logo www.niepelnosprawni.pl

Cela bez taryfy ulgowej

W przepełnionych polskich więzieniach i aresztach śledczych wśród 90 tys. osadzonych jest kilka tysięcy osób niepełnosprawnych. Co zrozumiałe, nie wszystkim odpowiadają więzienne warunki. 

O niepełnosprawnym aresztowanym Rafale N. wspominały media. Jest sparaliżowany od pasa w dół, zraniony kulą, która trafiła go rykoszetem. Porusza się na wózku inwalidzkim. Gdy trafił do aresztu przy ul. Rakowieckiej w Warszawie pod zarzutem zlecania kradzieży samochodów, stwierdził, że areszt nie jest dostosowany do jego potrzeb. W celi, z powodu wąskiego przejścia, nie mógł podjechać wózkiem do łóżka. Wąskie wejście do toalety uniemożliwiało mu dostanie się do niej, a w środku nie było żadnych poręczy. Za każdym razem musiał prosić współwięźniów o pomoc w załatwieniu potrzeb fizjologicznych. Nie lepiej było w łaźni. Wysoki próg brodzika prysznica oraz kurek wody na wysokości 1,80 cm zmuszały go do proszenia o pomoc współwięźnia. Czuł, że sytuacje te naruszają jego godność, złożył więc skargę do Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka.

Na zdjęciu: Typowa cela w polskim więzieniu
W zatłoczonych celach trudno jest poruszać się osobie
na wózku, ale niepełnosprawny więzień zawsze
dostanie łóżko na dole.
Fot. P.MECIK/FORUM

Przedstawiciele Fundacji odwiedzili aresztowanego. Na miejscu uznali jego skargę za uzasadnioną i zaapelowali do dyrektora służby więziennej o poprawienie warunków w areszcie. Wskazali też na konieczność przeniesienia zatrzymanego do innego aresztu, w którym znajduje się oddział neurologiczny. Ku jego zaskoczeniu, sąd wkrótce uchylił areszt i pozwolił czekać na proces na wolności. Poza tym władze służby więziennej podjęły decyzję o stworzeniu na Rakowieckiej dostosowanych cel i pryszniców dla osób niepełnosprawnych. Na Rakowieckiej mówi się, że to zasługa Rafała N., niepełnosprawnego mieszkańca Rembertowa. 

Chwytanie się brzytwy

O takim szczęściu nie mógł powiedzieć Adam Z., który przebywa¸ w dwóch aresztach śledczych i przez kilka lat próbował zmienić swoją sytuację. Trafił do aresztu za wyłudzanie pieniędzy od nieletnich oraz nakłanianie do składania fałszywych zeznań. Dziesięć lat przed aresztowaniem w wyniku wypadku stracił obydwie ręce aż do łokci. Wniósł skargę do Trybunału w Strasburgu, narzekając na brak personelu, który pomagałby mu przy ścieleniu łóżka, myciu, kąpieli, goleniu, ubieraniu się i posiłkach. Uważał, że naruszane jest jego prawo do humanitarnego traktowania, a uzależnienie od pomocy współwięźniów jest poniżające. Skarżył się też na trudności w otrzymaniu protez rąk.

Inaczej sytuację oceniała administracja aresztu. Uważano, że Adam Z. sam, bez potrzeby asystenta potrafi się ubrać, pościelić łóżko, zjeść, czytać gazetę, a poza tym otrzymuje wystarczającą pomoc od współwięźniów. Także sąd penitencjarny uznał, że przebywanie w areszcie nie naraża jego zdrowia ani życia. Zgodzono się jednak udzielić aresztowanemu przerwy w odbywaniu kary, aby mógł zaopatrzyć się w protezy. Po powrocie do aresztu Adam Z. narzekał jednak, że to proste protezy i wielu czynności nadal nie jest w stanie samodzielnie wykonać. Chciał otrzymać nowocześniejsze protezy, najlepiej biomechaniczne. Dwaj więzienni eksperci uznali jednak, że aresztowany ze swoją niepełnosprawnością dobrze przystosował się do warunków zatrzymania i tylko czasem powinien mieć pomoc.

Sprawa ciągnęła się kilka lat i w końcu Adam Z. został warunkowo zwolniony. Skargi ze Strasburga jednak nie wycofał, a w jego sprawę zaangażowała się Helsińska Fundacja Praw Człowieka.

- Większość skarg napływających do Fundacji Helsińskiej dotyczy jednak więziennej służby zdrowia, a nie warunków osadzenia - mówi dr Piotr Kładoczny, koordynator działań karnych w interesie publicznym w Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. - Więźniowie skarżą się zwykle, że nie są leczeni albo rehabilitowani. Oczywiście skargi są albo słuszne, albo nie. Czasem okazuje się, że na wolności skazany nie leczył się, choć już był chory. Inni proszą o pomoc w zapewnieniu nie tyle terapii leczniczej w zakładzie, ile wyjścia z aresztu i podjęcia leczenia na wolności. Nie oznacza to, że zakłady karne są w stanie zapewnić leczenie wszystkim skazanym, którzy tego potrzebują. Niektórych wypuszcza się na leczenie poza mury, innych nie, uznając, że więzienna służba zdrowia zapewnia im odpowiednią rehabilitację i leczenie.

Fundacja odpisuje na przychodzące skargi i kieruje pismo do zakładu karnego, prosząc o wyjaśnienie i ustosunkowanie się do zarzutów skazanego. Jeśli  w odpowiedzi jest informacja, że skazany jest zdrowy albo że nie tak chory, jak sam opisuje, co poświadcza na piśmie penitencjarny lekarz, to niewiele można zrobić. O odpowiedzi zakładu informowany jest również skarżący się, aby się do niej ustosunkował. Bywają więc rozbieżne opinie: co innego wynika z opisu skazanego, a co innego z wyjaśnień administracji więziennej. Kiedy Fundacja ma pewność, że sytuacja skazanego narusza któryś z artykułów Konwencji Praw Człowieka, to interweniuje dalej.

Klasztor za kratami

W Centralnym Zarządzie Służby Więziennej (CZSW) przyznają, że większość ze 156 jednostek penitencjarnych w Polsce jest niedostosowana dla zatrzymanych i osadzonych osób niepełnosprawnych ruchowo. Mniej niż jedna trzecia zakładów jest w mniejszym lub większym stopniu przygotowana na przyjęcie takich osób. Główne problemy to nieprzystosowane łaźnie i toalety w celach, nieprzystosowane izby chorych i ambulatoria, wąskie wejścia i przejścia ze schodami oraz brak podjazdów i wind.

Ponadto zaledwie tuzin placówek ma specjalistyczne pracownie rehabilitacyjne i fizjoterapeutyczne, stąd długi okres oczekiwania osadzonych na zabiegi rehabilitacyjne i konieczność konwojowania ich do innego zakładu.

Polskie więziennictwo powoli, choć sukcesywnie dostosowuje swoje obiekty. W 2001 roku tylko cztery zakłady w Polsce miały przystosowane cele. Teraz jest ich kilkanaście razy więcej. Brak pieniędzy nie jest jedynym powodem wolno przeprowadzanej modernizacji pawilonów. Wiele zakładów karnych pamięta czasy I wojny światowej, a niektóre to dawne klasztory zaadaptowane do nowych potrzeb.

Strome schody, wąskie przejścia i drzwi to standard w tego typu obiektach. Zamontowanie platformy, a nawet pochylni dla skazanych poruszających się na wózku czy o kulach jest technicznie niemożliwe. Ale nie wszystkie placówki penitencjarne potrzebują dostosowań. Dotyczy to głównie zamkniętych zakładów karnych, w których siedzą recydywiści, bo oni w zasadzie nie opuszczają swoich cel.

 - Administracja więzienia sama ocenia, co osadzonemu jest potrzebne, czy np. musi mieć wózek, o przyznanie którego wystąpił - mówi dr Teodor Bulenda, prawnik  i znawca polskiego więziennictwa. - Gdy jest to zakład zamknięty, to wychodzi się z założenia, że parę kroków do ambulatorium czy łaźni więzień zrobi o kulach albo pomogą mu inni. Wózek nie jest potrzebny.

Jeżeli zakład karny, w którym przebywa osoba niepełnosprawna ruchowo, jest niedostosowany, przenosi się ją do placówki w okręgu, dostępnej choćby częściowo. Na terenie okręgu zwykle jest jeden taki zakład. Nie wszyscy więźniowie niepełnosprawni godzą się jednak na to, ponieważ chcą być jak najbliżej rodziny.

W polskim więziennictwie planuje się, aby docelowo każdy zakład penitencjarny miał jedną, dwie cele przystosowane dla niepełnosprawnych skazanych. Na razie  z osadzonym mającym problemy w poruszaniu się i wykonywaniu podstawowych czynności umieszcza się w celi współwięźniów, którzy są gotowi mu pomagać. Chętnych nie brakuje. To element resocjalizacji dobrze oceniany przez więzienne władze. Taką postawę mogą wziąć pod uwagę przy rozpatrywaniu wniosku o warunkowe przedterminowe zwolnienie.

- Jest wielu skazanych, którzy pomagają osadzonym niepełnosprawnym bezinteresownie - kończy dr Teodor Bulenda. - Takie altruistyczne postawy zauważyłem, odwiedzając wiele zakładów penitencjarnych w Polsce.

Bez psa przewodnika

Na dyrektorach zakładów karnych spoczywa obowiązek zapewnienia osadzonym niepełnosprawnym fizycznie sprzętu ortopedycznego, o ile taką potrzebę potwierdzi lekarz. W 2006 r. skazanym przyznano 42 wózki inwalidzkie, 7 aparatów słuchowych, 7 protez oka, 38 protez kończyn, 17 ortez i 2 materace przeciwodleżynowe. Najwięcej przyznano kul ortopedycznych - 313. Jeśli skazany niewidomy korzystał na wolności z psa przewodnika, będzie musiał pożegnać się  z nim przed bramą więzienną. W zakładzie karnym pies przewodnik miałby niewiele pracy. Szybko zresztą doszłoby do konfliktu między nim a psami wartowniczymi.  Osoby niesłyszące odsiadujące wyroki, porozumiewające się na wolności językiem migowym, nie mogą liczyć na tłumacza zatrudnionego na stałe w zakładzie karnym. Ze współwięźniami i personelem więziennym muszą porozumiewać się, pisząc na kartce. 

Na zdjęciu: Więźniowie podczas spaceru w ''spacerniaku''
Fot. M.BIELECKI/FORUM

Za cenę wzroku

Od lat obserwuje się, że wśród odsiadujących wyroki w zakładach karnych wzrasta odsetek osób niepełnosprawnych. Przyczyną tego są nie tylko niedomagania osadzonych, którzy starzeją się za murami więziennymi. Wzrost liczby osób niepełnosprawnych i chorych wynika m.in. ze stylu życia, jaki prowadzą w zakładzie.

W 2007 roku w polskich placówkach penitencjarnych doszło do 1812 samouszkodzeń. Część z nich zakończyła się trwałą niepełnosprawnością.

Jedna z największych fal samookaleczeń, pociągająca za sobą przyrost liczby niewidomych i niedowidzących, przetoczyła się w zakładach karnych w latach 80. XX w. W więziennej służbie zdrowia nie leczono wtedy poważnych wad narządu wzroku. Zakład musiał jednak zapewnić osadzonym terapię.

- W 1984 roku jeden z więźniów dokonał samouszkodzenia oczu i wystąpił do sądu penitencjarnego z prośbą o udzielenie przerwy w odbywaniu kary na leczenie poza zakładem - opowiada Wojciech Wilk, rzecznik prasowy ZK w podbydgoskim Fordonie. - Jego śladem poszli inni.  W okaleczaniu oczu znaleźli sposób na opuszczenie zakładu karnego na czas leczenia. Niekiedy trwało to pół roku i dłużej. To był sposób na wyjście na wolność.

Na zdjęciu: Więzienny korytarz
Zakład karny w Nowogardzie w żargonie więźniów
nazywany jest polskim Alcatraz. Jest zwartą budowlą
typu pawilonowego. Jego mur ochronny otacza fosa.
Niegdyś był to zamek Ebersteinów.
Fot. W.BASALYGO/FORUM

Skazani wymyślali różne metody uszkadzania wzroku. Najbardziej znana to wbijanie w gałkę oczną miedzianego drucika. Kilkumilimetrowy drut wdmuchiwał w oko przez rurkę kolega z celi. Miedź w gałce wywoływała chorobę - miedzicę. Niektórzy na stałe mieli w oku wbity drucik. Tak długo masowali okolice oczodołu, aż puchła im głowa. Robiło to lepsze wrażenie na lekarzach, którzy decydowali, czy konieczna jest przerwa na leczenie. Gdy o miedziane druciki było trudno, do oczu wbijano mocno podgrzane spinacze biurowe. Jeśli ich zabrakło, chwytano po żyletki i nimi cięto gałki. W celu doraźnego wywołania stanu zapalnego, zasypywano też oczy startym grafitem z ołówka lub opiłkami wolframu z żarówek.

Na falę okaleczeń i przyrost liczby osadzonych z uszkodzeniami wzroku więziennictwo musiało jakoś zareagować. Najpierw w Bytomiu utworzono oddział szpitalny. Potem stworzono oddział dla ociemniałych w Fordonie. Do dziś znajduje się tu 37-łóżkowy oddział dla skazanych niewidomych i niedowidzących. Z całej Polski przywozi się wszystkich z poważnymi schorzeniami wzroku i uczy orientacji przestrzennej oraz czytania w języku Braille’a. Po kursie wracają do swoich zakładów karnych.

W penitencjarnych bibliotekach nie ma książek w brajlu ani nagranych na kasetach. Ociemniali z wyrokiem pragnący mieć kontakt z literaturą muszą zwrócić się w tej sprawie do miejscowych bibliotek, które niekiedy mają płyty z książkami, albo do Polskiego Związku Niewidomych.

Znanym niewidomym, skazanym na początku lat 80. na karę śmierci za zabójstwo, był Roman K. Oczekując na rewizję wyroku w akcie desperacji pociął sobie żyletką gałki oczne. Zupełnie stracił wzrok. W konsekwencji zamieniono mu wyrok na 25 lat pozbawienia wolności. Postanowiono także wykonać szereg operacji, aby choćby częściowo odzyskał wzrok. Po czterech miesiącach Roman K. zaczął widzieć. Musiał jednak nosić silne szkła: 31 dioptrii. 

Wzrok stopniowo regenerował się. Po 15 latach osadzenia skazany ''doszedł'' do 14 dioptrii. Był wzorowym więźniem i jako jeden z niewielu - jak wspominają strażnicy - naprawdę żałował swojego czynu. Po 21 latach kary sąd penitencjarny udzielił Romanowi K. warunkowego przedterminowego zwolnienia.

Dziś do samouszkodzeń oczu już tak często nie dochodzi. Częściej zdarzają się zakażenia wywołane wstrzykiwaniem sobie różnych substancji, np. w nogę, aby mieć kłopoty z poruszaniem się i wymusić przeniesienie na inny oddział. Skazani próbujący przez okaleczanie się wpłynąć na tego typu decyzje są karani.

Na zdjęciu: Więźniowie podczas zbiórki
Ciasnota i zagęszczenie - oto codzienność polskiego
więziennictwa...Osoby niepełnosprawne nie mogą
liczyć na oddzielne cele.
Fot. Kr.ŻUCZKOWSKI/PRZEGLĄD/FORUM

- Niektórzy więźniowie ubiegają się o otrzymanie orzeczenia o stopniu niepełnosprawności - mówi Marek Mikielewicz z Centralnego Zarządu Służby Więziennej. - Komisje występują do zakładu karnego o opinię w tej sprawie. Jeśli więzień dokonał samookaleczenia, to opinia jest negatywna. W innym przypadku konwojowany jest na posiedzenie komisji orzekającej o stopniu niepełnosprawności.

Nie wszyscy chorzy i niepełnosprawni fizycznie więźniowie zgadzają się na leczenie i rehabilitację0 Odmowy mają niekiedy związek z subkulturą więzienną. Skazani odmawiają współpracy z administracją więzienną na wszystkich płaszczyznach. Chcą pokazać, że sami decydują o sobie. Że nie odebrano im całkowicie wolności. W przypadku pogorszenia stanu zdrowia nie mogą jednak liczyć na jakiekolwiek odszkodowanie. Od odmawiających leczenia bierze się oświadczenie, że nie chcą być leczeni i rehabilitowani. Część skazanych odmawia leczenia jeszcze z innego, bardziej prozaicznego powodu - na oddziałach leczniczo-rehabilitacyjnych nie można palić papierosów.

Praca więźniów

Dzisiaj pracodawcy coraz częściej szukają taniej siły roboczej wśród skazanych. Ofert pracy jest więcej niż chętnych. W zakładach penitencjarnych pracuje tylko jedna trzecia więźniów. Jeszcze mniej jest ich wśród osadzonych niepełnosprawnych pracowników. Choć teoretycznie mogliby pracować, w większości maja orzeczenie z wpisem: ''niezdolny do pracy'' i nie decydują się na nią. Kiedyś więźniowie niepełnosprawni ruchowo szyli piłki, ubrania lub pracowali w introligatorni.

Na zdjęciu: Więźniowie podczas pracy
Fot. M.BIELECKI/FORUM

W ZK w Fordonie podejmowano próby zatrudniania skazanych ociemniałych. Uczono ich wyrabiania szczotek. Dziś jeśli znajdzie się pracodawca chętny zatrudnić skazanych niepełnosprawnych, musi stworzyć im warunki zgodnie z Ustawą o rehabilitacji zawodowej i społecznej oraz zatrudnianiu osób niepełnosprawnych.

Równi w kryminale

Więźniowie niepełnosprawni ze schorzeniami narządu ruchu, mowy czy wzroku odbywają karę pozbawienia wolności w zakładach karnych w normalnym systemie. W zupełnie innym (system terapeutyczny) odbywają karę osoby z upośledzeniem umysłowym bądź z niepsychotycznymi zaburzeniami psychicznymi. Razem z nimi na oddziałach terapeutycznych przebywają skazani uzależnieni od alkoholu i narkotyków. Tutaj przechodzą zajęcia terapeutyczne i rehabilitacyjne.

Badania dr. Henryka Biegalskiego wykazały jednak, że większość skazanych źle ocenia prowadzone zajęcia terapeutyczne i rehabilitacyjne. Na pytanie: ''Co daje im terapia?'' większość odpowiedziała: ''że daje możliwość pogadania'' oraz ''wypełnia czas''.

Osoba upośledzona umysłowo osadzona na normalnym, a nie terapeutycznym oddziale jest narażona na przemoc. Niestety, zdarzają się pomyłki w diagnozie, i na normalne oddziały trafiają niekiedy osoby mające problemy psychiczne i mentalne. Gdy służba więzienna to zauważy, skazany zostaje przeniesiony na oddział terapeutyczny. Niestety, zanim to nastąpi, często wcześniej doświadcza przemocy ze strony współwięźniów. Zarząd więziennictwa próbuje walczyć z agresją w zakładach karnych, a także z innymi problemami, z jakimi boryka się więziennictwo. Nowym sposobem na ich przezwyciężenie ma być przygotowany projekt ustawy ''Program modernizacji Służby Więziennej w latach 2008-2010''.

Osadzeni niepełnosprawni tracą wiele z przywilejów, jakie mieli na wolności. Tu traktowani są bez taryfy ulgowej. Choć placówki penitencjarne powoli modernizują się, aby skazani niepełnosprawni fizycznie mogli korzystać z tych samych obiektów i pomieszczeń co inni osadzeni, to słowo ''dyskryminacja'' nigdy nie będzie tu tak popularne jak poza murami. W końcu zakład karny to miejsce odbywania kary, a skazany - sprawny czy niepełnosprawny - nie może mieć warunków jak na wolności.

Autor: Piotr Stanisławski

Data opublikowania dokumentu: 2008-04-15, 16.52




Informacja pochodzi z portalu www.niepelnosprawni.pl.