Przejdź do treści głównej
Lewy panel

Wersja do druku

Turyn 2006

03.03.2006
Jesteś w zasobie archiwalnym naszego portalu. Informacje z tego artykułu mogą być nieaktualne. Polecamy nowsze artykuły na ten temat na naszym portalu. Zachęcamy do skorzystania z naszej wyszukiwarki.

Paraolimpiada olimpiadzie RÓWNA

10 marca 2006 we Włoszech rozpoczną się Zimowe Igrzyska Paraolimpijskie Turyn 2006. Weźmie w nich udział również polska ekipa niepełnosprawnych sportowców. Igrzyska jeszcze się nie zaczęły, a już wiadomo, że przejdą do historii.


Foto: R. Schmidt

Z Turynu niepełnosprawni sportowcy nie przywiozą jak zawsze worka medali, gdyż po raz pierwszy rywalizować będą tylko w trzech grupach medalowych. Dotychczas było tyle grup medalowych, ile klas schorzeń (jedna grupa składała się z 10-12 klas). Teraz zawodnicy w konkurencjach zjazdowych i biegowych walczyć będą o komplet medali podzieleni na grupy dla siedzących, stojących i niewidomych. Oznacza to, że o trzy medale w grupie rywalizować będzie od kilkudziesięciu do nawet stu zawodników. Wcześniej było to kilkanaście, a czasem nawet kilka osób.

Medalowe przeliczniki
Na pierwszy rzut oka wydawać się może, że nowe reguły nie są sprawiedliwe, a na ich wprowadzeniu stracą zawodnicy o najpoważniejszych schorzeniach. Na przykład w grupie stojących znajdą się zawodnicy jeżdżący na protezach i jednej nodze, jak i zawodnicy jadący na zdrowych nogach, lecz bez jednej czy dwóch rąk. Szanse wszystkich osób w grupie są jednak wyrównane, gdyż każdemu z zawodników indywidualnie oszacowano procentowo stopień niepełnosprawności. Im wyższy jest stopień niepełnosprawności, tym niższy przypisuje mu się wskaźnik procentowy, np. 0,7. Analogicznie zawodnicy najbardziej sprawni otrzymują wskaźnik najwyższy, czyli najbliższy 1. Wyniki oblicza się poprzez mnożenie uzyskanego czasu przez wskaźnik procentowy. Jeśli więc zawodnik z przelicznikiem bliskim 1 uzyskał na mecie czas 1 min 45 s, to jego czas pomnożony przez przelicznik da mu podobny wynik. Natomiast zawodnik z przelicznikiem 0,7 jeśli nawet przybędzie na metę z czasem 2 min 20 s (140 s), to jego czas pomnożony przez 0,7 da mu ostatecznie 1 min 38 s (98 s). A więc czas lepszy. I on wygra. Na tablicy wyników czas każdego zawodnika pokazywany będzie automatycznie z uwzględnieniem przelicznika jego niepełnosprawności. Kibice nie muszą zatem wnikać w skomplikowany system przeliczników procentowych.

System przeliczników nie jest doskonały, ale obecnie najlepszy. Środowisko sportowców niepełnosprawnych różnie zareagowało na „pomniejszony" podział medali. Jednak kadra trenerska popiera nowe rozwiązania. Postulują nawet, aby nowy podział medalowy objął wszystkie dyscypliny. Przekonują, że dzięki zmianom wzrośnie wartość zdobytego medalu i rywalizacja, gdyż wszyscy będą walczyć o jeden komplet medali. Skończą się zarzuty, że w poszczególnych konkurencjach udział bierze niewielu zawodników, że jest za dużo medali, zawody trwają za długo, a ceremonie ciągną się w nieskończoność.

MEDALE
Do Turynu przyjadą reprezentacje paraolimpijczyków z kilkudziesięciu krajów, aby walczyć o 648 medali. Wzornictwo medali jest bardzo skromne - na awersie znajduje się logo igrzysk, natomiast na rewersie widnieją symbole różnych dyscyplin sportowych. Okrągłe medale mają pośrodku wyciętą dziurę i z wyglądu przypominają... popularne amerykańskie pączki. Pusta przestrzeń ma symbolizować piazzę (po włosku - plac) jako centrum wydarzeń związanych z igrzyskami olimpijskimi. „Okrągły jak koła olimpijskie i jednocześnie symbolizujący koło zwycięstwa. Kiedy medal zawiśnie na piersi sportowca, pusta przestrzeń wskaże miejsce, gdzie znajduje się jego serce" - opisują medal organizatorzy olimpiady.


Foto: R. Schmidt

Wyczynowcy giganci
Podczas zimowych igrzysk niepełnosprawni sportowcy rywalizować będą w następujących konkurencjach: narciarstwo alpejskie - slalom, gigant i supergigant, narciarstwo nordyckie - biegi i biatlon, oraz w grach zespołowych - hokeju na lodzie (na tzw. sledgach - zawodnicy siedzą na specjalnej desce z trzema łyżwami) i w curlingu na wózkach.
W dyscyplinach biegowych osoby siedzące „wypychają" dystans trzymanymi w dłoniach krótkimi kijkami. W grupie stojącej biegną w protezach lub bez rąk. Dla tych ostatnich największym problemem jest utrzymanie równowagi podczas zakrętów na zjazdach i przy podjazdach. Z kolei w konkurencjach alpejskich, zwłaszcza w slalomie, większe szanse na uzyskanie lepszego czasu mają zawodnicy jadący na jednej nodze. Lepiej „wchodzą" w bramki i lepiej mijają tyczki niż zawodnicy jadący na dwóch nartach.


Foto: archiwum Polskiego Związku Paraolimpijskiego

Jednak najtrudniejszy rodzaj narciarstwa uprawiają osoby niewidome. Jadą w parze z przewodnikiem. Przewodnik wyposażony w mikrofon i system wzmacniający z głośnikiem, jadąc przed partnerem w odległości długości jednej bramki, daje mu sygnały, kiedy i z której strony ma ominąć tyczkę. Przewodnik wjeżdżając w swoją bramkę, musi z pewnym wyprzedzeniem dać zawodnikowi sygnał, aby odpowiednio wcześniej zainicjował skręt. Aby uniknąć wpadnięcia na tyczkę, wypadnięcia z toru czy wywrócenia, razem muszą stworzyć doskonale rozumiejący się zespół. To oznacza setki godzin wspólnego treningu. Nie tylko zwykli kibice, lecz także największe sławy narciarstwa alpejskiego z podziwem oglądają niewidomych alpejczyków pędzących niekiedy z prędkością 100 km/h.

Pieniędzy jak lodu?
Polska kadra paraolimpijczyków jadąca do Turynu na tle innych ekip wygląda skromnie. Nasz kraj będzie reprezentować 11 zawodników w narciarstwie zjazdowym i nordyckim. Polaków zabraknie w hokeju na lodzie i curlingu na wózkach. W Polsce nie ma, niestety, ani jednego klubu sportowego, który prowadziłby sekcję hokeja na sledgach.
Próbowano ją założyć w Bydgoszczy i Elblągu, jednak problemy z dostępem do lodowiska oraz skompletowaniem dwóch drużyn (ok. 12-15 zawodników), które trenowałyby ze sobą, zniweczyły te starania. Barierą jest również dostęp do odpowiedniego sprzętu, zwłaszcza do sledgów. Zawodnicy próbują poradzić sobie z tym problemem, wykonując je we własnym zakresie. Najgorzej jest jednak z dostępem do lodowiska. Jego wynajęcie jest drogie. Przekonał się o tym Polski Związek Curlingu, który wynajmował dotąd dla kadry sprawnych i niepełnosprawnych zawodników płytę na warszawskim Torwarze. Po ostatniej podwyżce stawka godzinowa wynosi 420 zł, co znacznie przekracza możliwości finansowe Związku. Dlatego musiał zrezygnować z dalszego wynajmu i przerwać treningi.
- Mamy zawodników, sprzęt, ale nie mamy lodu, gdzie moglibyśmy trenować -  mówi Arkadiusz Pawłowski, jeden z zawodników curlingu na wózkach.
-  Czasem ratujemy się wyjazdami do Gliwic, gdzie za lodowisko płaci się o wiele mniej.
To jednak spore utrudnienie.


Foto: archiwum Polskiego Związku Curlingu

CURLING
Curling rozgrywany jest na lodzie między dwiema drużynami liczącymi po czterech zawodników. Gra polega na pchaniu ważących 20 kg granitowych kamieni po torze lodowym w taki sposób, by zatrzymały się najbliżej środka tarczy o średnicy 183 cm. Wygrywa drużyna, która więcej kamieni umieści bliżej środka tarczy. W curlingu na wózkach nie stosuje się szczotkowania. Gra wymaga zręczności, strategii oraz finezji. Wśród osób niepełnosprawnych curling najbardziej popularny jest w Anglii, Bułgarii, Danii, Kanadzie, Niemczech, Włoszech, Szkocji, Szwajcarii, Szwecji, USA. Kij, którego używają zawodnicy do pchania kamieni (extender), zakończony jest specjalnym uchwytem, trzymającym rączkę kamienia. Kij ma regulowaną długość.

Niepełnosprawni curlingowcy trenują razem z pełnosprawnymi. Dzięki temu mają stały trening, a co ważne dostęp do kamieni do gry, których komplet 16 szt. (po 8 szt. na drużynę) kosztuje 32 tys. zł. Kamienie muszą być bardzo wytrzymałe, aby nie pękały przy uderzeniach. Dlatego robi się je tylko z granitu wydobywanego w Szkocji, uważanego za najtwardszy na świecie.

Ekipa curlingu na wózkach nie zakwalifikowała się jednak na zimowe igrzyska w Turynie. Podczas ostatnich mistrzostw świata w Glasgow w Szkocji większość drużyn grała nową metodą polegającą na wypuszczaniu kamieni ze specjalnych kijków wyposażonych w uchwyty. Nasi kadrowicze wypuszczali kamienie starą metodą, czyli z ręki. Zajęli ostatnie miejsce. Po mistrzostwach zaczęli szybko uczyć się wyrzutów nową metodą. Efekty było widać już podczas otwartych mistrzostw Czech, gdzie pokonali kilka lepszych od siebie zespołów. Na igrzyska było już jednak za późno.

PIERWSZE ZAWODY W POLSCE
W 2005 roku minęło 50 lat, od kiedy w Polsce odbyło się pierwsze zgrupowanie narciarskie osób niepełnosprawnych i pierwsze zawody ogólnopolskie w zjeździe na nartach osób z amputacjami. Wszyscy zawodnicy jeździli wyłącznie w protezach. Nie istniało narciarstwo wyczynowe. Narciarstwo uprawiano przede wszystkim w celach rehabilitacyjnych. Miało doskonalić chodzenie w protezie. Podczas pierwszych zawodów jeżdżono na nartach z wiązaniami rzemiennymi z okresu II wojny światowej kupionych z demobilu.

Czekając na nowego Bachledę
W zawodach biegowych trenerzy największe nadzieje pokładają w Katarzynie Rogowiec (podwójna amputacja rąk), która na ostatnich mistrzostwach świata zdobyła dwa medale - złoty i srebrny - oraz drugie miejsce w Pucharze Świata, oraz w Robercie Wontor (amputowane nogi), który na tych samych mistrzostwach zdobył złoto. Robert ponadto zdobył Kryształową Kulę podczas ostatniego Pucharu Świata, jest także złotym medalistą Igrzysk Para-olimpijskich w Salt Lakę City.

Polaków nie będzie również w grupach narciarzy niewidomych.
- Nie ma u nas osób niewidomych, które na wysokim poziomie uprawiałyby biegi - mówi Krystyna Hady-Bartkowiak z Polskiego Związku Sportu Osób Niepełnosprawnych „Start". - Jest kilka osób, które uprawiają tę dyscyplinę tylko rekreacyjnie.
Przyczyną takiej sytuacji jest brak przewodników dla zawodników. Osoba niewidoma biegnie bowiem z przewodnikiem, który również musi mieć pewne umiejętności. Przewodnik jest jego okiem, dopinguje, wczuwa się w tempo, prowadzi i ostrzega. W tej dyscyplinie przewodnikami są zwykle osoby z najbliższego otoczenia zawodnika - brat, siostra, żona, mąż. Para musi przebywać i trenować ze sobą wiele godzin, aby się dobrze rozumiała. Narciarzy niewidomych nic mamy również w konkurencjach alpejskich. Podobnie jak w narciarstwie sportowców pełnosprawnych konkurencje zjazdowe zdominowali zawodnicy z krajów alpejskich.

Polacy są realistami. Dla nas dużym sukcesem będzie, jeśli któryś z naszych czterech zawodników (Łukasz Szeliga -  slalom na jednej narcie, Andrzej Szczęsny - supergigant na mono-Ski, Bogdan Mirski - slalom, Jarosław Rola - slalom i gigant na mono-Ski), wejdzie do pierwszej piętnastki.

- W Polsce od czasów Andrzeja Bachledy, który kilkadziesiąt lat temu zdobył srebro i brąz na mistrzostwach świata, nie mieliśmy zawodnika, który odniósłby sukces w narciarstwie alpejskim - mówi kierownik sportowy alpinistów Romuald Schmidt, współtwórca polskiego narciarstwa zjazdowego osób po urazach kręgosłupa. - Pewne osiągnięcia w Pucharze Świata miały siostry Małgorzata i Dorota Tlałki. Gdyby dzisiaj polski alpinista zajął w Pucharze Świata 15. miejsce albo na igrzyskach olimpijskich załapał się do pierwszej dziesiątki, byłby narodowym bohaterem. I byłby to ogromny sukces polskiego narciarstwa. Tej samej miary sukcesem będzie, gdy któryś z naszych czterech chłopców dostanie się do ścisłej piętnastki najlepszych na świecie, alpejczyków.

Wygląda na to, że nowe zasady podziału medali, jakie wprowadzono w konkurencjach narciarskich, wkrótce przejmą inne dyscypliny sportu osób niepełnosprawnych. Już zapowiada się wprowadzenie ich podczas tegorocznych mistrzostw Polski w pływaniu. Być może powszechne będą we wszystkich dyscyplinach w czasie paraolimpiady w Pekinie w 2008 r. Jeśli do tego dojdzie, będzie można mówić o prawdziwej rewolucji w sporcie osób niepełnosprawnych. Skorzysta na tym cały sport tego środowiska. Wielką w tym rolę odegrają tegoroczne Zimowe Igrzyska Paraolimpijskie w Turynie.

Autor: Piotr Stanisławski
Źródło: magazyn „Integracja” 1/2006

Dodaj komentarz

Uwaga, komentarz pojawi się na liście dopiero po uzyskaniu akceptacji moderatora | regulamin

Komentarze

brak komentarzy

Prawy panel

Wspierają nas