Przejdź do treści głównej
Lewy panel

Wersja do druku

Pójdę do nieba piechotą

17.12.2007
Autor: Magdalena Gajda
Źródło: dodatek "Praca" nr 7/2007

logo dodatku Praca

Przed ołtarz wjeżdżam ostrożnie - żeby ornat nie wkręcił się w koła wózka. Rozglądam się po kościele. Fala ciszy dociera do ostatnich ławek. Jest OK! Wózek „załatwił" wstęp... Setki młodych oczu patrzą na mnie ciekawie: „ten gość przeżył coś mocnego, damy mu szansę, może nie będzie truł jak inni...".

zdjęcie: ksiądz Marek

Cze! Cze All! Siema! Ello! Ello Ziomale!" - witam się. Śmieją się z uznaniem. Grzmią oklaski. „Zastanawiacie się, skąd ksiądz zna wasz język? A z czatu dla nastolatków. I nie powiem, jaki mam nick, żebyście mnie nie wyczaili.
Wszedłem sobie i kukam, o czym tam klikacie. Czytam: cze, kto poklika?, elloo, poklikacie ze mną? - i myślę sobie, że wy po prostu chcecie pogadać. A rekolekcje to taki czas, kiedy można pogadać z Bogiem. Podrzucę wam parę tematów. A jak będziecie chcieli powiedzieć coś Jezusowi, zapragniecie poczuć jego miłość, to podejdźcie do konfesjonałów! Tamci księża są normalni, są spoko. Nie krzyczą, nie mądrzą się, nie straszą. Są tacy jak ja - zaszczepieni Bożą Miłością...

Ślusarz mechanik w koloratce

Marek Bałwas urodził się 37 lat temu w Turku k. Włocławka. Ze średnią ocen 4,3 na koniec podstawówki zostałby zapewne przyjęty do liceum, ale wybrał... zawodówkę. Jak przyznaje z uśmiechem, tam nie trzeba było się uczyć. Z dyplomem ślusarza mechanika szybko zorientował się jednak, że brak matury to istotna przeszkoda w realizacji dalszych planów...
Został ministrantem jako 8-latek. Kiedy miał 15 lat, wyjechał w wakacje do Lichenia. Pomagając w rozbudowie tamtejszego klasztoru, pierwszy raz zetknął się z osobami niepełnosprawnymi. Obserwując opiekujących się nimi księży i kleryków, po raz pierwszy też pomyślał o kapłaństwie.

Powołanie do posługi Bożej opisuje się zwykle jako nagłe olśnienie albo wizję. Ksiądz Marek Bałwas mówi o nim jak o racjonalnym przekonaniu, które dojrzewało w nim przez kilka lat. Ogromny udział miał w tym wikariusz z rodzinnej parafii. Doradził, aby Marek najpierw skończył technikum, zdobył zawód i popracował, aby wiedzieć, z czego rezygnuje, poświęcając się Bogu.

zdjęcie: ksiądz Marek

W 1991 roku Marek Bałwas zdał maturę, zwolnił się z intratnej posady w kopalni węgla brunatnego i wstąpił do Wyższego Seminarium Duchownego we Włocławku. Matka była spokojna. Troje starszych dzieci założyło rodziny. Najmłodszego oddała Bogu. Ojciec także nie walczył z powołaniem syna. Dziewczyna pogodziła się, że Marek nie zostawia jej dla innej kobiety, ale - jak mówił - dla Jedynej, Prawdziwej Miłości, którą w sobie nosi.

Wspominając seminarium, Marek podkreśla, że był gotowy na wiele wyrzeczeń, ale nie na tyle nauki. Jak mówi przysłowie, jeśli kleryk przez 2 lata studiowania filozofii nie zgłupieje, a przez 4 lata teologii nie straci wiary - księdzem będzie na pewno...

W 1998 roku Marek Bałwas został wyświęcony na kapłana.

Bo we mnie jest siła

- Już na I roku studiów przyjąłem z radością propozycję uczestniczenia w spotkaniach dla osób niepełnosprawnych. Myślałem o swojej posłudze przede wszystkim jako o pomocy chorym. Podczas pierwszych, wspólnych wczasorekolekcji zrozumiałem, że opiekować się, to nie znaczy tylko myć, ubierać, karmić, wychodzić na spacer, ale towarzyszyć we łzach, zadumie, radości i rozmawiać - także o śmierci. To od osób niepełnosprawnych uczyłem się wiary i modlitwy... Zaczynając pracę w swojej pierwszej parafii w Tuliszkowie, bałem się, czy uda mi się dotrzeć z Bożymi słowami do serc... Nadal spotykałem się z niepełnosprawnymi, uczyłem też religii. Na wzór Przystanku: Jezus, który odbywa się podczas Przystanku: Woodstock, stworzyliśmy w diecezji włocławskiej muzyczne własne spotkania z młodzieżą. „Dzisiaj jest pierwszy dzień z reszty twojego życia... Chyba że jest to dzień twojej śmierci... Nie wstydź się, nie bój... Wstań i idź do konfesjonału" - takimi słowami zakończyłem kazanie podczas Przystanku, który odbył się w 2002 roku we Włocławku. Zaszokowany patrzyłem, jak kilkadziesiąt osób od razu ustawia się do spowiedzi. Pierwszy raz odczułem, jak działa przeze mnie Bóg, jak wielką siłę mają moje słowa.. Dwa lata później dostałem e-mail od uczestniczki tamtego spotkania: „Myślę, że wypadek księdza, to szatańska zemsta za Przystanek: Jezus we Włocławku. Taka próba pozbycia się wroga... Przecież ksiądz nawrócił tam tylu ludzi...".

zdjęcie: ksiądz Marek w gronie znajomych

Diabeł prychnął z sarkazmem

„Ej, ty! Mądralo! Gadasz z tą gawiedzią, tańczysz z nimi, śpiewasz. A jak zabiorę ci nogi? Dalej będziesz chwalił Boga...?". W lutym 2003 roku samochód, którym ksiądz Marek jechał z przyjaciółmi, wpadł w poślizg, a po dachowaniu wjechał w przydrożny rów. Sanitariusze znaleźli ks. Marka przerzuconego plecami przez tylną szybę auta. Lekarze z Włocławka zdiagnozowali: wieloodłamowe złamanie kręgosłupa na odcinku th3-th4, uszkodzenie poprzeczne rdzenia kręgowego, ponadto rozerwany podbródek, złamaną łopatkę, zbite płuca - i rozłożyli ręce.

Po dwóch dniach, dzięki matce i przełożonemu, ksiądz Marek w krytycznym stanie trafił do szpitala wojskowego w Bydgoszczy. Operację stabilizującą kręgosłup wykonano po miesiącu, kiedy stan pulmonologiczny pacjenta doszedł do normy. Wiadomość o paraliżu ks. Marek przyjął spokojnie. Przypomniał sobie, jak często kiedyś siadał na wózek, jak wjeżdżał nim na krawężniki, balansował na kołach. Zrozumiał, że kierując go do osób niepełnosprawnych, Bóg przygotowywał na spotkanie z przeznaczeniem.

Po kilkumiesięcznej rehabilitacji ksiądz Marek posłuszny decyzji swojego biskupa zamieszkał w Domu dla Księży Niepełnosprawnych i Emerytów w Ciechocinku, pod opieką sióstr albertynek.

Szeroki, długi podjazd prowadzi do przestronnego pokoju wyposażonego w regulowane łóżko. Tuż obok jest dostosowana łazienka.

Ksiądz Marek zaśmiał się w nos diabłu i nie zaprzestał posługi kapłańskiej. Celebruje msze, prowadzi nabożeństwa, spowiada, udziela komunii, pielgrzymuje. Dlaczego nie nalega na przeniesienie? Zwykle oceniamy kościoły, czy są dostępne dla niepełnosprawnych wiernych. Nie myślimy o tym, jak ma się w nich odnaleźć ksiądz na wózku. Jak podjechać do ołtarza czy jak być widoczny dla wiernych zza wysokiego stołu ofiarnego? Ksiądz Marek pokonuje te przeszkody dzięki pomocy innych księży, ministrantów albo siostry pielęgniarki. W innej parafii mógłby nie znaleźć tak wielu udogodnień i chętnych do niesienia codziennej pomocy.

zdjęcie: ksiądz Marek w odprawia mszę

Figlarne owieczki i inni

- Mam cel. Chcę dotrzeć ze Słowem Bożym do jak największej liczby młodzieży. W tym roku w Wielkim Poście odbyłem sześć serii rekolekcji w całym kraju. Mam już zajęte terminy na przyszły rok. Jeżdżę swoim przystosowanym autem wszędzie tam, gdzie czekają na mnie młodzi.

Ostatnio zapadło mi w pamięć Spotkanie Młodzieży Saletyńskiej w Dębowcu. Wzięło w nim udział ponad tysiąc osób. Wśród nich - jak o sobie mówią - „figlarne owieczki'", czyli doświadczone przez los dziewczęta z Domu Sióstr Pasterek w Poznaniu. W swojej sztuce – „A marzenia były inne” - okraszonej mocnymi słowami, ostrzegały rówieśników, jak nie zboczyć na złą drogę. To było dla mnie niezwykle emocjonalne doświadczenie. Wcześniej nie widziałem bardziej sugestywnych scen. Docieram do młodych przez internet. Ale nie przez strony poświęcone religii. Odwiedzają je głównie ci, którzy nie potrzebują nawrócenia. Rok temu znalazłem portal: www.fotka.pl - 5 mln zarejestrowanych! We wrześniu utworzono tam specjalną galerię postaci, w której przyznano mi tytuł: Najpopularniejszego księdza na „fotce". Pamiętam, że w dniu, w którym na „fotce" pojawił się mój profil, dostałem 360 wiadomości i setki komentarzy!!! Teraz dziennie przychodzi ok. 50! W większości pozytywne. Czasem smutne. Ludzie szukają pocieszenia, rady otuchy. Mają nadzieję, że jako człowiek, który doświadczył cierpienia, i ksiądz - lepiej ich zrozumiem. Ale obrywam też od tych, którzy z zasady nienawidzą Kościoła i księży są zagubieni i zranieni brakiem miłości...

Co bym oddał za sprawne nogi? Na pewno nie kapłaństwo. Więcej zrobiłem dobrego jako ksiądz na wózku niż wówczas, gdy chodziłem, a czeka mnie jeszcze więcej zadań od Boga. A po śmierci? Tak jak wszyscy: „pójdę do nieba piechotą, przez wodę przez błoto, nie pytaj mnie po co, nie pytaj, pójdę ze stróżem aniołem, tak pójdę jak stoję, zabiorę ze sobą nic”*. A tam „na powitanie będzie wielki bal! Duchy tańczące w tysiąc par”*. O pewnie dopiero tam zrobię to, co zawsze lubiłem i na co nadal mam ochotę! Zatańczę z innymi przed Bogiem!

* Cytaty pochodzą z piosenki „Pójdę do nieba piechotą”, ze śpiewnika kleryków pallotyńskich. Z Księdzem Markiem można skontaktować się przez stronę internetową: www.ksiadzmar.fotka.pl oraz e-mail: marekbalwas@wp.pl.

Zdjęcia: Ewa Strasenburg

***

Artykuł powstał w ramach projektu "Integracja - Praca. Wydawnicza kampania informacyjno-promocyjna"
współfinansowanego z Europejskiego Funduszu Społecznego w ramach Sektorowego Programu Operacyjnego Rozwój Zasobów Ludzkich.

Dodaj komentarz

Uwaga, komentarz pojawi się na liście dopiero po uzyskaniu akceptacji moderatora | regulamin

Komentarze

brak komentarzy

Prawy panel

Wspierają nas