Przejdź do treści głównej
Lewy panel

Wersja do druku

Mała rewolucja

26.04.2007
Autor: Tomasz Przybyszewski
Źródło: Dodatek Praca

logo Dodatek PracaOtwarty, sympatyczny, rozmowny - to niektóre z cech, jakimi powinien charakteryzować się dobry dyplomata. Jane Cordell, Pierwsza Sekretarz Ambasady Brytyjskiej w Warszawie, z nawiązką spełnia te wymagania. Fakt, że nie słyszy, jest drugorzędny.

Jeżeli się chce, to można się porozumieć - twierdzi Jane, która swobodnie mówi po angielsku i po polsku. W rozumieniu innych pomagają jej anglojęzyczni lipspeakerzy („mówiący ustami”). Jest ich sześcioro. Przyjechali za Jane z Wielkiej Brytanii, mają podpisany kontrakt z ambasadą. Pracują na zmianę. Lipspeaker siedzi naprzeciwko Jane i w ciszy bardzo wyraźnie otwiera usta, szybko i dokładnie przekazując czyjeś słowa. Pomaga sobie ruchami rąk, gdy trzeba przekazać podniesienie głosu czy przeliterować trudne słowo. Jane ma do swoich lipspeakerów stuprocentowe zaufanie. Jako że pracują w placówce dyplomatycznej, są zobowiązani do zachowania tajemnicy.

Jane Cordell

Trzeba było znać polski

Pierwszy raz Jane była w Polsce w 1986 roku z międzynarodową orkiestrą. Grała na altówce. Ponownie przyjechała w 1990 roku, by przez następne cztery lata uczyć języka angielskiego. Pracowała w Gliwicach i w Elblągu. To wtedy zaczęła uczyć się polskiego.
- W Gliwicach mało ludzi mówiło po angielsku - wspomina. - Trzeba było znać polski. Miałam nauczycielkę, która z kolei nie mówiła po angielsku. Było mi niezwykle trudno, ale w tym czasie jeszcze słyszałam. To było 9-12 miesięcy przed tym, kiedy zaczynałam tracić słuch.

Przez trzy lata słuch Jane pogarszał się. 15 lat temu przestała słyszeć. Pierwszy rok był dramatyczny. Lekarze rozkładali ręce. Nie mieli pojęcia, co było przyczyną utraty słuchu. Dziś Jane mówi, że sama nie wie dlaczego, ale przestała się tym martwić. Dalej starała się uczyć cudzoziemców angielskiego.
- To było oczywiście trudne - wspomina. – Nie mieliśmy jeszcze wtedy w Anglii prawa gwarantującego równość osobom niepełnosprawnym. Musiałam być elastyczna, zaadaptować się. To bardzo ważne. Przecież wciąż jeszcze żyję i mam trochę do zaoferowania.

Jane zmieniła zawód. Została wydawcą materiałów do nauki angielskiego dla cudzoziemców w firmie Cambridge. Jak mówi, było to zajęcie przyjazne dla niesłyszących. Tak samo jak korespondencyjne nauczanie angielskiego, za co zabrała się później. Do służby dyplomatycznej trafiła przez ogłoszenie prasowe. To było w 2001 roku. Najważniejsze, że z założenia byli tam ludzie pozytywnie nastawieni do osób niepełnosprawnych. I była możliwość wyjazdów zagranicznych.

Dźwięki w gardle

Tak Jane w 2006 roku ponownie wylądowała w Polsce. Tym razem z czteroletnim kontraktem w ambasadzie w Warszawie. - To był mój wybór - mówi. - Bardzo chciałam pracować tu jeszcze raz. Byłam bardzo ciekawa, jak tu się teraz żyje. Poza tym Polska jest największym nowym członkiem UE i polityka nie jest tu nudna, a pracuję w zespole politycznym.

spotkanie u Pani Prezydentowej
Jane Cordell (pierwsza z lewej) na spotkaniu u Małżonki Prezydenta RP Marii Kaczyńskiej.

W zespole tym Jane jest odpowiedzialna za polską politykę zagraniczną, sprawy bezpieczeństwa, kwestie wojskowe, wymiar sprawiedliwości i sprawy wewnętrzne naszego kraju, a także kwestie praw człowieka, w tym mniejszości. Można ją było spotkać na konferencji dotyczącej elektronicznego monitorowania więźniów, dyskusji panelowej w Szkole Głównej Handlowej, poświęconej zagadnieniom handlu z Afryką, czy w gimnazjum w Siedlcach na konferencji dla uczniów i nauczycieli na temat kształcenia dzieci niepełnosprawnych.

Przed objęciem tych zadań Jane przez ponad cztery miesiące intensywnie szlifowała na kursach w Londynie język polski. Choć świetnie nim włada, uważa, że wcale nie jest taka zdolna. Twierdzi, że to po prostu ciężka praca. - Będąc niepełnosprawną, trzeba być, niestety, przygotowaną do dłuższej i cięższej pracy niż osoba pełnosprawna - podkreśla.

Jak ciężko potrafi pracować, widać w czasie spotkań z Polakami. Słyszą, że nie mówi do nich rodaczka, ale nie mają problemu z jej zrozumieniem. Wielkie natomiast jest ich zdumienie, gdy dowiadują się, że mówi do nich niesłysząca Brytyjka. Jeszcze większe, że może ich zrozumieć. Jane czyta trochę z ruchu ust także po polsku. Twierdzi nawet, że nasz język jest teoretycznie łatwiej odczytać niż angielski. - W angielskim dużo dźwięków jest w gardle - mówi. - Muszę cały czas zgadywać. Polski jest bardziej „na ustach”.

Czas na zmiany

Z tym zgadywaniem są czasem problemy. - Kiedyś na spotkaniu wewnętrznym mój szef mówił o budżecie ambasady - śmieje się Jane. - Myślałam, że mówi o artykułach sanitarnych (po ang. sanitary products). Powiedział, że za dużo na nie wydaliśmy. Byłam zaskoczona. Zapytałam, dlaczego, skoro tyle wydaliśmy, brakuje czasem papieru toaletowego. Popatrzył na mnie zdziwiony. Okazało się, że chodziło mu o stationery products - artykuły biurowe.

Takie nieporozumienia się zdarzają, ale Jane się nie obraża. - To po prostu dobra okazja do śmiechu - twierdzi. - Jeśli my się uśmiechniemy, to innym też łatwiej jest się zrelaksować. Trzeba wybaczać sobie i innym.

- Czasami to, że Jane nie słyszy, troszkę spowalnia sprawy - przyznaje Ambasador Brytyjski w Polsce Charles Crawford, szef Jane. - To trochę tak, jak praca przez tłumacza. Nie czyni to jednak życia specjalnie trudnym: z większością z nas czasem łatwiej, czasem trudniej się współpracuje. Pozytywna postawa Jane jest ogromnym atutem ambasady. Jest pewną siebie, skupioną i dającą z siebie wszystko współpracowniczką. Znakomicie sobie radzi, jest też dobra w pracy zespołowej, ma pozytywny wpływ i siłę w budowaniu grupy. Ma może tylko jedną wadę. Czasem nie śmieje się z moich dowcipów. Ale może po prostu nie są śmieszne?

W dyplomacji, także krajów wysoko rozwiniętych jak Wielka Brytania, nie ma wielu osób niepełnosprawnych. Mimo to Jane nie uważa, że łamie bariery. - Dyplomaci bardzo rzadko są rewolucjonistami, więc chyba nim nie jestem, ale myślę, że mała rewolucja byłaby dobra dla wszystkich - uważa Jane. - Jestem przekonana, że byłoby dobrze dla całego społeczeństwa, gdyby niepełnosprawni mieli do takiej pracy łatwiejszy dostęp. Nie jest łatwo zmienić mentalność ludzi. Można jednak zmienić prawo. Zmieni się wówczas wychowanie, a wtedy przyjdzie czas na zmiany mentalne.

Trudno jest właściwie powiedzieć, że Jane jest niepełnosprawna. Nie uważa nawet usług lipspeakerów za przywilej. - To raczej konieczna adaptacja, aby wykonywać pracę na odpowiednim poziomie - wyjaśnia. Także i bez nich może prowadzić rozmowę. Jeśli nawet czegoś nie zrozumie, może w ogóle nie odpowiadać. Ponoć sam Winston Churchill twierdził, że „dyplomata to człowiek, który dwukrotnie się zastanowi, zanim nic nie powie”.

***

Artykuł powstał w ramach projektu "Integracja - Praca. Wydawnicza kampania informacyjno-promocyjna"
współfinansowanego z Europejskiego Funduszu Społecznego w ramach Sektorowego Programu Operacyjnego Rozwój Zasobów Ludzkich.

Dodaj komentarz

Uwaga, komentarz pojawi się na liście dopiero po uzyskaniu akceptacji moderatora | regulamin

Komentarze

brak komentarzy

Prawy panel

Wspierają nas