Przejdź do treści głównej
Lewy panel

Wersja do druku

Sport to przepis na lepsze życie

11.10.2021
Autor: rozm. Mateusz Różański, fot. archiwum Krzysztofa Głombowicz
Źródło: Integracja 4/2021
Krzysztof Głombowicz unosi kciuk w górę. Jest ubrany na sportowo z kapeluszem, opiera się na kulach. Jest u stóp Kilimandżaro

„Żaden ze sportowców, którzy byli na paraolimpiadzie, nie korzysta z pomocy społecznej, nie żyje na jej garnuszku, ci ludzie poprzez sport mają stypendia, sponsorów, samochody, mają mężów, żony, dzieci. Pracują, są pełnoprawnymi obywatelami” – mówi w wywiadzie Krzysztof Głombowicz, sportowiec, dziennikarz, konferansjer, który podczas Igrzysk Paraolimpijskich w Tokio pełnił funkcję komentatora w studiu TVP Sport.

 

Mateusz Różański: Przez cały czas paraolimpiady byłeś ekspertem telewizyjnym, tłumaczyłeś telewidzom, o co chodzi. Czy był jakiś moment, który szczególnie Ci utkwił w pamięci?

Krzysztof Głombowicz: Pewnie nic odkrywczego nie powiem. Byłem jako dziennikarz na czterech igrzyskach paraolimpijskich, startowałem w wielu zawodach jako sportowiec, znam te emocje i przeżycia. Czasami jednak nie zdajemy sobie sprawy, co się na naszych oczach dzieje. Największą bohaterką nie tylko naszej ekipy, ale całych igrzysk była m.in. Róża Kozakowska. Jej fantastyczny występ w rzucie maczugą i ogromna radość ze zdobytego medalu, mowa ciała, powiedziały więcej niż to, co chciałyby powiedzieć nasze usta.

Trudna, szokująca, ale i wzruszająca historia jej życia nadaje się na film...

Nie tylko jej, także m.in. łucznika Piotra Van Montagu, urodzonego w Polsce, którego matka porzuciła, gdy okazało się, że jest bez rąk i ma jedną nogę. Zaadoptowała go belgijska rodzina. Według jego opowieści nie litowano się nad nim, tylko został nauczony sobie radzić. Dlatego usprawnił nogę, ubiera się sam, je stopą i strzela z łuku. Wydaje się wręcz niemożliwe, że można uprawiać taką dyscyplinę, mając tylko nogę, i zdobywać medale na igrzyskach. Różę poznałem ze trzy lata temu, wiedziałem o jej chorobie, ale nie o traumie, jaką ma z dzieciństwa, o walce, jaką musiała stoczyć ze sobą i ludźmi, którzy byli ponoć jej najbliższymi, a tak ją krzywdzili. To nieprawdopodobne, jaką ta dziewczyna przez lata toczyła niesamowitą walkę i że receptą na tę walkę był sport. Tym, co pokazała w Tokio, wzruszyła całą Polskę.

Podczas tych igrzysk dokonała się wielka promocja sportu paraolimpijskiego; takiej nie mieliśmy od lat.

Masz rację. Już w 1996 r. zadałem Włodzimierzowi Szaranowiczowi pytanie, dlaczego telewizja nie pokazuje sportowców z niepełnosprawnością. I udało mi się namówić Telewizję Polską, aby wysłała ekipę, która zrobi reportaż z igrzysk w Atlancie. Później udało mi się „załatwić” z Sydney trzy reportaże. Z Aten były już codzienne relacje. Później udało mi się przekonać TVP, żeby wysłali ekipę do Turynu. No a potem w Londynie byliśmy jedynym krajem poza Pakistanem, gdzie nie było relacji z igrzysk paraolimpijskich... Na szczęście okazało się, że Telewizja Polska ewoluuje. I za to, co zrobiła teraz, należy im się absolutnie złoty medal. Ja doświadczałem tego każdego dnia, gdy byłem na Woronicza 17. Nie tylko uchylono środowisku paraolimpijskiemu drzwi, ale wręcz otworzono je na oścież.

Co zrobić, by sukcesy paraolimpijczyków, historie ich karier, przełożyły się na to, aby młodzież z niepełnosprawnością zaczęła się garnąć do sportu?

Bardzo dobre pytanie. Od wielu lat o tym mówię i myślę, że wy jako Integracja powinniście wręcz stworzyć jakiś cykl artykułów o tym. Dobrze, że ten numer magazynu będzie poświęcony aktywności i możemy się skupić na promocji sportu. Jest jedna rzecz, która denerwuje mnie i całe nasze środowisko. W Polsce, nie za bogatym przecież kraju, państwo próbuje za potężne pieniądze aktywizować osoby z niepełnosprawnością. Ale jak je aktywizować, kiedy poczynając od przedszkola i szkoły podstawowej, osoby z niepełnosprawnością są zwolnione z WF-u? W jaki sposób je zarazić sportem, jak pokazać dzieciom i rodzicom, że to ogromna szansa nie tylko na zmianę życia, ale przede wszystkim na zaakceptowanie swojej niepełnosprawności. Bo bardzo szybko może się okazać, że ktoś, kogo się zna ze szkoły, kto ma taki sam stopień niepełnosprawności, reprezentuje nasz kraj na najważniejszych imprezach sportowych.

Dlatego też Ty wędrujesz po Polsce, jeździsz na mnóstwo imprez sportowych, do dużych i małych miast, i uczestniczysz w zawodach jako prowadzący…

Ach – westchnąłem sobie. Robię to jako prowadzący, spiker różnych imprez, nie tylko związanych ze środowiskiem osób niepełnosprawnych. Prowadziłem i mistrzostwa świata, i puchary świata, i w biegach, i w skokach. Robię to blisko 30 lat i wyobraź sobie, że w takich miastach jak Bydgoszcz, Łódź, Kraków czy Wrocław prowadzę imprezy, które są nagłośnione, wiszą plakaty z informacją, że odbędą się mistrzostwa Polski w tej czy innej dyscyplinie, ale nagle okazuje się, że w tych miastach nie ma osób niepełnosprawnych, które przyszłyby na taką imprezę jako widzowie. Rozumiem, że czasami są one zdominowane przez rodziców. Ale wielokrotnie widzę osoby dorosłe na ulicach i zadaję im pytanie: dlaczego nie przyszedłeś/nie przyszłaś zobaczyć, jak bardzo możesz zmienić swoje życie?

Wnętrze białego namiotu. Od lewej: Krzysztof Głombowicz z Adamem Małyszem. Obaj ubrani na sportowo w czapkach zimowych.
Mistrz świata i wicemistrz olimpijski Adam Małysz zawsze chętny do kontaktów z dziennikarzami

„Integracja” o sporcie pisze bardzo wiele...

Wiem, robicie to od lat 90.

I nie tylko my. Sport paraolimpijski jest w Polsce promowany. Więc z czego się bierze to, że młodzi ludzie nie mają ochoty, żeby choć kibicować. Co robić, żeby przychodzili na zawody, a potem do klubów sportowych i mówili: „Widziałam/widziałem naszych świetnych sportowców i chcę być taka/taki jak oni?”.

Wiesz, co mnie doprowadza do szału? Kiedy mówią, że nic o tym nie wiedzieli! Odpowiadam wtedy, że wystarczy tylko w Google’ach wpisać: „sport dla osób niepełnosprawnych” albo „sport niepełnosprawnych”, albo „mistrzostwa świata”, „mistrzostwa Europy”, albo „igrzyska paraolimpijskie”, że trzeba się wysilić. Przeczytać, zanalizować, zgłębić i użyję tu sarkazmu, ale może 5–10 proc. ludzi próbuje chociaż to robić. A od takiej próby zaczyna się droga do medalu – takiego jak Róży Kozakowskiej albo Rafała Wilka. Powtarzam wszystkim i zawsze, że dla wielu z nas bycie osobą niepełnosprawną albo stanie się nią jest szansą na lepsze, ciekawsze życie. Rafał Wilk wielokrotnie mi mówił, że się przełamał i dzięki temu, że trafił do sportu paraolimpijskiego, poznał cały świat, zdobył cztery medale paraolimpijskie i wiele medali mistrzostw Europy i świata. Dlatego że jest niepełnosprawny, jego życie stało się dużo, dużo ciekawsze.

Chcę zapytać o sytuację w małych miejscowościach, w lokalnych środowiskach.

W małych miejscowościach sport daje osobom z niepełnosprawnością największą szansę na wybicie się. Według mnie trzy czwarte naszych sportowców paraolimpijskich, którzy chcieli uprawiać sport wyczynowo, opuściło swoje małe miejscowości. Opowiem o sobie. Pochodzę z małej polskiej wsi, swoje lata już mam i w dzieciństwie i młodości było mi z jednej strony dużo trudniej, ale z drugiej – dużo łatwiej. Rodzice wyszli z założenia, że Krzysio tylko inaczej chodzi i trzeba go traktować jak do każdego innego dziecka. Tymczasem nauczyciele się litowali i podstawówkę skończyłem na ocenach wypłakanych przez matkę. Tak to sobie trwało do szkoły średniej, kiedy nauczyciele przestali się nade mną litować i zaczęły się problemy. Byli nauczyciele, którzy mnie wyrzucali z zajęć, bo mówili, że za kulawego odpowiadać nie będą. Trzeba było to przejść i wytrzymać. W każdej społeczności trafiasz jednak na człowieka, który kocha ludzi, a w dzieciach dostrzega więcej niż inni. Miałem nauczyciela WF-u, który od II klasy szkoły średniej powtarzał: „Spróbuj, Krzysiek”. Wtedy nauczyciele nie bali się dzieci niepełnosprawnych tak jak teraz...

Skupmy się na sporcie.

Próbowałem wszystkich dyscyplin, których jednak w żaden sposób nie mogłem wyczynowo uprawiać, jak np. piłki nożnej. Robili specjalnie dla mnie połowę bramki, żebym jej bronił. Nauczyciel namawiał, żebym próbował grać w siatkówkę, w kosza. Zauważył, że mam silne ręce, więc zachęcał, bym podnosił ciężary. Jak zacząłem to uprawiać, to zainteresowałem się gimnastyką... I tak to trwało. Władze oświatowe powinny wręcz wymusić, aby osoby z niepełnosprawnością miały zajęcia nie tylko rehabilitacyjne, ale też rehabilitacyjno-sportowe. Tak to nazwijmy.

Jak myślisz, od czego można zacząć miłość do tenisa stołowego, jak u Natalii Partyki? Zaczyna się od tego, że stawia się dzieci po jednej i drugiej stronie stołu, daje im rakietki w ręce bez względu na to, jaką mają niepełnosprawność. Od tego się zaczyna. Podaję przykład tenisa stołowego, ale prawie wszystkie dzieci z niepełnosprawnością ruchową rehabilitują się w basenie. Dlaczego tak mało spośród nich idzie do wyczynowego sportu? Jak myślisz, w czym tkwi problem?

Może w tym, że ludzie traktują to jako rehabilitację? I nie mają pomysłu i odwagi, żeby pójść dalej…

To teraz włożę kij w mrowisko i na pewno wielu rodziców rzuci mi się do gardła. Garstka rodziców jest zaangażowana w to, żeby dziecko nie tylko się rehabilitowało, ale również chodziło systematycznie na treningi. Większość zadaje pierwsze pytanie o to, kto dziecko przywiezie, kto odwiezie. Wtedy ich pytam, czy zależy im na tym, żeby dziecko uprawiało sport, czy im nie zależy? Dam przykład, który totalnie zwala z nóg. Mamy jedną z najlepszych zawodniczek w Polsce i wyobraź sobie, że podczas całych wakacji ojciec ani razu nie wypuścił jej na basen. Kupił 4- czy 5-metrowy basenik, postawił go na działce i powiedział, że tam będzie pływała. Czy to trzeba komentować? Czy może zmienić rodzicom głowy?

Ja bym tego nie komentował.

Wściekłem się, bo wkrótce mistrzostwa Polski i robimy wszystko, żeby tę dziewczynę wysłać. Co robić z takim podejściem rodziców? Ona jest pełnoletnia, więc usłyszała ode mnie, że jeśli się nie sprzeciwi rodzicom, to o igrzyskach w Paryżu może pomarzyć! Tak to wygląda.

Wnętrze eleganckiego, oszklonego budynku. Od lewej: Krzysztof Głombowicz i Włodzimierz Szaranowicz, wieloletni dyrektor TVP Sport. Panowie są w garniturach, Włodzimierz trzyma dyplom, Krzysztof kulę
Od prawej: Krzysztof Głombowicz i Włodzimierz Szaranowicz, wieloletni dyrektor TVP Sport, jeden z promotorów sportu paraolimpijskiego

Wrócę do Twojej kariery sportowej. Opowiadaj, chwal się, niech wszyscy przeczytają, jaki byłeś kozak.

Kozakiem byłem od dziecka. Zaczęło się od tego, że nie mogłem zrozumieć, dlaczego jestem niepełnosprawny i dlaczego ludzie mnie wyśmiewają? Dlaczego w szkole w moim kochanym Miłoszowie fajnie było popchnąć kulawego, podłożyć mu nogę, a gdy próbowałem przejść przez korytarz, odbijano mnie od ściany do ściany...

Mając ogromne problemy z chodzeniem, szybko się przewracałem. Nie było mi łatwo odnaleźć się w środowisku szkolnym. Byłem pierwszym skarżypytą w szkole, więc nawet dziwię się, że uczniowie mnie tylko tak traktowali, a nie gorzej; wielu mi też bardzo pomagało. Szczególnie zimą, a miałem kilometr do szkoły. Wtedy nie dowoziło się dzieci. Musiały same dotrzeć na lekcje, ale przez to się hartowały. Trzeba było odrobić zadanie, nauczyć się czegoś z książki, pójść samemu do szkoły, a teraz to wygląda, jak wygląda i może dlatego mamy tak „zaangażowaną” młodzież.

W szkole średniej ten nauczyciel, o którym wspomniałem, powiedział mi o sporcie osób z niepełnosprawnością. Wyjechałem z rodzinnego Miłoszowa do Bydgoszczy, bo chciałem uprawiać sport. Byłem już na tyle dobry, że startowałem w mistrzostwach Polski w podnoszeniu ciężarów, ale tak kochałem sport, że w mieście, w którym było dużo możliwości, miałem taki rok, że na mistrzostwach Polski startowałem w aż sześciu dyscyplinach. Byłem wszechstronny, co trenerów doprowadzało do szału, gdyż chcieli, żebym się skupił na jednej dyscyplinie. Startowałem na mistrzostwach świata, Europy, w pucharach świata. W lekkiej atletyce, w narciarstwie, w ciężarach. Zobacz, jaka to zbitka! Konkurencje techniczne i siłowe. Był to z jednej strony wielki dar, ale z drugiej – nigdy nie pojechałem na igrzyska olimpijskie jako zawodnik, miałem trudnych rywali. Może nie byłoby tak, gdybym się skupił na jednej dyscyplinie. Do 40. roku życia uprawiałem różnego rodzaju dyscypliny. Miałem mnóstwo medali, rekordy Polski. W 1988 r. jako reprezentant kraju ścigałem się w maratonach, rok wcześniej wygrałem maraton warszawski na tzw. ścigaczach, chociaż ówczesne wózki można porównać do trabanta, syrenki lub małego fiata. Kiedy w 1988 r. pojechałem do Stanów Zjednoczonych, by startować w maratonie w New Jersey, to miałem mnóstwo fotografów wokół siebie, ale bardziej byli zainteresowani wózkiem niż mną. Byli zdziwieni, że my na czymś takim startujemy i chcemy rywalizować z najlepszymi. Możesz sobie wyobrazić syrenkę na starcie obok mercedesów czy porsche. Widziałem zawodników tylko przez kilka chwil, a później jedynie ich plecy. Przez sport trafiłem do mediów, bo gdy wracałem z dużych i ważnych imprez, stawałem się rozpoznawalny, a do tego umiałem zbudować więcej niż dwa–trzy zdania. Tak się zaczęła przygoda z mikrofonem i telewizją.

W naszej rozmowie interesuje mnie tylko sport...

Dzięki temu, że uprawiałem sport, potrafiłem wejść na Kilimandżaro, zmierzyłem się z tą górą. Dzięki sportowi, chociaż niezwiązanemu z naszym środowiskiem, prowadziłem puchary świata w skokach narciarskich, a w biegach puchar świata w Jakuszycach. W Wiśle prowadziłem niektóre etapy Tour de Pologne, dlatego że nie tylko umiałem opowiadać o tym wszystkim, co się działo, ale zawsze dodawałem wątek sportu osób z niepełnosprawnością. I na tych imprezach, choć na początku nikt tego nie przewidywał, zaczęto budować strefy dla kibiców z niepełnosprawnością. A największym kibicem jest człowiek o bardzo dobrze znanym nazwisku – Janusz Świtaj. W Wiśle jest traktowany jak jeden z bohaterów i ma honorowe miejsce podczas pucharów letnich i zimowych.

Przejdę do kolejnej Twojej aktywności, o której ludzie trochę mniej wiedzą. Chodzi o olimpiady specjalne.

Ooo. Bardzo bliska mi inicjatywa, od kilkunastu lat jestem związany z olimpiadami specjalnymi, prowadziłem mnóstwo tych imprez. Bardzo mocno je promuję. Bo jeżeli chodzi o tę grupę, to sport jest dla nich jeszcze bardziej wskazany niż dla osób z niepełnosprawnością narządu ruchu. Możesz wytłuścić moje zdanie, które z naciskiem i wielokrotnie podkreślam, że osoba pełnosprawna może uprawiać sport, a osoba z niepełnosprawnością bez względu na to, jaką ją ma, powinna uprawiać sport. Jeżeli chodzi o olimpiady specjalne, to wielokrotnie wzbudzałem emocje w naszym środowisku osób niepełnosprawnych, ale intelektualnie pełnosprawnych. Mówiłem, że szczerości, otwartości, spontaniczności możemy się uczyć od sportowców olimpiad specjalnych. Są tak piękni wewnętrznie, wrażliwi, potrafią się cieszyć jak mało kto. Pewnie to Cię mocno zdziwi, ale nasze środowisko przez długie lata bardzo zazdrościło olimpiadom specjalnym, bo było o nich dużo więcej w mediach niż o igrzyskach paraolimpijskich. Nawet do tej pory w umysłach wielu ludzi to jest to samo. Olimpiady specjalne mogą nazywać się olimpiadami, dlatego od kilku lat używa się słowa paraolimpiada. A wiesz, z czym się kojarzą olimpiady specjalne? Z jaką niepełnosprawnością?

Z zespołem Downa.

Tak, absolutnie! Na igrzyskach paraolimpijskich też są osoby z niepełnosprawnością intelektualną, ale tylko w stopniu lekkim. Myśmy mieli jednego zawodnika, nie będę wymieniał nazwiska, w Atenach zdobył nawet dwa złote medale, a z powodzeniem mógłby startować w jednych i drugich zawodach. W Bydgoszczy mamy zawodnika, który mógłby startować w olimpiadach specjalnych, ale został – przepraszam za kolokwializm – przytulony do nas. Startuje w podnoszeniu ciężarów na mistrzostwach Polski. Nie ma większych szans na igrzyskach paraolimpijskich, bo musiałby wyciskać grubo ponad 230–240 kg, a jego rekord wynosi około 130 kg. Ale to go bawi, i o to chodzi. Nie bójmy się osób z niepełnosprawnością intelektualną, choć dobrze wiem, że przy głębokiej niepełnosprawności musi być odpowiedni trening, odpowiedni ludzie, odpowiednie ich przeszkolenie itd.

Na zakończenie prosiłbym Cię o apel do młodych ludzi, żeby się garnęli do sportu. Dlaczego warto trenować?

Sport dał mi wszystko. Każdy z Was przez sport będzie mógł zaakceptować swoją niepełnosprawność, poznać swoje ciało, chociaż mu się wydaje, że czegoś nie może zrobić. Nigdy pod żadnym pozorem, idąc na trening, nie wolno mówić, że czegoś się nie da. Trzeba próbować drugi raz, setny, tysięczny. Trzeba podpatrywać tych, którzy już dużo potrafią, i nie bać się pytać. Nie załamywać się po drugiej, trzeciej czy dziesiątej porażce. Wyjazd na mistrzostwa Polski nie oznacza, że od razu zdobędzie się medal. To po pierwsze, a po drugie: okazuje się, że osoby z taką samą niepełnosprawnością dają niesamowitego kopa, bo kiedy się raz z kimś takim przegra, to wiadomo, co trzeba zrobić, żeby następnym razem wygrać. To jest bardzo ważne. Próbujcie namawiać rodziców, powiedzcie, że przeczytaliście o jakimś sportowcu i chcecie spróbować robić to co on. Sport dla każdego jest ogromną szansą na zmianę życia, na życie dużo, dużo ciekawsze. Żaden ze sportowców, którzy byli na paraolimpiadzie, nie korzysta z pomocy społecznej, nie żyje na jej garnuszku. Ci ludzie dzięki sportowi mają stypendia, sponsorów, samochody, mężów, żony, dzieci. Pracują, są pełnoprawnymi obywatelami.

 


Artykuł pochodzi z numeru 4/2021 magazynu „Integracja”.

Zobacz, jak możesz otrzymać magazyn Integracja.

Sprawdź, jakie tematy poruszaliśmy w poprzednich numerach.

Dodaj komentarz

Uwaga, komentarz pojawi się na liście dopiero po uzyskaniu akceptacji moderatora | regulamin

Komentarze

  • Fajnie
    Dynia
    12.10.2021, 14:45
    Fajnie i super. Mam tylko jedno pytanie: JAK WYJŚĆ Z DOMU? Mieszkam w bloku bez windy i podjazdu. Gdy chcę wyjść z domu muszę prosić o pomoc sąsiadów, którzy znoszą mnie po schodach. Od 2017 roku walczę ze spółdzielnią i PFRONem. Przerzucamy się pismami. Były też rozmowy z prezesem. Wszystko na nic. Jednego roku jest zgoda ale nie ma środków, drugiego odwrotnie. I tak mam szczęście bo mam w domu ciepłą wodę i normalne WC a nie wychodek na dworze jak wielu niepełnosprawnych. Ja właśnie z takiego domu wyszłam bez WC i łazienki. Miałam szczęście jakiego wielu nie ma. Ale miło by było jakby integracja przestała piep...ć o głupotach typu pozycje seksualne i sport niepełnosprawnych i zaczęła opisywać realne życie jakie prowadzi większość niepełnosprawnych: brak pracy, dostosowanego mieszkalnictwa, samotność, bieda, brak pomocy z PFRON. Puścicie czy znowu usuniecie niewygodny wam komentarz?
    odpowiedz na komentarz
Prawy panel

Wspierają nas