Przejdź do treści głównej
Lewy panel

Wersja do druku

Kamil Fabisiak. Wejść w odpowiedni rytm

27.08.2021
Źródło: „Droga do Tokio”, wyd. Polski Komitet Paraolimpijski, fot. Adrian Stykowski
kamil fabisiak z rakietą w ręce drugą rękę wyciąga do sufintu na hali sportowej

Dla zawodników sportowych sezonu praktycznie nie było. Kamil Fabisiak przygotowywał się do niego ciężko przez cztery miesiące, jednak przez pandemię zamknięto hale, siłownie, korty. Cała praca na nic.

- Tenis to dyscyplina, w której jeśli się na korcie nie spędzi odpowiedniej liczby godzin, to nie da rady nic zrobić, trzeba cały czas regularnie trenować – tłumaczy tenisista.

Pierwszy w tym roku międzynarodowy turniej rozegrał w listopadzie, w Czechach. W deblu doszedł do finału, a w singlu pierwszy mecz wygrał, drugi przegrał z Austriakiem Josephem Rieglerem, z którym wcześniej zazwyczaj nie miał problemów. Tym razem jednak za bardzo uciekł myślami po wygranym 6:1 pierwszym secie.

- Roznoszę go na korcie, wchodzi wszystko, forhend, bekhend, nie ma nic do powiedzenia, nie łapie się nawet na grę – opowiada. – I nagle przychodzi zbytnia pewność, że się wygra, brak koncentracji. Jest trzeci set, tam nie wychodzi gem serwisowy i dziękuję, do widzenia, jest po turnieju.

Jakby tego było mało, jeszcze w drodze powrotnej popsuł mu się samochód. Do kraju wracał na lawecie.

Potrzebne ogranie

Kamil to zawodnik, który musi wystąpić w trzech, czterech turniejach, żeby wejść w odpowiedni rytm. Co sezon gra w około 16 zawodach.

- Najlepszą mam zawsze końcówkę roku – podkreśla. – Jak już jestem dobrze ograny, wszystko czuję, wtedy mam najlepsze wyniki. Początek zawsze mam słaby, nieraz przegrywam z ludźmi, z którymi nigdy nie przegrywałem.

W 2020 r. końcówka sezonu była jednocześnie jego początkiem, więc wynik z Czech w ogóle go nie dziwi. Ten rok i tak w dużej mierze poszedł na straty.

- Byłem załamany lockdownem – przyznaje. – Mieliśmy jechać do Portugalii na kwalifikacje europejskie do mistrzostw świata. Wszystko było dopięte, już praktycznie w samolocie siedzieliśmy, gdy nagle wszystko poodwoływano. Człowiek się zastanawiał, jaki sens ma to trenowanie.

Dopiero w czerwcu, gdy ruszyły turnieje, wróciła motywacja, żeby odzyskać jak najlepszą formę. Obecnie codziennie spędza na korcie z trenerem po dwie godziny. Jego sparingpartnerem jest 14-letni pełnosprawny tenisista. Trening to nie tylko kort, ale też przygotowanie kondycyjno-siłowe, by poprawić jazdę wózkiem.

- Tak jak w klasycznym tenisie ważna jest praca nóg, tak tutaj praca na wózku – tłumaczy. – Bo technika techniką, ale muszę wypracować jak najlepszy timing, żeby jak najszybciej ustawiać się do piłki. Im lepsza pozycja, tym lepsze uderzenie.

Kamil dobrze zna swoje atuty, wie też, nad czym wciąż musi pracować. Zawsze miał dobry forhend, silny, dokładny, mało robi błędów w tym uderzeniu. Ostatnio też znacząco poprawił siłę i dokładność serwisu. Woli grać z głębi kortu, bo jego styl gry jest bardziej siłowy. Wie jednak, że musi poprawić wolej i smecz. Zwłaszcza że woli grać w ataku niż w defensywie.

Kamil fabisiak połowa twarzy widoczna przez siatkę rakiety

Powalczyć o sukces

By wejść w odpowiedni rytm, rok 2021 musi zacząć odpowiednio wcześnie, już w styczniu. Plan jest taki, że jeśli wszystko ruszy, zacznie jeździć na duże turnieje, żeby ogrywać się z jak najlepszymi zawodnikami i wejść na jak najwyższy poziom. W 2019 r. jego planem było zakwalifikowanie się do igrzysk, uzyskanie jak najlepszego rankingu. Jeździł więc głównie na mniejsze turnieje, żeby gromadzić punkty, o które tam łatwiej niż na dużych zawodach. W 2019 r. w singlu udało mu się wygrać sześć turniejów międzynarodowych, w tym jeden wyższej rangi. Ogółem do tej pory wygrał 25 turniejów singlowych i 27 deblowych. Wśród nich było kilka większych trofeów, brał też udział w Doubles Masters, czyli zawodach najlepszej deblowej ósemki na świecie. Z kolei w światowym rankingu singlistów najwyżej był w 2017 r. – na miejscu 16. Obecnie jest 22. w singlu i 33. w deblu, a do marca 2021 r. ranking jest zamrożony. Dwa razy brał też udział w igrzyskach paraolimpijskich. W Rio chciał wejść przynajmniej do najlepszej ósemki turnieju.

- Jak człowiek nie osiągnął tego, co planował, zawsze dopada go jakieś zwątpienie – wspomina. – Ale potem znowu przyszła chęć grania i plany przygotowania się do igrzysk w Tokio. Żeby spróbować zagrać i powalczyć o sukces.

Jak każdy sportowiec, marzy o zwycięstwie, ale jeśli by się nie udało, chciałby dojść jak najdalej i przede wszystkim być ze swojej gry zadowolonym.

- Nie chodzi o to, żeby pojechać tam turystycznie i przegrać z kimś 6:1, 6:1 – zaznacza. – Zawsze staram się przygotować najlepiej, jak się da. Ale jestem świadomy, że pewnych rzeczy nie przeskoczę. Choćby tego, że niektórzy mają z sobą pełen sztab, trenerów, odnowę...

Sportowiec z przypadku

Czołowi światowi zawodnicy wydają na sezon około 50 tys. euro. Dla Kamila taki pułap finansowy jest nieosiągalny. Może jednak liczyć na opiekę klubu SIKT Płock, który zapewnia trenera, oraz na prezydenta miasta, dzięki któremu trening w hali jest niemal bezpłatny, a także na Polski Związek Tenisowy oraz Ministerstwo Sportu. Kamil może też czasem polegać na sponsorach, jak na firmie Tecnifibre, bo rakiety i ich naciągi bardzo się zużywają. Tak jak i wózek do gry, który po dwóch latach nadaje się do wymiany. Nowy, dopasowywany indywidualnie, to koszt około 5 tys. euro. Kamil poświęca się tenisowi całkowicie. Traci na tym rodzina – dzieci i żona, która na szczęście jest wyrozumiała i bardzo go wspiera. A Kamil gra w tenisa już kilkanaście lat.

-To był totalny przypadek – mówi o swoich początkach. – Chodziłem do Płocka do szkoły, a przez dysplazję włóknistą i problemy z biodrem poruszałem się o kulach. Na ulicy zaczepiła mnie Judyta Olszewska, która uprawiała tenis na wózkach. Zapytała, czy nie chciałbym spróbować.

Chciał, choć bez ogromnego entuzjazmu. Był już po dwudziestce, a do tego nigdy ani nie grał w tenisa, ani nawet nie poruszał się na co dzień na wózku. Pojechał jednak na kilka zgrupowań, choć przyznaje, że przez pierwsze pięć lat nie traktował tenisa priorytetowo. Ważniejsza była szkoła. Profesjonalnie zaczął podchodzić do sportu, gdy zakwalifikował się na igrzyska w Londynie. Zaczęła się współpraca z trenerem klubowym, z sezonu na sezon zaczęły przychodzić coraz większe sukcesy. Dziś uważa, że właściwy poziom gry osiągnął dopiero 2–3 lata temu. To długa droga, zdaje sobie jednak sprawę z tego, że łatwej dyscypliny sobie nie wybrał. Także z tego względu, że aby zdobyć złoto na igrzyskach, trzeba tam wygrać siedem meczów.

- Przez siedem dni trzeba być w jak najlepszej formie – podkreśla. – Są dyscypliny, w których szykujemy formę na dany dzień, można mieć wtedy tzw. dzień konia, zrobimy rekord życiowy i jest medal. A tu trzeba mieć tydzień konia! – dodaje z uśmiechem.


Najnowsze informacje z Igrzysk Paraolimpijskich w Tokio w specjalnej zakładce Niepelnosprawni.pl/tokio, a także na naszych profilach na Facebooku i Twitterze. Na miejscu jest korespondentka Integracji, Ilona Berezowska.

Dodaj komentarz

Uwaga, komentarz pojawi się na liście dopiero po uzyskaniu akceptacji moderatora | regulamin

Komentarze

brak komentarzy

Prawy panel

Wspierają nas