Pomodlę się za ciebie
Według zakładu Pascala bardziej opłaca się wierzyć, niż nie wierzyć. Ten wybitny francuski intelektualista uznał, że jeden i drugi człowiek „traci”, jeśli rzeczywistość duchowa po śmierci miałaby się okazać inna niż ta, w którą wierzył. Skoro życie wieczne jest znacząco dłuższe niż czas człowieka na Ziemi – dokonanie bardziej opłacalnego wyboru wydaje się proste.
Z perspektywy XXI wieku ten wybór nie jest już tak oczywisty. Rozwój nauki i zrozumienie ludzkiego organizmu sprawiają, że stopniowo ludzkość odwraca się od wiary, choć oczywiście nauka i wiara nie zawsze się wykluczają. Osoby wierzące znajdziemy wśród wybitnych naukowców, bo znaleźli sposób, by w swoich głowach oddzielić sferę sacrum od profanum. A jak to wygląda wśród osób z niepełnosprawnościami?
Nie znajduję polskich statystyk, tylko jakieś stare, nieaktualne badania ze Stanów Zjednoczonych, wskazujące, że osoby z niepełnosprawnościami zasadniczo są mniej wierzące niż osoby pełnosprawne. Można doszukiwać się tu wielu przyczyn: złości na Boga za życie, które się dostało, albo uznania, że gdyby Bóg istniał, nie istniałoby cierpienie.
Mój przesadnie analityczny umysł nie dopuszcza widzenia w sobie ofiary siły wyższej, choć wielokrotnie słyszałam, nawet od duchownych, pytania: za co Cię, drogie dziecko, Bóg tak ukarał? Myślę, że gdyby Bóg istniał, to nie karałby nas żadnymi chorobami i niepełnosprawnościami. Życie potrafi być tak trudne i męczące, a śmierć bliskich – tak ważny dla nas temat w nadchodzącym czasie – jest często gorszą tragedią niż niepełnosprawność. I to zarówno na poziomie duchowym, gdy po prostu tęsknimy za ludźmi, których kochamy, jak i na poziomie fizycznym, gdy nagle zostajemy bez wsparcia, bez osób, które pomagały w codziennym życiu, modląc się o znalezienie asystenta w kraju, który wciąż do asystentury podchodzi jak pies do jeża. A właściwie, by rzec bardziej w temacie: jak grzesznik do wody święconej.
Nie interesuje mnie wiara bliskich mi osób. Wśród przyjaciół mam ludzi wierzących bardziej, mniej, a nawet wcale. Czasem o ich wierze dowiadywałam się dopiero po latach znajomości, gdy w codzienną rozmowę wkradał się temat przemijania albo nadchodził czas ślubu i chrzcin dziecka. Cieszę się, gdy ludzie, na których mi zależy, potrafią znaleźć ukojenie w sile wyższej. Wydaje mi się to piękną cechą, ułatwiającą godzenie się z losem. W końcu Bóg zawsze ma plan, a fortuna kołem się toczy.
Niestety, wiara obcych ludzi często interesuje się nami, osobami z niepełnosprawnością. Na spacerze, w pociągu i w kolejce do lekarza spotykamy ludzi, którzy obiecują, że się za nas pomodlą. Wciskają się ze swoimi emocjami w nasze życie, robiąc to tylko po to, by samemu poczuć ulgę, by poczuć sprawczość i uspokoić swój umysł przerażony myślą, że niepełnosprawność może ich spotkać. Wiem, że gdybym im to powiedziała w twarz – protestowaliby, oburzeni, że oskarżam ich o złe intencje. Psychologia jest jednak po mojej stronie. W końcu żadna z tych osób nie pyta, jak może pomóc, jak wesprzeć w codzienności, nie chce porozmawiać, by zrozumieć chorobę. Rzuca tylko: pomodlę się za panią z taką pewnością w głosie, jakby Bóg czekał na znak od obcego mi człowieka, by mnie uleczyć.
Gdyby Bóg chciał nas leczyć, doceniłby cierpliwość, jaką okazujemy, będąc obciążanymi przez obcych ich lękami przed straszną, złą niepełnosprawnością. Przecież dokładnie tym jest w Biblii niepełnosprawność: bólem, karą, cierpieniem. Z ambony czasem jeszcze jakiś ksiądz krzyknie, że to czas pokuty dla rodziny albo – jeśli ma trochę więcej empatii – czas wyzwań sprawdzający siłę naszego charakteru. Siłę miłości rodzicielskiej. Albo droga pełna cierpienia do specjalnego miejsca w niebie, wyściełanego płatkami róż pod anielskimi harfami.
Zmierzam tą drogą, ale się nie smucę. Ścielę ją sobie różami na co dzień, piękną muzykę odtwarzam w słuchawkach. Z pobłażliwym uśmiechem przyjmuję obce modlitwy, bo wiem, że choć mi to w niczym nie pomoże, to uspokoi lęk w sercu drugiego człowieka. I wierzę, że jeśli gdzieś tam jest Bóg, to cieszy się z tego, że kocham swoje życie, zamiast rozpaczać nad krzyżem, który inni usilnie próbują włożyć do mego wózka.
Artykuł pochodzi z numeru 5/2023 magazynu „Integracja”.
Sprawdź, jakie tematy poruszaliśmy w poprzednich numerach.
Zobacz, jak możesz otrzymać magazyn Integracja.
Komentarze
brak komentarzy
Polecamy
Co nowego
- Rusza głosowanie na najlepszego i najpopularniejszego sportowca 2024 roku – tegoroczne #Guttmanny nadchodzą
- Seniorzy w artystycznym żywiole
- Wspólna lekcja wrażliwości. Premiera spektaklu „Brzydkie Kacząko”
- Jak muzyka pomaga przebodźcowanym dzieciom? Ciekawe wyniki badań z polskich przedszkoli
- Nawet 30 kilometrów do ginekologa? Nierówny dostęp do ginekologów w Polsce - jak miejsce zamieszkania łączy się z jakością życia Polek?
Dodaj komentarz