Przejdź do treści głównej
Lewy panel

Wersja do druku

Szczepienia. Dobrodziejstwo, czy zło konieczne?

29.01.2008
Autor: Piotr Stanisławski
Źródło: Magazyn Integracja 1/2008

Na zdjęciu: StrzykawkaW Polsce niewiele mówi się o powikłaniach poszczepiennych u dzieci. W punktach szczepień nie prowadzi się ewidencji takich przypadków. Może dlatego każdego roku część rodziców przeżywa największy dramat swojego życia...

Choć minęło kilka lat, pani Agnieszce wciąż drży głos, gdy opowiada o tym, co wydarzyło się w życiu jej córki. Przyszły na rutynowe szczepienie. Sześciomiesięczna Dorotka miała otrzymać potrójną szczepionkę przeciw błonicy, tężcowi i krztuścowi (tzw. DPT). Chwilę po zastrzyku dziecko wydało dziwny, wysoki i wibrujący dźwięk, a przerażone pielęgniarki wybiegły z gabinetu. Pani Agnieszka nie wiedziała, co się stało, myślała, że córka zaraz się udusi. Gdy pielęgniarki wróciły z lekarzem, uspokajał matkę i zapłakaną dziewczynkę, mówiąc, że wszystko będzie dobrze i ten stan wkrótce minie.

- Pamiętam, jak tuż przed szczepieniem Dorotka się uśmiechnęła - mówi pani Agnieszka. -Pamiętam, bo po powrocie do domu nie zrobiła tego przez następny rok. Czułam, że tracę dziecko.

W domu dziewczynka, niegdyś wesoła, kontaktowa i lubiąca się bawić, nagle stała się płaczącym i niereagującym na ulubione grzechotki smutasem. Rodzice coraz wyraźniej czuli, że tracą z nią kontakt. Nie patrzyła im w oczy, nie pozwalała się przytulić. Przestała zwracać uwagę na odwiedzających ją dziadków. Lekarz w przychodni, widząc, że dziecko nie chce dać się dotknąć, wyraził podejrzenie, że córka może być wykorzystywana seksualnie.

Mijały miesiące, a z Dorotką było coraz gorzej. Często zapadała na zapalenie płuc i krtani. Antybiotyki stały się głównym lekarstwem w domu. Gdy skończyła dwa lata, ktoś z rodziny zasugerował, że mała zachowuje się tak jak dzieci autystyczne. Godzinami układała puzzle i do nikogo się nie odzywała. W końcu lekarz uznał, że choroby córki to wina matki, bo nie zgodziła się na proponowane dodatkowe odpłatne szczepienia.

- Postanowiłam sama szukać informacji o reakcjach poszczepiennych, bo nie miałam już wątpliwości, że to one tak wpłynęły na Dorotkę - mówi Agnieszka Zdrojewska. - Przeszukując strony internetowe, byłam w szoku, widząc, jak wiele jest matek, których dzieci po zaszczepieniu zmieniły się nie do poznania.

Na zdjęciu: Ampułka z serum przeciwko ospie wietrznej
Pracownica Instytutu Paula Ehrlicha (Langen, Niemcy, 2003r.)
trzyma ampułkę z serum do szczepień przeciw wirusowi
wywołującemu ospę wietrzną. Serum w ampułce posłuży
do zaszczepienia 200 osób.
Fot. W.BAUM/FORUM

Dramat pani Agnieszki jednak dopiero się rozpoczynał. Dziecko dorastało, a Sanepid przysyłał matce wezwania na następne obowiązkowe szczepienia córki. Przysięgła sobie, że już nie da zaszczepić Dorotki. Wezwania ignorowała albo mówiła, że córka choruje. Udawało się.

Trudniej było z drugim dzieckiem. Próbowała wyjaśnić sprawę w Sanepidzie. Lekarka wręcz nakrzyczała na nią, kiedy nie zgodziła się zaszczepić drugiego dziecka. Wkrótce z wezwaniem otrzymała groźbę kary finansowej, jeśli nie zaszczepi dziecka.

- Po tym, co przeszłam, nie zaszczepię dziecka - upiera się pani Agnieszka. - Na pewno nie pozwolę na to przed jej 3. rokiem życia. Gdy pójdzie do przedszkola, prawdopodobnie zaszczepię ją na tężec. Potem zobaczę, jestem w trakcie walki z Sanepidem. Dowiedziałam się, że mają prawo do nałożenia 5 tys. zł kary, a nawet odebrania mi praw rodzicielskich. Jestem zdeterminowana. Jeśli pozwą mnie do sądu, to wyjadę do Anglii albo Niemiec, gdzie nie ma obowiązkowych szczepień. W Polsce jest przymus szczepień, choć wiele krajów już dawno od tego odeszło.

Niedawno pani Agnieszce udało się znaleźć lekarza, który przyjął jej decyzję ze zrozumieniem. Okazało się, że w jego rodzinie ktoś miał takie same problemy po zaszczepieniu dziecka.

Prawdziwa wojna

Zasadność powszechnych szczepień profilaktycznych to najbardziej kontrowersyjny problem współczesnej medycyny. W krajach zachodnich, a szczególnie w USA można mówić o konflikcie stowarzyszeń rodziców dzieci, u których wystąpiły reakcje poszczepienne, z firmami produkującymi szczepionki. Wypłacono już miliony dolarów odszkodowań.

Choć koncerny zaprzeczają istnieniu związku między szczepieniami a chorobami, coraz więcej przypadków powikłań wymusiło powołanie instytucji badających tę zależność. W USA powstał VAERS: System Doniesień o Efektach Ubocznych Szczepień. Powstała organizacja pozarządowa, która zbiera informacje o powikłaniach poszczepiennych (NVIC: Narodowe Centrum Informacji o Szczepionkach). Każdego roku instytucje te otrzymują tysiące raportów o skutkach ubocznych szczepień.

Rodziców wspierają niektórzy lekarze i naukowcy. Falę dyskusji wywołał raport prawnika Alana Philipsa, który podważa główne tezy o potrzebie i nieszkodliwości masowych szczepień. Duże zainteresowanie wzbudziły także artykuły i książki dr n. przyrod. Very Scheibner. Po intensywnych badaniach nad wpływem szczepionek na organizm dziecka uznała, że „nie ma przekonujących dowodów na to, że szczepionki zapobiegają chorobie. Wręcz przeciwnie - powodują szereg objawów ubocznych, których konsekwencje są gorsze niż pierwotna choroba. Za 20-30 lat może się okazać, że szczepionki były największą zbrodnią przeciw ludzkości”.

Verę Scheibner często powołuje się przed sądem jako biegłego w sprawach dotyczących uszkodzeń ciała w następstwie szczepień. Pojawianie się kolejnych prac, artykułów i książek krytykujących szczepienia całych populacji małych dzieci zaczęło wzmacniać ruchy antyszczepieniowe. Niektórzy nie wahali się użyć stwierdzenia, że program powszechnych szczepień jest największą pomyłką medycyny XX wieku.

Zwrócono też uwagę na naciski lobby farmaceutycznego, które próbuje wpływać nie tylko na rządowe instytucje zdrowia, aby te refundowały coraz więcej szczepionek. Podobne praktyki stosuje ono także w stosunku do instytucji monitorujących jakość szczepionek oraz występowanie niepożądanych odczynów. Pytano, czy można nadal głosić, że szczepionki są bezpieczne dla organizmu, skoro władze wielu państw, jak również Światowa Organizacja Zdrowia, niejednokrotnie wycofywały z obiegu szczepionki (także w Polsce) z obawy przed wystąpieniem poważnych powikłań, a nawet śmierci?

Producentom szczepionek zaczęto zarzucać, że w kampaniach naciskają na obowiązkowe szczepienie coraz młodszych dzieci oraz powtarzanie szczepień, np. co dwa lata.

- W Polsce szczepi się nawet kilkudniowe dzieci - informuje dr n. med. Jerzy Jaśkowski, przeciwnik masowych szczepień. - Stwierdzono, że maksimum zgonów z powodu nagiego niemowlęcego syndromu śmierci (SIDS) występuje u niemowląt pomiędzy 2. a 4. miesiącem życia, czyli dokładnie po pierwszych szczepieniach. Spowodowało to np. w Japonii przesunięcie, terminów szczepień z dwóch miesięcy na dwa lata. Po tej zmianie gwałtownie zmalała liczba zgonów klasyfikowanych jako SIDS. W Polsce nie informuje się pacjentów o możliwości wystąpienia poważnych powikłań poszczepiennych. Większość lekarzy nie zna nawet kart, które trzeba wypełnić w przypadku zaobserwowania powikłania.

Ochrona dzięki innym

Prof. Jacek Wysocki należy do orędowników obowiązkowych masowych szczepień w Polsce. Jego zdaniem osoby, które odmawiają szczepienia, w pewnym stopniu można porównać do pasożytów. Korzystają bowiem z tego, że reszta populacji się zaszczepiła. To dzięki niej wirusy mają przerwaną możliwość krążenia. Jednak ten ochronny płaszcz działa tylko do pewnego momentu. Zdaniem profesora, jeżeli liczba nieszczepionych osób wzrasta do 5-10 proc. populacji, to zabezpieczenie przerywa się i wirus znowu zaczyna krążyć.

- Możemy dyskutować, czy szczepienia mają być obowiązkowe, czy nie - mówi prof. Jacek Wysocki. - Są kraje, które nie zmuszają nikogo do szczepienia. Podoba mi się model amerykański, gdzie nie ma obowiązku wykonania szczepień, jednak rady rodziców wielu szkól podejmują uchwały, aby nie przyjmować dzieci niezaszczepionych, bo stwarzają zagrożenie dla innych. Czyli jest wolność, ale nie do końca.

Na argument ludzi, którzy podważają sens szczepienia przeciw wirusowi, który już dawno wyeliminowano, prof. Wysocki odpowiada, że nie ma go właśnie dzięki powszechnym szczepieniom. Jeśli odsetek osób szczepionych nagle spadnie, to zaczną się problemy.
Na tym polega jedna z podstawowych różnic między tym, co głoszą zwolennicy powszechnych szczepień a poglądami ich przeciwników.

Ci drudzy wskazują na przykłady masowych szczepień przeciw konkretnemu wirusowi, które nie przyniosły pozytywnego skutku. W Anglii i Walii w 1995 roku mimo powszechnych szczepień wystąpił dwukrotny wzrost zachorowań na różyczkę w stosunku do roku poprzedniego. W 1989 roku w Omanie, sześć miesięcy po zaszczepieniu 98 proc. dzieci przeciw polio, wybuchła epidemia tej choroby. Amerykańskie Centra Kontroli Chorób (CDC) przyznały, że 87 proc. zachorowań na polio w USA w latach 1973-1983 wywołało podanie szczepionki.

Z drugiej strony są dowody wyeliminowania dzięki szczepionkom groźnych wirusów dziesiątkujących całe narody.
- Dziś o ospie mówi się już tylko w kontekście ataku terrorystycznego - mówi prof. Wysocki. - Ospa zniknęła dzięki powszechnym szczepieniom. Statystyki pokazują wyraźnie: w 1955 roku zgony dzieci do 5. roku życia stanowiły 45 proc. wszystkich zgonów, a w 1995 roku już tylko 21 proc. Dzieci umierały głównie z powodu chorób zakaźnych. Spadek spowodowały szczepienia ochronne. W latach 70. XX wieku w Wielkiej Brytanii pojawiły się informacje, że szczepionka na krztusiec szkodzi, więc spadł odsetek zaszczepiania dzieci o ok. 50 proc. W ciągu kilku kolejnych lat, na krztusiec zachorowało tam 150 tys. dzieci, a 31 niemowląt zmarło.

Babcia kontra szczepionka

Przeciwnicy masowych i obowiązkowych szczepień (nie brakuje wśród nich lekarzy) krytykują zwłaszcza tzw. szczepionki skojarzone (jednocześnie podawane są 3-6 szczepionek). Podobno są najbardziej niebezpieczne i mogą powodować zaburzenia neurologiczne. Szczepionki, pobudzając komórki do produkcji przeciwciał, mogą jednocześnie blokować produkcję innych przeciwciał.

- Rodzice mówią, że szczepień jest za dużo - dodaje prof. Jacek Wysocki. - Jednak mówią tak do czasu, dopóki problem nie dotknie ich dziecka. Niedawno do szpitala trafiło dziecko chorujące na hemofilię typu B. Rodzice mogli zaszczepić je w ubiegłym roku, bo im to proponowano. Nie zaszczepili jednak, uważając, że to niepotrzebne. Dziecko jest w ciężkim stanie, zapewne przeżyje, ale jakie będą neurologiczne skutki choroby, nie wiadomo. Teraz żałują, że nie zaszczepili dziecka.

Prof. Wysocki przytacza przykład Niemiec, w których w 2006 roku część społeczeństwa w obawie przed powikłaniami poszczepiennymi nie zaszczepiła dzieci przeciw odrze. Zachorowało 1600 dzieci, a dwoje zmarło na zapalenie mózgu. W mediach odbyła się publiczna debata na ten temat.

Odra, podobnie jak świnka, różyczka i ospa wietrzna, uważana jest za chorobę zakaźną wieku dziecięcego. Wiele osób, w tym także lekarzy nic traktuje tych chorób jako zła. Wprost przeciwnie - uważają, że odgrywają pozytywną rolę we wzmocnieniu układu odpornościowego organizmu dziecka, wyposażając go w naturalną broń. Dlatego są zwolennikami po prostu ich „przechorowania". Uważają, że reakcja systemu immunologicznego na infekcję dziecka zaszczepionego, które zostało zaatakowane wirusem odry będzie niepełna. Pozwoli to wirusowi na przetrwanie w organizmie.

- Nasze prababcie wiedziały, co robią, kiedy swoje dzieci w okresie dorastania zaprowadzały do chorujących na odrę czy świnkę - mówi jeden z lekarzy - Dzieci, które przeszły w sposób naturalny chorobę zakaźną, radzą sobie z nią znacznie lepiej, kiedy znów się pojawi, niż dzieci zaszczepione, które takiej choroby nie przeszły. Poza tym naturalne „przechorowanie” daje odporność na cale życie, a zaszczepienie tylko na kilka lat.

Zdaniem dr Very Scheibner, naturalne zachorowanie na odrę powoduje wytworzenie ciał odpornościowych nie tylko na tę chorobę, ale także uodpornienie się na inne schorzenia: chorobę zwyrodnieniową kości i chrząstek stawowych, choroby skóry oraz atakujące system immunologiczny Przebycie świnki pozostawia w systemie immunologicznym przeciwciała zapobiegające rakowi jajników.

- Nie trzeba być lekarzem, aby zauważyć, jak wiele współczesnych dzieci, masowo szczepionych, cierpi z powodu schorzeń alergicznych lub z łatwością zaraża się przy każdej okazji kontaktu z drobnoustrojami żyjącymi wokół nas. Zapadalność na niekończące się infekcje w populacjach dzieci „zadbanych szczepieniami" winna pobudzać świat medyków do zastanowienia się nad wiernością przysiędze Hipokratesa: primum non nocere (po pierwsze nie szkodzić) - pisze w artykule „Syndrom potrząsanego dziecka" dr Vera Scheibner („Nexus” nr 1 (3) 1999).

Kto się myli?

Najwięcej kontrowersji dotyczących powikłań poszczepiennych dotyczy ich rzekomego wpływu na rozwój autyzmu. Ponieważ niełatwo określić skalę powikłań, ze względu na brak ich opisów, trudno udowodnić związek pomiędzy szczepieniem a wystąpieniem u dziecka spektrum autystycznego. Ponadto producenci szczepionek przyjęli, że jeśli reakcja dziecka na szczepionkę nie wystąpiła w ciągu mniej więcej miesiąca od podania, to wszystko, co się dzieje ze zdrowiem dziecka po tym okresie, nie ma związku ze szczepionką.

Przeciwnicy programowych szczepień uważają jednak, że to zbyt krótki okres na rzetelną ocenę. Ich zdaniem wstrzykiwanie do rozwijającego się organizmu dziecka „bomby bakteryjnej”, jaką jest szczepionka skojarzona składająca się z różnych obcych, osłabionych, lecz żywych drobnoustrojów, musi mieć długofalowy wpływ.

- Co pewien czas zgłaszają się rodzice twierdzący, że ich dzieci zaczęły mieć problemy z autyzmem, jakiś czas po zaszczepieniu - mówi Maria Wroniszewska z Fundacji Synapsis. - Niesłychanie  trudno udowodnić, że jest to związek przyczynowy, ponieważ dzieci przed szczepieniami nie są u nas badane pod tym kątem. Wiele faktów wskazuje jednak na to, że autyzm wiąże się z nieprawidłowym funkcjonowaniem układu odpornościowego. A szczepienie to przecież ingerencja w układ odpornościowy organizmu dziecka. Część narodzonych dzieci na pewno ma opóźniony rozwój niektórych funkcji i nie są w stanie wytrzymać dawki kilku szczepionek. My zalecamy rodzicom pewną ostrożność. Jeśli był już taki przypadek w rodzinie - a pewne predyspozycje mogą być wspólne - to zalecamy odraczanie szczepień oraz to, by szczepionek nie łączono, ale podawano je pojedynczo. Zalecamy ostrożność, choć jest to sprzeczne z zapewnieniami firm farmaceutycznych o nieszkodliwości szczepionek.

Wbrew zapewnieniom producentów szczepionek, a także niektórym badaniom (np. w Japonii na grupie ponad 30 tys. dzieci nie stwierdzono związku pomiędzy szczepionką MMR - odra, świnka, różyczka - a autyzmem), wielu rodziców dzieci z cechami autystycznymi wiąże je ze szczepieniami. Związek taki potwierdziły badania w Kalifornii. W każdym niemal kraju zachodnim rodzice zorganizowali się, tworząc ruchy antyszczepieniowe. Ich dramatyczne historie, pokazywane niekiedy w telewizji, opisywane w gazetach czy blogach, w świetle opinii o nieszkodliwości szczepionek, wyglądają na wyssane z palca. Nasuwa się pytanie, kto tu się myli? A ktoś mylić się musi - albo rodzice, albo współczesna medycyna.

W Polsce ani Ministerstwo Zdrowia, ani Państwowy Zakład Higieny (PZH) nie próbują rozmawiać z poszkodowanymi rodzinami i nie szukają przyczyny przyrostu liczby dzieci z cechami autystycznymi, więc u wielu osób wywołuje to podejrzenia, że na ten temat trwa zmowa milczenia.

- To jest niesłychanie trudny społecznie problem - dodaje Maria Wroniszewska. - Z jednej strony nie chcemy, aby dzieci nieszczepione były nosicielami chorób zakaźnych i zagrażały innym dzieciom. Z drugiej zaś, ich rodzice prowadzą nierówną walkę, gdyż nie chcą dalej ich szczepić, a są zastraszani sankcjami, karami pieniężnymi i administracyjnymi. Gdyby lekarze i firmy farmaceutyczne na serio traktowali zagrożenia, jakie, niosą szczepienia, i starali się o wnikliwsze, badania dzieci przed szczepieniami, to byłaby szansa na porozumienie. Na razie rodzice mają poczucie, że są ignorowani. Ja przyznałabym matkom prawo do odraczania szczepień. Nasze pokolenia chorowały na niektóre choroby i w sposób naturalny się uodparnialy. Teraz dominuje filozofia chronienia dzieci szczepionkami przed każdą chorobą, tak jakby na nic nie mogły zachorować.

Dr n. med. pediatra Jacek Czelej pisał na łamach „Gazety Wyborczej”: „Nie można bezkarnie faszerować dziecka wszystkimi możliwymi szczepionkami: przeciw nawracającym infekcjom, grypie, zapaleniu opon mózgowych itp. Nie jestem zwolennikiem skojarzonej szczepionki przeciw śwince, odrze i różyczce. Ma ona potrójną siłę rażenia, jest podawana pozajelitowo, może dawać doraźne i odległe powikłania, a przecież w naturalnych warunkach dziecko nie zapada na wszystkie te choroby jednocześnie”.

Nie wszyscy równi

Pani Magdalena postanowiła zaszczepić Igorka nie tylko obowiązkowymi szczepieniami, ale także dodatkowymi, które zalecił jej lekarz. Argument wydawał się logiczny: od razu zaszczepić dziecko na inne choroby. Ale Igorek po każdym szczepieniu miał wysoką gorączkę, zapalenie oskrzeli i anginę. Otrzymywał antybiotyki.

Po pierwszym szczepieniu przeciw żółtaczce i gruźlicy, był tak osłabiony, że spał przez tydzień. Mama musiała karmić go na siłę. Potem zrobił mu się podskórny wylew na policzku. Po drugim szczepieniu wylądował w szpitalu z bardzo silnym zapaleniem oskrzeli. Choć każde szczepienie kończyło się poważną chorobą, lekarze zapewniali ją, że to normalne objawy, bo dziecko urodziło się po cesarskim cięciu. Pani Magdalena nie rezygnowała z zalecanych przez lekarza szczepień. Po kolejnym, gdy Igorek miał 6 miesięcy, zauważyła, że syn nic reaguje na ulubioną grzechotkę. Lekarze znowu ją uspokajali.

- Gdy ukończył półtora roku, przeszedł kolejne szczepienie, tym razem na odrę - opowiada pani Magdalena. - Przez kilka dni miał wysoką gorączkę, a po niej nagłe zamilkł. Nie mówił już: tata, mama, baba, przestał też gaworzyć. Tylko krzyczał. Chodziliśmy do lekarzy, pytaliśmy, co się dzieje. Słyszeliśmy tę samą odpowiedź: „Proszę się nie martwić, chłopcy tak mają nawet do 5. roku życia”. Nie padło ani jedno słowo o możliwości powikłań po szczepieniu, choć mieliśmy podejrzenia.

Niedługo później u Igorka zdiagnozowano autyzm. Pewna lekarka powiedziała nam, że takie mogą być reakcje po szczepieniach. Wyznała też, że swojego dziecka właśnie dlatego nie zaszczepiła.

Na zdjęciu: Igorek z mamą na dworze
Mama Igorka nie ustąpiła w poszukiwaniu przyczyn poszczepiennych powikłań u syna.
Jej determinacja zaowocowała cofnięciem się niektórych objawów autyzmu.
Fot. Piotr Stanisławski

Pani Magdalena przestała szczepić syna. Napisała oświadczenie w tej sprawie i złożyła w Sanepidzie. Mówi, że jeśli jeszcze kiedyś urodzi dziecko, nie zaszczepi go w ogóle. Czytając różne materiały o reakcjach poszczepiennych, postanowiła wprowadzić dietę bez mleka i cukru (zaleca ją również Fundacja Synapis) i oczyścić organizm syna z toksyn. A było z czego.

Badanie włosów Igorka wykazało, że ma wielokrotnie przekroczoną normę stężenia w organizmie metali ciężkich, zwłaszcza rtęci. To obok miedzi składnik szczepionek. Po trzech miesiącach syn przestał chorować, znów zaczął mówić i cieszyć się widokiem mamy.

Kara za nieszczepienie

Matki, które obawiają się szczepień dzieci, przekonujemy, że nieszczepione dziecko może zachorować, czyli szczepienie jest dla dobra dziecka - informuje Elżbieta Lejbrandt z Mazowieckiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej. - Jeżeli perswazja nie pomaga, nie możemy nikogo zmusić. Czasem nawet postraszenie karą pieniężną nic nie daje. W nowym projekcie ustawy o chorobach zakaźnych to lekarz pierwszego kontaktu ma przekonywać rodziców do szczepienia dzieci. Projekt przewiduje karę 5 tys. zł - jest to pewna forma nacisku, ale moim zdaniem nic nie da. Jeżeli matka jest zdecydowana nie zaszczepić dziecka, to nie zmieni tego i 10 tys. zł kary. Zdarzają się w Polsce decyzje sądowe i kary, ale w woj. mazowieckim takich sytuacji nie mieliśmy.

-  Sprawa straszenia rodziców karami najlepiej świadczy o pozamerytorycznym nacisku koncernów farmaceutycznych - mówi dr Jerzy Jaśkowski. - Według obowiązującego w Polsce prawa, każdy pacjent może wybrać metodę leczenia. Można się spierać, czy szczepionka jest lekiem. Ale urzędnik nie ma prawa podejmować tej decyzji za rodziców. Jak to się więc dzieje, że urzędnik niskiego stopnia straszy lub karze rodziców dziecka za brak szczepień, a rodzice nie mają w tej sprawie nic do powiedzenia? Ważniejsze jest pytanie, dlaczego podległe PZH stacje sanitarno - epidemiologiczne zajmują się handlem szczepionkami przeciwko wirusowemu zapaleniu wątroby? Tak jest w kwietniu od lat. Jak instytucja kontrolna może zajmować się handlem szczepionkami? Odpowiedź nasuwa się sama.

Nie ma oficjalnych danych, wiadomo jednak, że część lekarzy nic szczepi własnych dzieci albo odracza szczepienia do czasu, gdy dziecko idzie do przedszkola i szkoły lub też ogranicza je do minimum. Oficjalnie nikt nie przyzna się do tego, bo stanąłby w konflikcie z pracodawcą i największym dogmatem współczesnej medycyny. Pediatrzy wiedzą jednak, że od początku lat 90. obserwuje się stopniowy wzrost zachorowalności, spadek skuteczności szczepień i trwałości uzyskanej odporności.

Przyczyną tego jest m.in. mutacja szczepów bakterii, które uodparniają się na szczepionki. Dlatego szczepienia trzeba powtarzać co kilka lat, a niektóre nawet co rok. Nic brak jednak głosów, że winę za to ponoszą wstrzykiwane do organizmu dziecka dziesiątki szczepionek bakteryjnych, które osłabiają system immunologiczny.

Szczepić się przeciw grypie czy nie?

- Szczepionka przeciw grypie jest skuteczna, pod warunkiem, że kupujemy „aktualne” szczepionki. Te z zeszłego roku są nieskuteczne. Zaszczepić się powinny osoby szczególnie wrażliwe na powikłania grypy, czyli dzieci i osoby po 50. roku życia, pensjonariusze domów spokojnej starości, przewlekle chorzy na astmę, chorobę oskrzelowo-płucną, cukrzycę i niewydolność nerek. Ponadto osoby, które na co dzień stykają się z wieloma ludźmi - informuje prof. Lidia B. Brydak, kierownik krajowego Ośrodka ds. Grypy WHO (źródło: Gazeta.pl/Zdrowie).

Na zdjęciu: Ampułka ze szczepionką przeciw grypie
Fot. I.BEIJES

- Szczepionka przeciw grypie nie daje zabezpieczenia ani trwałego uodpornienia, trzeba ją powtarzać co roku - uważa dr Jerzy Jankowski, Woj. Ośrodek Medycyny Pracy i Katedra Biofizyki AM w Gdańsku. - W naturalnych warunkach wirus nigdy nie wnika bezpośrednio do krwiobiegu. Wstrzykując szczepionkę do krwiobiegu z pominięciem układu odpornościowego, wpływamy na zaburzenie pamięci tego układu. Nie wiadomo, dlaczego jedni chorują, a drudzy nie. Brak podstaw, aby u wszystkich stosować szczepionkę przeciw grypie.

Spór o szczepienia nie ustaje. I nie wydaje się, aby miał się zakończyć. Jednak ruch antyszczepieniowy, zwracający uwagę na problem powikłań poszczepiennych, wymusił precyzyjniejsze identyfikowanie skutków poszczepiennych, a na producentach szczepionek prowadzenie bardziej rygorystycznych badań epidemiologicznych. Niestety największym zaniedbaniem systemu szczepień w Polsce jest brak prowadzenia przez lekarzy rzetelnej rejestracji skutków poszczepiennych. Poza tym nie ma odpowiednich badań, które wykluczałyby ze szczepień dzieci z opóźnionym rozwojem funkcji organizmu. Tylko te dwie przyczyny mogą spowodować prawdziwe tragedie.

Komentarz

  • Błędy merytoryczne
    farma-ceutka
    29.10.2018, 20:28
    Artykuł stara się obiektywnie ukazać kwestię szczepień, jednak zawiera błędy merytoryczne... Przestałam czytać po fragmencie przytaczającym wypowiedź prof. Wysockiego sugerującym, że hemofilii typu B można było zapobiec szczepiąc dziecko...

Dodaj odpowiedź na komentarz

Uwaga, komentarz pojawi się na liście dopiero po uzyskaniu akceptacji moderatora | regulamin
Prawy panel

Wspierają nas