sobota, 20 kwietnia 2024 r.
WIADOMOŚCI
Stowarzyszenie Przyjaciół Integracji- KRS 0000 102 130
Fajnie być sensownym Świętym Mikołajem – rozmowa z Barbarą Pawłowską z „Expressu Reporterów”

Barbara Pawłowska, dziennikarka telewizyjna, stale współpracująca z magazynem "Express Reporterów" w TVP 2 opowiada o swoich doświadczeniach w udzielaniu pomocy.

Od czego zaczęła się Pani praca związana z pomaganiem innym?

Zaczynałam w programie "Telewizja nocą". Był to program typowo pomocowy w latach 70-tych, który prowadziła Halina Miroszowa i Aleksander Małachowski. Dostawaliśmy dziennie setki listów z prośbami o pomoc. Ludzie prosili o różne rzeczy, pisząc, że np. mają bardzo chore dziecko, potrzebują pieniędzy na protezę, bo nigdy w życiu nie wyszli jeszcze na dwór, albo na wózek inwalidzki. Od tego się zaczęła moja praca z ludźmi z problemami.

Jakie formy pomocy najbardziej się sprawdzają?

Wiadomo, że w telewizji nie możemy podawać numerów kont wszystkich potrzebujących. Nie pracuję w programie pomocowym, lecz "Expres Reporterów", interesują nas ludzie ze swoimi problemami, którzy zmagają się z życiem. Moim zdaniem pomoc jest najbardziej wartościowa, kiedy pomaga się komuś, kto sam próbuje coś zrobić, ma jakiś pomysł na swoje życie. Bardzo często się zdarza, że dostajemy wzruszające listy o trudnej sytuacji; pisze np. kobieta niewidoma, że mąż ma stwardnienie rozsiane, mieszkają na wsi, nie radzą sobie - jadę wtedy do nich, a tam czterech dorosłych synów, którzy nigdy w życiu się nie zhańbili pracą, są pełnosprawni, mogliby świetnie rodzicom pomagać... Nie wiadomo, jak się wtedy zachować. Trzeba więc wiedzieć, komu i w jaki sposób pomóc.

Zdarzają się też przypadki, że ktoś prosi nas o pomoc, sam też dużo robi i jego historia bardzo porusza opinię publiczną. Wtedy dzwoni do nas dużo osób, oferując pomoc i są momenty, kiedy musze powiedzieć, że już więcej nie potrzeba pomocy dla tej osoby, że "może pan pomoże komuś innemu?", bo ten człowiek dostał już wiele rzeczy tego rodzaju. Pewnego razu przygotowywałam materiał o chłopcu, który miał wypadek, stracił nogi pod pociągiem, był kompletnie sam, nie miał rodziny, nie miał nikogo - pomoc oferowana dla niego była ogromna. Dzwoniono nawet z Kancelaria Prezydenta i wszyscy chcieli mu dać mieszkanie. Co by się stało, gdyby dostał trzy mieszkania? Trzy fabryki mebli dzwoniły, że chcą mu dać meble. Jakiś zakład z Opoczna chciał mu dać płytki ceramiczne, potem zakład z innego miasta też chciał dać podobne płytki. Musiałam mówić, że dziękujemy, już nie trzeba. Myślę, że trudno jest pomagać i trzeba to robić z głową. Trzeba wiedzieć, co komu jest potrzebne.

W jakich sytuacjach ludzie najchętniej pomagają?

Niepokoi mnie, że ludzie chcą pomagać, kiedy widzą straszną nędzę, gdy człowiek kompletnie sobie nie radzi - zazwyczaj ofiarowują wówczas pomoc nieco bezsensowną. Wysyłamy np. ubrania i ci ludzie są zasypani ubraniami, które nie są im aż tak potrzebne. Potrzebne jest na przykład jedzenie. A jak ludzie wysyłają jedzenie - to tylko mąkę, ryż i olej. Wtedy ludzie dostają tonę mąki, oleju, ryżu. Tak się właśnie zdarza, bo trudno jest akcję skoordynować. Mi jest trudno, jako dziennikarzowi koordynować takie akcje. Gdy odbieram dziesiąty telefon, że ktoś chce w ten, czy inny sposób pomóc, to mówię: "przepraszam bardzo, już tego wystarczy".

Poza tym mam opory przy organizowaniu pomocy ludziom, którzy są roszczeniowo nastawieni do życia, którzy żądają, a nie proszą.

Jak Pani wybiera potencjalnych bohaterów, kandydatów do obdarowania?

Lubię pomagać, kiedy wiem, że pomoc się nie zmarnuje, kiedy mam pewność, że jak podamy numer konta i ludzie wpłacą pieniądze, to dzieci nie będą nadal głodne, bo rodzice wszystko przepiją. Nie lubię pomagać ludziom, którzy nie budzą pełnego zaufania. Ale im też różne formy wsparcia są potrzebne - tam też są głodne dzieci - np. w rodzinach alkoholików.

Uważam, że dużo rozsądniej pomagać tym, którzy starają się czegoś dokonać. Tak było z moją bohaterką, która straciła nogi pod pociągiem. Jej mąż zbudował sklep, który razem prowadzili. Ich dzieci są czyste, zadbane, ślicznie uczesane przez mamę w różne fajne fryzurki, maja piękne kredki, bawią się, ale to wszystko dzieje się kosztem wielu wyrzeczeń tej matki. Wiem, że tam każdy grosz pójdzie na to, żeby kształcić dzieci, żeby potrafiły sobie radzić w życiu, widać, że tam pomoc się nie zmarnuje.

O tym trzeba właśnie pamiętać, kiedy się pomaga ludziom. Ofiarowanie pomocy, czy samych pieniędzy, tylko po to, żebyśmy mieli czyste sumienie, i mieli z tego powody dobre samopoczucie jest bez sensu - dlatego gdy na ulicy pod sklepem zaczepia mnie alkoholik i prosi o dwa złote, to wole mu kupić bułkę. Naprawdę zawsze pytam: "proszę pana, robię zakupy, kupię panu jedzenia, kawałek kiełbasy, sera". Często on mówi: "szefowo, ale szefowa nie widzi, że ja na głodzie, ja muszę się napić. Trudno, wtedy mu dam te dwa złote, bo przynajmniej jest szczery. Najgorsza jest nieszczerość, żerowanie na przekonaniu: "wszyscy mi pomogą, a ja sam nie zrobię nic, ja nie tknę palcem, bo po co? - skoro mi się wszystko należy! Nie dała mi opieka społeczna, to na nią nagadam, nie dał mi PFRON, to powiem, co o nim myślę, skoro mi podjazdu nie zrobili..." A czterech synów to nie może wybetonować?! I wziąć się w garść, a ja załatwię cement. Fajnie być sensownym Świętym Mikołajem.

Data opublikowania dokumentu: 2004-12-14, 17.10

Data wydarzenia: 2004-12-14
Skomentuj na forum Wydrukuj
CO NOWEGO
Copyright by Stowarzyszenie Przyjaciół Integracji