Przejdź do treści głównej
Lewy panel

Wersja do druku

Będę wiedział, że spróbowałem

08.02.2012
Autor: Beata Rędziak
Źródło: inf. własna

Bartosz Ostałowski o swoich pasjach opowiada z zaangażowaniem, bez wielkich słów. Z własnego doświadczenia wie, że planów i marzeń nie można odkładać na przyszłość, tylko małymi krokami wcielać je w życie. Sport motorowy i malarstwo towarzyszyły mu właściwie od zawsze, ale realizować się w nich, spełniając swoje marzenia, zaczął tak naprawdę dopiero po wypadku, w którym stracił obie ręce.

To samo życie
Bartek nie dzieli swojego życia na to sprzed wypadku i po nim, to jest to samo życie, choć różni się sposobem funkcjonowania w wielu sytuacjach. - Po wypadku byłem oczywiście w szoku, wiedziałem, że straciłem ręce, ale jeszcze nie docierało to do mojej świadomości. Starałem się nie załamywać, ale najgorszy był moment powrotu po ok. roku ze szpitali i rehabilitacji.  Kiedy wróciłem do domu, do wszystkich znajomych miejsc, wyraźnie poczułem moje ograniczenia. Wtedy bardzo pomogły mi rodzina, moja dziewczyna i pasje. Skupiałem się na tym, żeby je kontynuować, choć na początku byłem załamany, że nie mogę prowadzić samochodu, robić notatek na uczelni, malować. Aż doszedłem do wniosku, że mogę to robić inaczej – opowiada o pierwszych trudnych chwilach powrotu do codzienności. Wypadek zdarzył się w wakacje po pierwszym roku studiów. Bartek jechał na motorze, z podporządkowanej drogi wyjechał samochód; motocyklista, ratując się, skręcił gwałtownie i wpadł na barierki.

Na zdjęciu: Bartosz Ostałowski w samochodzie rajdowym
Na zdjęciu: Bartosz Ostałowski, fot.: archiwum B. Ostałowskiego

Od tego czasu minęło ponad 5 lat. Nowa rzeczywistość przyniosła niełatwe doświadczenie z kupnem i dopasowaniem protez. – Trudny do zaakceptowania był sam fakt, że będę musiał zastąpić ręce protezami, poza tym musieliśmy zbierać środki, gdyż koszt protez był bardzo duży. Miałem nadzieję, że pomogą mi one w codziennym życiu; niestety, zostały źle wykonane przez firmę i nie spełniały swoich podstawowych funkcji. Poczułem się oszukany. Rozmowy i negocjacje z firmą Otto Bock do dziś nie przyniosły żadnego rezultatu, pomimo zaangażowania w nie rzecznika praw konsumenta. Z tymi protezami było tak, jakbym miał auto, tylko bez kierownicy i pedałów – podsumowuje.

Udaje się
Ważnym momentem było dla Bartka poznanie artysty, który malował stopami i prowadził samochód lewą nogą. – Przejechałem się z nim i stwierdziłem, że też spróbuję. Kupiłem samochód z automatyczną skrzynią biegów i zacząłem ćwiczyć. Na początku jeździłem w asyście, ale z dnia na dzień było coraz lepiej. Zobaczyłem, że nie odbiegam od innych kierowców i zacząłem myśleć o powrocie do moich rajdowych pasji. Kupiłem drugi samochód, odpowiednio go przygotowaliśmy, np.  poprzez dopasowanie fotela, który lepiej trzyma kierowcę, i sportowe zawieszenie. Obawiałem się, czy przy większych prędkościach dam radę wyjść z poślizgu i zapanować nad kierownicą. Na treningach widać było, że to się udaje – opowiada Bartek.

Kiedy Bartek zaczął startować w amatorskich rajdach, okazało się, że nie ma gorszych wyników od innych. Z dnia na dzień robił błyskawiczne postępy. Wtedy zrodziła się w nim myśl, by iść tą drogą i spełnić swoje marzenia. – Zrobiłem  międzynarodową licencję FIA kierowcy wyścigowego i zacząłem startować na torze w wyścigach profesjonalnych. Pierwsze starty w międzynarodowych zawodach to był kolejny moment zastanowienia się, czy wszystko będzie w porządku. Ale udało się spełnić wszystkie wymogi i startować na równi z innymi – wspomina.

Na zdjęciu: samochód rajdowy Bartosza Ostałowskiego, fot.: archiwum B. Ostałowskiego
Na zdjęciu: samochód rajdowy Bartosza Ostałowskiego, fot.: archiwum B. Ostałowskiego

Pierwszy sukces Bartka to zajęcie pierwszego miejsca w ubiegłorocznym Wyścigowym Pucharze Polski na torze w Poznaniu w klasie samochodów  powyżej 2 l.

Niemożliwe?
- Kiedy Bartek ok. półtora roku temu zwrócił się do mnie z prośbą o pomoc, moje pierwsze wrażenie mówiło, że to jest niemożliwe, bo w jaki sposób? Ale gdy spotkaliśmy się na torze w Słomczynie, gdy zobaczyłem, jak Bartek jeździ, zmieniłem zdanie – opowiada o swoim spotkaniu z Bartkiem Jakub Mroczkowski, wiceprezes ds. sportu w Automobilklub „Rzemieślnik” w Warszawie.

Mroczkowski potwierdza, że Bartek to samorodny talent. – Ma niezwykłe wyczucie balansu samochodu, którego nie ma zbyt wielu zawodników, tak więc jego możliwości są ogromne. To jest imponujące, że się nie poddał, że walczy. Szczególnie to robi wrażenie na nas, samochodziarzach, sportowcach, którzy wiemy, jak trudno jest uczestniczyć w tym sporcie i do jakiej trzeba dojść perfekcji, żeby osiągnąć jakiekolwiek wyniki – mówi wiceprezes. – U Bartka nie ma zgorzknienia, apatii, roszczeń; jest bardzo otwarty, łatwo się aklimatyzuje, nie epatuje swoją niepełnosprawnością, ale osobowością – podkreśla Mroczkowski. – Nie znam żadnej innej osoby niepełnosprawnej, która robiłaby coś takiego – dodaje wiceprezes.

Na zdjęciu: Bartosz Ostałowski przy samochodzie rajdowym, fot.: archiwum B. Ostałowskiego
Na zdjęciu: Bartosz Ostałowski, fot.: archiwum B. Ostałowskiego

Samodzielne nogi
- Szukam jak największej liczby osób, które od urodzenia nie mają rąk, chcę się od nich uczyć. Oni wykorzystują nogi np. do mycia zębów, w zasadzie do wszystkiego. Mam kontakt ze specjalistą z USA, który pracuje z osobami niepełnosprawnymi,  może mi podpowiedzieć, w jaki sposób coś mogę zrobić – opowiada Bartek.

Samodzielność jest dla niego bardzo ważna, chce ją osiągnąć w pełni, o ile to tylko będzie możliwe. Wie, że wiele rzeczy musi nauczyć się robić inaczej i konsekwentnie się tego uczy. – Poznałem Kasię Rogowiec (polska paraolimpijka – przyp. red.), podrzuciła mi pomysł, abym spróbował biegówek. Nie mówię: nie, ale musiałbym popracować nad kondycją – śmieje się Bartek.

Od pół roku ma wiernego pomocnika i towarzysza – Zefira. Labrador, dzięki Fundacji Pomocna Łapa, jest jego psem asystującym. – Czasami coś mi podaje, coś pociągnie, pomaga założyć T-shirt - towarzyszy mi wszędzie. Jest bardzo przyjacielski, mobilizuje mnie do aktywności, razem biegamy. Na wyścigi też ze mną jeździ, ale w nich nie uczestniczy, czeka na mnie – opowiada ze śmiechem.

Narysować adrenalinę
Drugą jego pasją jest malarstwo. Zawsze coś szkicował ołówkiem czy węglem; samochody, motocykle, konstrukcje - tego też wymagały studia z zarządzania w inżynierii i produkcji. Po wypadku, zachęcony przez znajomego artystę, wysłał swoje prace do Światowego Związku Artystów Malujących Ustami i Nogami - VDMFK. Na początku nie myślałem, że uda mi się dostać do grona artystów, ale zawsze podchodzę do wszystkiego tak, żeby próbować. Nawet jeśli się nie uda, będę wiedział, że spróbowałem. Początkowo nie było łatwo, bo noga drętwiała, trzymając ołówek, i trudno było o precyzję – mówi Bartek. Ale się udało i w ten sposób już od 3 lat jest stypendystą międzynarodowego wydawnictwa VDMFK. Bardzo ceni sobie tę współpracę i kontakt z innymi artystami z całego świata. Cały czas szlifuje i udoskonala artystyczny warsztat. Ostatnio skończył studium, gdzie uczył się, jak pracować nad swoją techniką. Najchętniej maluje pejzaże, martwą naturę, zwierzęta, ale także np. samochody podczas wyścigów. – Tak się złożyło, że obie moje pasje uzupełniają się - na torze mam dużo adrenaliny, a podczas malowania mogę się wyciszyć i przelać swoje emocje na płótno – podsumowuje sportowiec i artysta.

Na zdjęciu: Bartosz Ostałowski maluje obrazy, fot.: archiwum B. Ostałowskiego
Na zdjęciu: Bartosz Ostałowski, fot.: archiwum B. Ostałowskiego

Nie chcę wybierać
Nie chciałby wybierać pomiędzy sportem i malarstwem - obie pasje są ważne i obie dają mu inny rodzaj satysfakcji. W tej chwili dużo czasu pochłania mu sport, ale wie, że w sporcie każdy ma swoje pięć minut. – Może moje pięć minut jest teraz, nie wiem tego. Ale jestem szczęśliwy, że mogę w tym momencie w tym uczestniczyć. Zawsze mówiłem, że dużo bym oddał za to, żeby znaleźć się w atmosferze wyścigów. A samo ściganie było szczytem marzeń – mówi Bartek. Wciąż boi się powiedzieć, że teraz oprócz pasji to także jego praca. Jest zapraszany przez MotoIntegrator na imprezy sportowe, podczas których odbywają się pokazy jego jazdy. Ostatnio jako wolontariusz był również zaangażowany w WOŚP, podczas której licytowano przejazdy z nim. – Dotąd mnie pomagano, teraz ja też chcę pomóc – dodaje skromnie.

W tym roku Bartek chce pracować nad swoim warsztatem malarskim oraz rozwijać współpracę z VDMFK i wydawnictwem Amun w Polsce. Przygotowuje się także do Pucharu Mistrzostw Polski w Drifcie; dzięki sponsorom już niedługo będzie mógł jeździć samochodem dostosowanym do jazdy techniką kontrolowanego poślizgu. Chciałby się także uniezależnić i zamieszkać samodzielnie.

– Bardzo dziękuję firmom MotoIntegrator, InterCars, Nordglass, SKF za pomoc i umożliwienie startów. Wyznaczanie sobie celów i planów daje szczęście. Można mieć milion, ale nic z nim nie zrobić i stracić go, a można go rozwinąć i zainwestować – tak Bartek w wielkim skrócie podsumowuje swoje podejście do życia.

Dodaj komentarz

Uwaga, komentarz pojawi się na liście dopiero po uzyskaniu akceptacji moderatora | regulamin

Komentarze

  • to jest to !!!
    bini44
    13.02.2012, 21:20
    chłopie - jesteś wielki, pozdrawiam serdecznie
    odpowiedz na komentarz
Prawy panel

Wspierają nas