Przejdź do treści głównej
Lewy panel

Wersja do druku

Im człowiek młodszy...

17.04.2015
Autor: rozm. Agnieszka Fiedorowicz
Marek Michalak z rodziną

Na co wpływają skargi, jak rozsądnie wprowadzać edukację włączającą i po co nam tzw. książeczki zdrowia – na te i inne pytania „Integracji” odpowiada Rzecznik Praw Dziecka, Marek Michalak.

 

Agnieszka Fiedorowicz: Jako 17-latek pomagał Pan dzieciom z niepełnosprawnością. Wraz z koleżankami z technikum ogrodniczego w Mokrzeszowie, Adrianą Jabłońską, obecnie Pana żoną, i z Edytą Tomaszewską założyliście Koło Przyjaciół Chorych Dzieci „Serce”.

Marek Michalak: Tak. Naszymi pierwszymi podopiecznymi były dzieci z porażeniem mózgowym, zespołem Downa, które wtedy, pod koniec lat 80., siedziały w domach. Rodzice z nimi nie wychodzili, bo ulica była nieprzyjazna, nie tylko architektonicznie. Postanowiliśmy je z tych domów wyciągnąć. Zaczęliśmy zabierać je do kina, teatru w Świdnicy, na plac zabaw…

Do miejsc niedostosowanych?

Tak, nasze kręgosłupy były bardzo obciążone wnoszeniem wózków i to nie takich jak dziś, ale ciężkich, topornych maszyn. Szybko natomiast się zaprzyjaźnialiśmy. Im człowiek młodszy, tym bariery są mniejsze.

Czy te dzieci nie bały się wychodzić?

Strach był duży. Pamiętam Martę, z porażeniem mózgowym, z którą do dziś utrzymuję kontakt, która przyjęła nas jak intruzów. Powiedziała: „Żadnej pomocy społecznej nie potrzebuję”. Musiało minąć trochę czasu, nim się do siebie przekonaliśmy. Uczyliśmy Martę chodzić; jej mama skarżyła się, że ona nie próbuje. Marta przekonywała mnie: „Nie zmuszajmy się, dla ciebie naturalne jest, że się urodziłeś, nauczyłeś się chodzić i chodzisz, a dla mnie naturalne jest, że się urodziłam, nie nauczyłam chodzić i nie chodzę. I mi z tym dobrze”. Pozornie tak było, ale naprawdę, im człowiek jest mniej zależny od otoczenia, tym czuje się bezpieczniejszy. Dziś Marta mieszka sama, a przemieszcza się z chodzikiem.

Wspomina Pan w wywiadach, że kiedy „Serce” zorganizowało na rynku świdnickim mikołajki, przechodnie przypatrywali się dzieciom na wózkach jak podopiecznym pana Gucwińskiego… [były dyr. wrocławskiego zoo – red.].

Bo ich nigdy wcześniej nie widzieli. Ja uświadomiłem sobie, że są dzieci chore i dzieci z niepełnosprawnością, gdy w VIII klasie podstawówki, trafiłem z podejrzeniem ciężkiej choroby do warszawskiego Centrum Zdrowia Dziecka. Jako jeden z najstarszych zacząłem opiekować się młodszymi, razem czytaliśmy książki, robiliśmy przedstawienia.

Gdy Pan porównuje sytuację dzieci z niepełnosprawnością wtedy i dziś…

To jest niebo a ziemia, choć oczywiście wciąż mamy sporo do zrobienia, nawet w kwestii barier architektonicznych. W 1999 r. miałem jako dorosły człowiek po wypadku epizod poruszania się przez miesiąc na wózku, a potem o kulach. Świat z tej perspektywy wygląda zupełnie inaczej. A kiedy objąłem urząd rzecznika, mieszczący się wtedy w budynku przy ul. Śniadeckich, okazało się, że jest zupełnie niedostosowany i ze względu na zabytkowy charakter niewiele da się zrobić. Pomyślałem, że nie może być tak, żeby każde dziecko nie mogło odwiedzić swojego rzecznika, dlatego podjąłem decyzję o przeprowadzce do naszego obecnego biura, przy ul. Przemysłowej. Tu nie muszę przyjmować gości na ławce pod biurem. Jednak te najtrudniejsze do przełamania bariery są, niestety, ciągle w głowach Bo wciąż za mało się spotykamy, bawimy, razem uczymy. Wciąż są rodzice, którzy boją się, że ich dzieci mogą się „zarazić”, bawiąc się z dzieckiem z zespołem Downa.

Wielu rodzicom też się wydaje, że jak ich dziecko będzie się uczyło z dziećmi z niepełnosprawnością, to obniży się „jego poziom”…

Bzdura. Tak naprawdę najbardziej korzysta właśnie dziecko pełnosprawne, przebywające w środowisku osób z niepełnosprawnością: nabiera empatii, uwrażliwia się…

A czy Julia i Miłosz, Pana dzieci, mają przyjaciół z niepełnosprawnością?

Tak! Przez długi czas pomieszkiwał u nas niewidomy syn przyjaciółki mojej żony, który pochodził z Podhala, ale uczył się w szkole w Laskach. Między moimi dziećmi a Erykiem nawiązała się fajna więź, a cała nasza rodzina odkrywała wiele rzeczy, np. to, że Eryk, korzystając z łazienki, nie musi zapalać światła. Kto naprawdę ma niepełnosprawność, my czy on – bo my sobie bez tego światła nie poradzimy!

Jako dzieci nie dyskryminujemy...

My dorośli, patrzymy na drugiego człowieka, widząc bariery, tymczasem dzieci widzą w człowieku przede wszystkim kolegę czy koleżankę. Ale potem rosną i to mija, to znaczy, że gdzieś robimy błąd w wychowaniu…

Naprawie tych błędów ma służyć wprowadzenie edukacji włączającej.

Tak, ale należy te zmiany wprowadzać powoli. Z dnia na dzień nie da się zrobić rewolucji, a radykalna zmiana dotychczasowych przyzwyczajeń może skutkować czymś odwrotnym, że ten mur między ludźmi stanie się, jeszcze wyższy i trudniejszy do pokonania.

Z dnia na dzień nie zamkniemy wszystkich szkół specjalnych…

Musimy też mieć świadomość, że nie wszystkie dzieci będę szczęśliwe w szkołach masowych, nie wszystkie do włączenia się kwalifikują. Szkoły specjalne są bardzo potrzebne, a pracujący tam nauczyciele mają specjalistyczną wiedzę, którą mogą się dzielić z nauczycielami szkół ogólnodostępnych…

…którzy – choć rzadko mówią to głośno, boją się pracy z dziećmi z niepełnosprawnością.

Nie dziwmy się temu. Mam duży szacunek do tych, którzy potrafią się przyznać, że się obawiają, że nie wiedzą. Gorzej, gdy ktoś powie „dam radę”, a potem problemy w klasie narastają i kończy się aferą medialną i interwencją rzecznika. Każdy ma prawo być w jakiejś dziedzinie niekompetentnym, ale może dążyć do tego, by te umiejętności nabyć, uzyskać wsparcie np. w postaci nauczyciela wspomagającego. Te instrumenty są w edukacji dostępne, ważne, by nauczyciele się tego domagali, bo brak tego wsparcia może skutkować krzywdą dzieci. Pieniądze na ten cel w budżecie są. Subwencja oświatowa na dziecko z niepełnosprawnością jest wysoka.

Jest, ale samorządy zamiast na dzieci często wydawały ją na drogi.

Jako rzecznik przez wiele lat walczyłem o to, by te pieniądze szły za dzieckiem, jeśli nawet nie da się rozliczyć ich na Jasia, to żeby one szły do tej placówki, w której Jaś się uczy, bo to podnosi standard i Jasiowi, i jego kolegom. W tym roku prawo zostało zmienione i samorządy powinny tę subwencję przeznaczać wyłącznie na edukację. Czekam na informacje od ministra finansów i ministra edukacji, w tej sprawie.

Z badań Instytutu Badań Edukacyjnych wynika, że dyrektorzy wciąż odmawiają dziecku z niepełnosprawnością przyjęcia do placówki ogólnodostępnej, choć to niezgodne z prawem.

Tak, ale zdarza się to coraz rzadziej. Kilka lat temu dostawałem rocznie 50 do 100 skarg tylko od rodziców dzieci z cukrzycą, dziś to pojedyncze przypadki. Pamiętajmy, że niepełnosprawność niepełnosprawności nierówna; chciałbym, aby i rodzice, i dyrektorzy, patrząc na wskazania z orzeczenia i możliwości szkoły wybierali to, co optymalne w danej sytuacji. Wybór w mniejszych ośrodkach często jest ograniczony. Ważną kwestią są też dojazdy do szkół; dostaję wciąż sporo skarg od rodziców na niewłaściwą realizację prawa dziecka w tym zakresie. Samorząd powinien zapewnić dziecku z niepełnosprawnością dojazd do najbliższej szkoły, która jest w stanie spełnić wskazania z orzeczenia, ale różnie to wygląda. Często wystarczy wspólna rozmowa, bo okazuje się, że nie zawsze dziecko jako osoba jest na pierwszym miejscu. Nieraz decydują wzajemne animozje, rodzic powie dwa słowa za dużo, a urzędnik się okopuje.

A co z domami dziecka? W czasie naszej ostatniej rozmowy deklarował Pan, że niedopuszczalne jest, by przebywały w nich dzieci poniżej 3. roku życia.

Dzieci poniżej 7. roku życia nie powinny trafiać do tych placówek, o tym mówi Ustawa o wspieraniu rodziny i pieczy zastępczej. Ale teoria swoje, a życie swoje. Mamy wciąż ok. 4 tys. takich dzieci w skali kraju, dlatego powinniśmy dążyć, aby miały one jak najszybciej uregulowaną sytuację prawną. Moje biuro poddało już analizie akta wszystkich dzieci do 3. roku życia – jest ich ok. 800 – i na jej podstawie formułuję wnioski do właściwych organów, żądając odpowiedniego i zgodnego z prawem zabezpieczenia sytuacji dziecka. U wielu już udało się ją uregulować.

Czyli dziecko trafia do adopcji?

Staramy się najpierw przywrócić kompetencje rodziny biologicznej, której dziecko zostało odebrane, mamy na to 18 miesięcy, bo dziecko nie może czekać w nieskończoność. Jeśli to jest niemożliwe, trzeba pozbawić władzy rodzicielskiej rodziców biologicznych i dać dziecku szansę wychowywania się w rodzinie adopcyjnej. Małe dzieci powinny na adopcję czekać jak najkrócej.

Rodzice często skarżą się, że nie dostają od ośrodków adopcyjnych pełnej informacji na temat dziecka…

Wiem. Przed chwilą była u mnie dyrektor ośrodka adopcyjnego z woj. kujawsko-pomorskiego, która ma dokładnie taki problem, często nie można nawet podać rodzicom adopcyjnym informacji, ile szczepień dostało dziecko. Każde dziecko powinno mieć swoją historię, rodzice chodzą do różnych lekarzy i mają do tego prawo, ale każdy kolejny lekarz powinien mieć szansę zobaczenia, co działo się z dzieckiem wcześniej.

Kiedyś były książeczki zdrowia…

Obecnie książeczki zdrowia dziecka są wydawane rodzicom przez niektóre oddziały noworodkowe, ale prowadzenie ich jest nieobowiązkowe. Dlatego zabiegam o to, by przywrócić książeczkę zdrowia dziecka jako państwowy, obowiązkowy dokument urzędowy, stanowiący zewnętrzną dokumentację medyczną. Projekt nowelizacji Ustawy o prawach pacjenta trafił do Sejmu. Optymistycznie mówiąc, 1 stycznia 2016 r. książeczki będą u dzieci.

Co nam dadzą te książeczki?

Jeśli dziecko będzie częściej pojawiać się na obowiązkowych badaniach, jest większe prawdopodobieństwo wychwycenia nieprawidłowości. Lekarz, patrząc na guzek, może dostrzec niebezpieczeństwo, gdy rodzic jeszcze go nie widzi, a wykrycie choroby np. nowotworowej w pierwszym stadium zwiększa szanse leczenia.

Od lat sztandarowym działaniem Rzecznika jest walka z przemocą. Gdy objął Pan w 2008 r. urząd, postawił sobie jako wyzwanie doprowadzenie do prawnego zakazu bicia dzieci. Posypały się gromy, że „wtrąca się Pan w wychowanie dzieci”!

Tym się zupełnie nie przejmuję. Ja jako rodzic nie bałem się, że zakaz odbiera mi jakiekolwiek instrumenty wychowawcze – wychowanie bez bicia wzmacnia podmiotowość dziecka, to jest coś, co się dzieciom należy. Polska w tym roku po raz trzeci z rzędu została wymieniona w raporcie Sekretarza Generalnego ONZ jako kraj dobrej praktyki walki z przemocą wobec dzieci. Liczba rejestrowanych przypadków spadła w ciągu ostatnich lat z 47 tys. do 19 tys., przyzwolenie na przemoc, wciąż wysokie – 61 proc., zmalało o 17 proc.

Rocznie Pana biuro zajmuje się 50 tys. spraw; część z nich to głośne medialnie przypadki.

Często pół Polski jest zbulwersowane, „że rodzicom odebrano dzieci, bo są biedni”. Zawsze podejmuję z urzędu taką sprawę i dokładnie badam. Często okazuje się, że powodem była przemoc i zaniedbanie. Niedawno dziecko odebrano w ostatnim stadium nieleczonego zapalenia płuc, gdyby nie ta decyzja zmarłoby, a ci „biedni rodzice” przez parę tygodni nie mieli czasu odwiedzić go w szpitalu. Są i sytuacje odwrotne.

Jak ta sprzed kilku lat, gdy rodzeństwo Róży Szwak poprosiło, by pomógł im Pan odzyskać siostrzyczkę.

Dzięki interwencji Róża wróciła do domu w ciągu dwóch miesięcy.

A dostaje Pan skargi od rodziców, którzy nie chcą, by ich dziecko uczyło się z dzieckiem o specjalnych potrzebach?

Niestety, tak. Rodzice „nie życzą sobie, by Krzyś był w tej klasie”... Przypominam, że Krzyś też jest obywatelem RP i nikt nie ma prawa „sobie nie życzyć” jego obecności w klasie. Trzeba tworzyć mechanizmy, które wspomogą Krzysia i jego kolegów nie na zasadzie wyrzucania, ale kompromisu. Każde dziecko ma prawo do edukacji.


O problemie dostosowania architektonicznego placówek edukacyjnych i kwestii transportu dzieci do szkół, które położone są poza obwodem i obszarem administracyjnym danej gminy, a także o Orderze Uśmiechu z Markiem Michalakiem, Rzecznikiem Praw Dziecka, porozmawia Piotr Pawłowski w najnowszym odcinku programu "Misja Integracja", którego premierę zobaczyć będzie można w sobotę, 18 kwietnia 2015 r., o godz. 9:05 na antenie TVP Regionalna.

Dodaj komentarz

Uwaga, komentarz pojawi się na liście dopiero po uzyskaniu akceptacji moderatora | regulamin

Komentarze

brak komentarzy

Prawy panel

Wspierają nas