie i podparcia, to pewne skrzywienia kręgosłupa, które trzeba rehabilitować. Istnieją specjalne mapy do pomiaru nacisków w różnych miejscach siedziska i oparcia, kiedy pacjent siedzi na wózku. Powinny być podstawą doboru odpowiedniego wyposażenia. Wystarczy o 2 cm za szeroka rama wózka i już mamy złe spozycjonowanie pacjenta. Dla osoby po złamanym kręgosłupie wózek musi być wyłącznie przygotowywany do jej rozmiarów. Taka powinna być standardowa procedura przy zakupie wózka.

Wózki przygotowywane indywidualnie z odpowiednim wyposażeniem kosztują znacznie więcej. Zwykle dwa razy tyle co wózek standardowy. Te ze specjalistycznym wyposażeniem, są jeszcze droższe. Żadne dofinansowania realizowane przez NFZ i instytucje państwowe, ich nie obejmują. Pozwolić sobie na nie mogą wyłącznie osoby, które uzyskały wysokie odszkodowania od sprawcy wypadku lub sfinansowane zostaną przez jakąś fundację.

Zdaniem Mirosława Padjaska, podstawowym problemem w zaopatrywaniu osób z niepełnosprawnością w przedmioty rehabilitacyjne w Polsce, jest brak wyznaczonych standardów. Ministerstwo Zdrowia i NFZ nie są nimi zainte-resowane, ponieważ łatwo by on obnażył ogromne braki w archaicznym katalogu zaopatrzenia i limitach dofinansowania. Tym samym wymusiłby zwiększenie środków na ten cel. Mimo wieloletniej krytyki środowiska osób z niepełnosprawnością, organizacji zajmujących się zaopatrzeniem medycznym oraz producentów urządzeń i przedmiotów rehabilitacyjnych, instytucje te nie wprowadzają zmian ani w katalogu, ani w limitach. Według szacunków, NFZ powinien co najmniej podwoić budżet na zaopatrzenie, aby zaspokoić podstawowe potrzeby osób z niepełnosprawnością w tym zakresie. Tymczasem przeznacza na ten cel ledwie 1 proc. swojego budżetu.

– Jest zrozumiałe, że Polski nie stać na taki poziom zaopatrzenia osób niepełnosprawnych, jaki mają w krajach skandynawskich, gdzie otrzymują najwyższej klasy i bardzo drogi sprzęt – mówi Mirosław Padjasek. – Ale mamy polskich producentów, jak firma Vermeiren (dawna Reha-Pol) czy GTM, którzy robią naprawdę dobre wózki w konkurencyjnych cenach. To ich ceny powinny być wyznacznikiem limitów na wózki.

Krzysztof Kliber z firmy IKAR, która zajmuje się sprzedażą i dystrybucją elektrycznych i manualnych wózków inwalidzkich głównie dla sklepów rehabilitacyjnych, dodaje, że niskie limity niszczą sieć sprzedaży.

– Cała siatka handlu, gdzie jest producent, hurtownik, dystrybutor i sklep, zanika – mówi Krzysztof Kliber. – W tej chwili hurtownik musi być indywidualnym sprzedawcą, bo jego ceny jeszcze mieszczą się w limitach. Tyle że w interesie klienta jest to, aby sprzedażą zajmowały się sklepy, bo to one są blisko niego.

Na zdjęciu: kobieta na wózku podczas spaceru

Na zachętę czy w nagrodę?

Krzysztof Kliber krytycznie ocenia wprowadzone dwa lata temu w programie PEGAZ ograniczenie wiekowe w ubieganiu się o dofinansowanie na zakup wózka elektrycznego. Wykluczono z niego starsze osoby niepełnosprawne, które weszły w wiek emerytalny. A więc kobiety po 60. roku życia i mężczyzn po 65. roku. Rok później dla wszystkich zwiększono do 15 proc. udział własny przy zakupie wózka. Wcześniej wynosił tylko 1 proc.

– Wiele starszych osób z niepełnosprawnością żyjących z renty lub niskiej emerytury, zostało pozbawionych pomocy. Nie rozumiem tej filozofii, bo przecież oni też chcą normalnie funkcjonować. Podniesienie progu własnego wkładu do 15 proc. wykluczyło wielu młodych niepełnosprawnych z szansy na integrację społeczną. Dla kogoś, kto żyje z 600 zł renty, dopłacenie do wózka 1500 zł, to kosmos. Wielu nie ma takich pieniędzy. Poza tym, coraz częściej przyznawanie dofinansowania uzależnia się od aktywności. Ma być ono nagrodą za nią. A dobry wózek czy proteza zastępują nogi i z tego powodu są potrzebne – nie mają wynagradzać zasług.
Trwa dyskusja, czy pieniądze w systemie pomocy osobom z niepełnosprawnością nie powinny wspierać głównie osób podejmujących aktywność, a w minimalnym tylko stopniu osoby bierne. Polski system pomocowy w dużej jeszcze mierze „karze” za aktywność. Jeśli ktoś np. znajdzie i podejmie pracę i o złotówkę przekroczy wysokość dochodu uprawniającego do dofinansowania, to często wypada z systemu. Zarobki – zwykle dużo niższe poniżej średniej krajowej – nie pozwalają jednak na samodzielne sfinansowanie potrzebnego sprzętu. Wsparcie natomiast otrzyma osoba o niskich dochodach, niepracująca i żyjąca wyłącznie z renty. Poza tym nawet te niewielkie środki, nie zawsze wydawane są dobrze. Wiele osób zgłasza się po dofinansowanie tylko dlatego, że jest taka możliwość. I je otrzymuje, choć dany sprzęt nie jest wykorzystywany. Dotyczy to szczególnie aparatów słuchowych, ale dzieje się tak i z innymi urządzeniami i przedmiotami, w tym z wózkami.

– Nawet przedstawiciele organizacji osób niepełnosprawnych mówią o tym, aby system kierował się w stronę większego wspierania osób aktywnych i podejmujących aktywność – mówi Krzysztof Kosiński, Zastępca Dyrektora Biura Pełnomocnika Rządu ds. Osób Niepełnosprawnych. – Warto to rozważyć, kiedy będą prowadzone prace nad nowym systemem. Wciąż należy jednak wspierać osoby nieaktywne, które bez tego w ogóle nic nie mogą zrobić. Na pewno należy zmienić optykę patrzenia na tę kwestię, aby w najlepszy sposób wspierać każdą z tych grup.

Andrzej Błasik uważa, że dopóki na NFZ nie zostaną wymuszone zmiany przez rząd i Ministerstwo Zdrowia, nic się nie poprawi.
– Z zaopatrzeniem jest naprawdę tragicznie, a robi się jeszcze gorzej. NFZ wydaje dodatkowe miliardy złotych na nowe lekarstwa i programy terapeutyczne, a zaopatrzenie w dobry wózek elektryczny, pielęgnacyjny, łóżko z materacem, dobrą protezę czy pionizator, zmniejszyłoby te koszty W tej nierównej walce wygrywają koncerny farmaceutyczne, niestety, przy aprobacie rządu, a przegrywają niepełnosprawni. Słucham w pracy, jak wielu narzeka na fatalne zaopatrzenie, a czas zacząć krzyczeć, bo od lat dostają z NFZ znacznie mniej, niż powinni.

Nowe rozdanie

PFRON wiele już lat wyręcza NFZ, przekazując ze swojego budżetu do samorządów setki milionów złotych, które przeznaczane są w znacznej części na zakup wózków inwalidzkich, protez, aparatów słuchowych, cewników, worków stomijnych, pieluchomajtek i innych rzeczy potrzebnych w codziennym funkcjonowaniu. NFZ robi wszystko, aby zachować utrzymywany od lat status quo i nie wydawać na zaopatrzenie pacjentów niepełnosprawnych złotówki więcej. Czas jednak zmienić ten dziwny układ, w którym funduszowi zdrowia udaje się unikać przejęcia pełnej odpowiedzialności za dużą grupę pacjentów. I na nich oszczędzać. NFZ powinien całkowicie finansować zaopatrzenie w sprzęt rehabilitacyjny, przedmioty ortopedyczne i inne środki, niezbędne pacjentom w rehabilitacji, powrocie do zdrowia i utrzymaniu sprawności funkcjonalnej. Nie PFRON. Ten powinien zajmować się wspieraniem zatrudnienia osób z niepełnosprawnością i tworzyć programy premiujące tych, którzy podejmują aktywność i samodzielność. Takiego podziału i przejrzystości brakuje w obecnym systemie wspierania osób z niepełnosprawnością.

Komentarz

  • rafal
    03.02.2012, 11:12
    Proteza modularna uda to koszt minimum 10 tys , a NFZ + PCPR daje maks 7 tys. Sama stopa to koszt 700-1500 zł ( w zalezności od zakładu i jego marży). Kwota 7 tys jest od lat 90 , w latach 90 proteza kosztowała 3,5 tys(nie modularna bo takie weszły do Polski po 2000 roku). Najtańsze kolano do protezy modularnej można kupić 3,5-5 tyś ( w zalezności od ...jw). Jak ktoś ma protezę modularną a dostaje pieniadze na nia to nie kupuje nowej tylko wymienia czesci bo inaczej sie nie da. A same zakłady tylko na tym rzerują. Bo nie ma cennika oficialnego tylko raz za to samo powiedza 5 tys zł a raz 1,6 zł dostosowuja ceny do majetności klienta ( proteza ktorej koszt był w sumie maks 13 tys zakład wzioł odemnie 23 tys). Taka jest prawda. NFZ z PFRONem powinien się wziaść za nich. A już pomijam jak sa traktowani sami pacjenci.

Dodaj odpowiedź na komentarz

Uwaga, komentarz pojawi się na liście dopiero po uzyskaniu akceptacji moderatora | regulamin
Prawy panel

Wspierają nas