Przejdź do treści głównej
Lewy panel

Wersja do druku

Dziurawy portfel systemu edukacji

02.02.2012
Autor: Beata Rędziak
Źródło: inf. własna

System edukacji uczniów z niepełnosprawnością nie jest zły, za to poziom wiedzy wśród samorządów i dyrektorów szkół - zastraszająco niski. Stwarza to wiele kłopotów w organizacji nauki dla dzieci z orzeczeniem o niepełnosprawności. Okazuje się, że wyjątkowo nie chodzi o to, że pieniędzy jest za mało; chodzi o to, że nie zawsze trafiają one tam, gdzie powinny.

- Mam wrażenie, że oświata jest obszarem największej dyskryminacji osób z niepełnosprawnością. Jestem zaniepokojony spokojem MEN w tej sytuacji. Od kiedy uczelnie zaczęły dostawać wagi subwencji oświatowej na studentów niepełnosprawnych, rynek zaczął o nich zabiegać. Na UW na 600 studentów z niepełnosprawnością zaspokajamy się 2/3 tej kwoty – widać z tego, jak duże są to pieniądze – mówił podczas debaty o finansowaniu edukacji osób z niepełnosprawnością Paweł Wdówik, kierownik biura ds. osób niepełnosprawnych na UW.

Podczas spotkania, poprowadzonego przez prof. Irenę Lipowicz, rzecznik praw obywatelskich, zaprezentowany został raport "Wszystko jasne - dostępność i jakość edukacji dla uczniów niepełnosprawnych". Projekt finansowany był ze środków Fundacji Batorego w ramach programu "Demokracja w działaniu".

Z raportu wynika jasno, że edukacja włączająca w Polsce dalej jest fikcją. W 2010 r. 2/3 placówek oświatowych nie miało żadnego ucznia z niepełnosprawnością. Zdecydowana większość z nich uczy się w szkołach specjalnych. Często jest tak, że klasy integracyjne zapewniają tylko integrację uczniów z niepełnosprawnością, a nie z całą grupą. – W gimnazjach odsetek uczniów z niepełnosprawnością wynosi 4,1, a w szkołach ponadgimnazjalnych spada do 1,7. Bardzo dużo uczniów tracimy po gimnazjum; oczywiście nie każdy musi iść na studia lub do szkoły ponadgimnazjalnej, natomiast na 100 proc. wiemy, że dzieje się tak przez system, który w teorii nie jest zły, tylko rozbieżny z praktyką – mówi dr Paweł Kubicki, rzecznik uczniów niepełnosprawnych ze Stowarzyszenia Nie-Grzeczne Dzieci.

Kubicki zwraca też uwagę, że coraz częściej szkoły określają się albo jako w całości integracyjne, albo zupełnie bez klas integracyjnych. – Pieniądze nie idą za uczniem. Wagi subwencji oświatowej na uczniów z niepełnosprawnością wynoszą do ok. 10 razy więcej niż na uczniów zdrowych – mówi Kubicki. Problem w tym, że pieniądze z subwencji z automatu nie idą za uczniem, ale np. mogą być przeznaczone na pensję nauczyciela wspomagającego czy też wiele innych, już pozaedukacyjnych potrzeb danej placówki.
- Samorządy te pieniądze pożyczają, ale nie oddają ich – podsumowała prof. Irena Lipowicz, uznając to za klęskę samorządów terytorialnych w tym zakresie.

Okazuje się, że jednym z kluczowych problemów jest także niewiedza samorządów, ale i dyrektorów szkół na temat prawa oświatowego i ich obowiązków wobec edukacji uczniów z niepełnosprawnością. Brakuje także ustawowych sankcji za nieprzestrzeganie przepisów. Taki stan rzeczy potwierdziła Małgorzata Chrapek, wójt gminy Wieprz z Małopolski. – Konieczne jest rozmawianie z rodzicami. Jeśli rodzice nie pójdą do dyrektora, nie porozmawiają, nie powiedzą o swoich potrzebach, to będą kłopoty. Na wsi jest jeszcze problem mentalności, rodzice często wstydzą się niepełnosprawnego dziecka. Trzeba rozmawiać – przekonywała Chrapek.

Ten brak wiedzy często powoduje, że rodzice są osamotnieni w „walce” o edukację dziecka. Wtedy efekty zależą od ich zaradności, wiedzy i starań. – Mieszkam w dużym mieście, jestem wykształcona, wiem, gdzie szukać informacji, powinno być mi łatwiej. Ale co mam zrobić, gdy placówka zapewnia mi dwie godziny wsparcia, zgodnie z rozporządzeniem MEN, a w orzeczeniu dziecko ma wskazania do 5 godzin? Rodzic przestaje być rodzicem, przestaje wychowywać, ale staje się rzecznikiem dziecka, szuka wsparcia w fundacjach, które pracują projektowo, co oznacza, że dziś mogę skorzystać z ich pomocy, ale jak skończy się projekt, będzie problem. W Warszawie godzina zajęć prywatnych kosztuje ok. 80 zł, miesięcznie to ok. 1000 zł – mówi o podstawowych problemach w zabezpieczeniu dziecku koniecznego wsparcia systemowego Agnieszka Niedźwiedzka, matka przedszkolaka z niepełnosprawnością. – My wywalczyliśmy to wsparcie, syn dostał także dodatkową asystę na cztery godziny w przedszkolu – dodaje.

Joanna Piotrowska, matka 7-latka z autyzmem, jest zadowolona ze szkoły publicznej z oddziałami integracyjnymi, do której trafił jej syn. – Na początku przechodziliśmy dodatkowe rozmowy, których nie przechodzą rodzice dzieci zdrowych, ale teraz jesteśmy bardzo zadowoleni ze szkoły i z klasy syna. Jest nauczyciel wspierający, nasze dziecko ma program uprzednio skonsultowany z nami. W klasie jest pięcioro dzieci z niepełnosprawnością. Widać, że szkoła jest otwarta i przyjazna dzieciom z różnego rodzaju niepełnosprawnością – opowiada Piotrowska. – Najczęściej o zaniżanie poziomu martwią się rodzice dzieci zdrowych – wyjaśnia.

Za całkiem uzasadnione uznaje to Niedźwiedzka, podając przykład, że jeśli w klasie jest pięcioro dzieci ze spektrum autyzmu i jedno dziecko z zespołem Downa, zwykła praca pedagogiczna jest bardzo trudna. – Wiem, że często jest tak, że do klas integracyjnych trafiają też dzieci np. z problemami emocjonalnymi czy z ADHD, ale bez orzeczenia. Wtedy praca w takiej klasie nie jest prosta – mówi. – Z opinii sąsiadów wiem, że w mojej szkole rejonowej są bardzo dobre warunki pracy w klasie integracyjnej i że rodzice dzieci zdrowych nie mają problemu z tym, żeby umieścić swoje dziecko w takiej klasie. Wszystko zależy od właściwych proporcji – dodaje Niedźwiedzka.

- Mamy trójkę dzieci w wieku 12, 9 i 5 lat, dwoje z ciężkim zaburzeniem metabolizmu. 9-latek jest upośledzony, ma autyzm, nie mówi. Chodzi do przedszkola publicznego, do grupy dzieci z zaburzeniami autystycznymi, ale tylko na dwie godziny dziennie, bo przedszkole nie jest w stanie zapewnić mu tzw. Cienia; wymaga on nieustannie osoby towarzyszącej. Starsze dzieci uczęszczają do szkoły prywatnej, tam są mniejsze grupy i łatwiej jest udzielić im potrzebnej pomocy, jeśli pojawi się taka konieczność. Słyszałam o tym, że niekiedy szkoły zabiegają o utworzenie klas integracyjnych, traktując to jako sposób na pozyskanie dodatkowych środków finansowych dla szkoły – opowiada o swoich doświadczeniach Katarzyna Roszewska.

Kubicki zwraca uwagę, że dążenie do edukacji włączającej jest konieczne, gdyż integracja, np. w klasach integracyjnych, nie zawsze faktycznie włącza do społeczeństwa. Do tego potrzebny jest wzrost wiedzy samych dyrektorów szkół i edukacja w samorządach.

- Nie ma sukcesu. MEN nie dopuszcza problemu do świadomości, jest za mało twardych środków i kontroli. Zastanowimy się nad skargą generalną, zbierając materiały po dzisiejszej debacie, a w przyszłości być może nad skargą do Trybunału Konstytucyjnego. Nie możemy być zadowoleni – jednoznacznie podsumowała problem prof. Irena Lipowicz.

Dodaj komentarz

Uwaga, komentarz pojawi się na liście dopiero po uzyskaniu akceptacji moderatora | regulamin

Komentarze

  • studium informatyczne
    Andrew
    10.02.2012, 05:32
    ja tak samo zaczałem na studium informatyczne chodzić, wielkie rozczarowanie, nie ta specjalizacja, brak zainteresowania, jednym słowem wielka kompromitacja. Specjalizacja na którą chcialem chodzić, od razu brakowało zainteresowania. Wielkie obiecanki ze strony szkoły. Zostalem zmuszony zrezygnowac ze szkoly
    odpowiedz na komentarz
  • Autopoprawka - Paweł Kubicki
    Paweł Kubicki
    05.02.2012, 11:34
    W tekście jest 10 proc., można mówić, że środki na niepełnosprawnych stanowią około 10% całej kwoty subwencji oświatowej (przy 2,5% osób z orzeczeniem), ale na jednego ucznia kwota jest nawet do 10 razy większa (np. waga P5 na niepełnosprawności sprzężone to 9,5 kwoty bazowej)
    odpowiedz na komentarz
  • po co uczyć takich .......
    matka która chce więcej
    03.02.2012, 12:46
    Moja córka nie pójdzie na studia jest w {stopniu głębokim}poziom nauczania jest z lat 94 choć chcę żeby córka miała dodatkowe nauczania logopedia,zajęcia sensoryczne..itd.zgodnie z zaleceniem poradni,nic z tego mogę CHCIEĆ nauczyciele pogłębiają kierunki,mają jak dyrektor kwalifikacje,ale poco takie dzieci uczyć poco wychodzić z nimi na korytarz niech lepiej siedzą w klasie tak podobno jest bezpieczniej nie wiem dla kogo.Ale dobrze mieć w szkole dzieci w stopniu głębokim i znacznym bo za tym idą konkretne pieniądze.Tylko dla kogo?i na co?.Niech wreszcie ktoś ruszy tyłek i przyjrzy się tym szkołom.
    odpowiedz na komentarz
  • Tak było i jeszcze długo będzie
    Beata
    02.02.2012, 21:14
    Mam 2 dzieci 21 letniego chłopaka (w dzieciństwie duża wada wymowy) i 20 letnią córkę z MPD (wózek). Jak dzieci były małe już wtedy nie było przedszkoli specjalnych tylko grupy integracyjne. Wtedy "normalne" przedszkole musiało mieć "na stanie" dzieci niepełnosprawne. Jak można się domyślać o chłopaka się "zabijali". Bez problemów, bez wysiłku statystyka zapewniona. Podciągali go jako osobę niepełnosprawną. Dla córki nie było nigdzie miejsca. Nawet katolickie przedszkole, prowadzone przez siostry zakonne, w centrum Gdyni odmówiło przyjęcia córki (zresztą jak usłyszeli, że jest na wózku nawet nie wpuścili mnie na rozmowę wszystko załatwiły przez domofon :)) Dopiero, gdy córka weszła w wiek obowiązku szkolnego, znalazło się dla niej miejsce w szkole specjalnej. Kiedyś w klasach w każdej grupie była pomoc dla nauczyciela. Później opiekunki były tylko do przewożenia dzieci z klasy do klasy. Było ich tak mało, że dzieci traciły conajmniej 15 min każdej godziny lekcyjnej a o pomocy w nauce nie było już mowy. Obecnie nawet dzieciaki nie mogą swobodnie kontaktować się ze sobą, bo sale lekcyjne są tak pozmniejszane, że dzieci na wózkach są upychane jak sardynki w puszce. Powieść można by napisać o edukacji dzieci niepełnosprawnych, ale wstyd byłby w świecie... Najgorsze jest to, że nie wszystkie dzieci niepełnosprawne mogą spontanicznie kontaktować się z otoczeniem i nie zawsze jak wrócą do domu mogą lub chcą przekazać, to co im przeszkadza. Podejrzewam, że studia niepełnosprawnych w wielkim procencie statystycznie wypełniają osoby podciągane pod niepełnosprawność. Głównym błędem sytemu jest to, że jest nieszczelny, orzeczenia bywają naciągane i nie są podzielone na konkretne grupy i związane bezpośrednio z nimi uprawnienia. Nie zrobiono porządku z niby rencistami a teraz niby niepełnosprawni utrudniają naukę niepełnosprawnym. Gdyby niepełnosprawni studiowali, to uczelnie miałyby konkretne potrzeby do realizacji.
    odpowiedz na komentarz
Prawy panel

Wspierają nas