Niechciane zainteresowanie
Mieliśmy po 18 lat i najważniejszy dokument w ręce: dowód osobisty. Od lat słyszeliśmy, że uczyni nas dorosłymi, zmieni życie i sprawi, że rozpoczniemy kolejny etap – starsi, mądrzejsi, dojrzalsi, z kawałkiem plastiku, który świadczył o nowych możliwościach. I choć od zawsze powtarzano, że gdy dorośniemy, doświadczymy najważniejszego przywileju dorosłości, nie obchodził nas. Komu chciało się głosować i rozmawiać o polityce, gdy życie nastolatka wkraczającego w dorosłość ma tyle pokus?
Moje pokolenie nie interesowało się polityką. Wychowałam się w małym miasteczku, z jedną szkołą średnią, do której prowadził podjazd. Nie martwiłam się o chodniki, które od lat były remontowane zgodnie z przepisami. Nie obchodziły mnie podatki, a na spacerach z przyjaciółkami naszą uwagę bardziej przykuwali przystojni mężczyźni niż plakaty wyborcze. To były dobre czasy, w których nikogo z nas nie obchodziła polityka, bo polityka nie interesowała się nami. Nie byliśmy ignorantami – wiedzieliśmy, kto rządzi, a każdy umiał określić, czy jego serce bije po lewej czy prawej stronie politycznej barykady.
Nie wszystko było doskonałe, ale nie mieliśmy też wielkich powodów do narzekania. Ignorując swój największy przywilej – prawa wyborcze – przetrwaliśmy pierwsze lata dorosłego życia. A potem rzeczywistość uległa diametralnej przemianie. Polityka zainteresowała się nami i nie mieliśmy już wyboru.
Dramatyczna śmierć prezydenta przykuła naszą uwagę, ale nie byliśmy jeszcze świadomi, że to początek wielkich zmian. Doskonale pamiętam ten moment: mieliśmy zajęcia dodatkowe z języka polskiego, przygotowujące do matury, gdy jedna z dziewczyn wyjęła telefon i przeczytała na głos informację o katastrofie.
Potem plułam sobie w brodę, że nie czytałam SMS-ów w trakcie zajęć, bo wiedziałabym pierwsza. Nie byliśmy zbyt dojrzali, śmierć stanowiła abstrakcyjne pojęcie. Tylko przerażenie na twarzy nauczycielki podkreślało wagę sytuacji. Potem stopniowo rzeczywistość kruszała. Mijały lata. Drobne zmiany, przepychane nocami ustawy, pierwsze protesty, obraźliwe słowa z mównicy... Niczym w efekcie motyla wydarzenia z oddali stopniowo zaczynały przebijać się w naszych rozmowach. Dobrze znana spokojna rzeczywistość zatrzęsła się w posadach. Nadeszły nowe czasy.
Powód, dla którego zainteresowałam się polityką, był prozaiczny. Pokochałam mężczyznę, dla którego polityka znaczy wiele. Wciągnął mnie w świat partii, ustaw i politycznych niuansów. Im więcej wiedziałam, tym lepiej rozumiałam życie w Polsce. I wtedy zaliczyłam ostatni z etapów dorastania.
Pokolenie millenialsów i Z dorosło dużo szybciej. Nastolatki wyszły na ulice zawalczyć o klimat i prawa LGBTQ+. Z młodszymi znajomymi nagle zaczęłam rozmawiać o wyborach i ich wiedza mnie oszołomiła. Znajoma, młodsza o kilka lat, zawsze ignorująca polityczne tematy, nagle zaczęła mieć jasne i wyraziste poglądy. I choć każda z osób, z którymi rozmawiałam, mówiła, że nie ma ochoty interesować się polityką – nie widzieli wyjścia. Polityka zbyt mocno interesowała się nimi. Poznałam też młodzież zbyt przerażoną, by iść na wybory. Wychowani zgodnie z zasadą, że ich wybory zawsze muszą być doskonałe, nie widzieli dla siebie miejsca w świecie polityki. Żadna z partii nie odpowiadała ich poglądom, a ważność decyzji, przed którą stawali przy urnie, paraliżowała zdolność wyboru. Dążący do perfekcji młodzi woleli nie podjąć decyzji.
Gdy wypełniam kolejny test dopasowujący moje poglądy do programów partii, algorytm mówi wprost: nie pasujesz do żadnej. W końcu w jednym z testów znajduję dla siebie opcję – w Wielkiej Brytanii. Taki wybór to żaden wybór.
Znów staniemy przed urnami. Boję się tych wyborów, boję się decyzji, którą podejmiemy. Ci, którzy zagłosują, i ci, którzy głosowanie zignorują – wszyscy wybierzemy rządzących. Kim będą ludzie kreujący naszą codzienność? Czy pozwolą znów beztrosko mówić: nie interesuję się polityką, żyje mi się dobrze?
Nie wiem. Wątpię. Polityka obrała nowy cel: niepełnosprawnych. Znów się mną interesuje i choć wiem, że pobudki są słuszne, rezultaty mogą okazać się przerażające.
Sylwia Błach – programistka, pisarka, blogerka, działaczka społeczna, modelka. Wyróżniona przez markę Panache w konkursie Modelled by Role Models Nowy Wymiar Piękna jako „Wzór do Naśladowania”. Pojawiła się na okładce ostatniej edycji magazynu „Harper’s Bazaar” jako finalistka konkursu „Evoque – I’m on the move” – dla kobiet wprawiających inne kobiety w ruch, i na okładce „Integracji” – w numerze o kulturze (5/2020). Tworzy sklepy i strony internetowe. Choruje na rdzeniowy zanik mięśni, porusza się na wózku. W 2017 r. znalazła się w I edycji Listy Mocy, publikacji wydanej przez Integrację, z sylwetkami 100 najbardziej wpływowych Polek i Polaków z niepełnosprawnością. W nr. 1/22 magazynu „Forbes Women Polska” znalazła się na liście 22 kobiet, które warto było obserwować w ubiegłym roku. Więcej: sylwiablach.pl.
Artykuł pochodzi z numeru 4/2023 magazynu „Integracja”.
Sprawdź, jakie tematy poruszaliśmy w poprzednich numerach.
Zobacz, jak możesz otrzymać magazyn Integracja.
Polecamy
Co nowego
- Rusza głosowanie na najlepszego i najpopularniejszego sportowca 2024 roku – tegoroczne #Guttmanny nadchodzą
- Seniorzy w artystycznym żywiole
- Wspólna lekcja wrażliwości. Premiera spektaklu „Brzydkie Kacząko”
- Jak muzyka pomaga przebodźcowanym dzieciom? Ciekawe wyniki badań z polskich przedszkoli
- Nawet 30 kilometrów do ginekologa? Nierówny dostęp do ginekologów w Polsce - jak miejsce zamieszkania łączy się z jakością życia Polek?