Przejdź do treści głównej
Lewy panel

Wersja do druku

Dariusz Kampka

10.06.2009
Autor: Damian Szymczak, Fot.: Piotr Stanisławski

Marzenia muszą się spełniać

"Myślę, że to, jak nas postrzegają inni, zależy tylko od nas, od tego, jacy jesteśmy."


To były pierwsze chwile jego życia. Przy porodzie nastąpił wylew krwi do mózgu i paraliż lewej części ciała. Na zawsze miał zostać kaleką, niezdolnym do samodzielnego funkcjonowania. Ci, którzy wystawiali wtedy diagnozę, nie wiedzieli, jak bardzo się mylą. Dziś Dariusz Kampka prowadzi własną firmę, zatrudnia ludzi, uprawia sport i wspiera finansowo osoby niepełnosprawne.

Jestem taki sam
- Spotkałem w życiu wielu wspaniałych ludzi, którzy mi pomogli, lecz pierwszą i najważniejszą osobą była mama - mówi. - Nie przyjmowała tamtych diagnoz do wiadomości, wiedziała, że będzie o mnie walczyć i wygra. Długa była ta walka: sanatoria, kliniki, trzy razy operacje nogi. Kiedyś policzył, że osiem lat spędził poza domem. Do tego dochodziły ćwiczenia w rodzinnym Raciborzu. Na szczęście wszystko razem dawało efekty. - Przed każdą operacją mama bardzo się denerwowała. Do sanatoriów jeździliśmy pociągami. Nieraz aż serce jej krwawiło, gdy mnie tam zostawiała. Zwłaszcza gdy byłem mały, strasznie wtedy płakałem, łapałem ją kurczowo i błagałem, by mnie zabrała ze sobą. Człowiek niepełnosprawny jest taki jak inni. Chociaż nie potrafiłem tego właściwie ująć, to tę zasadę wyznawałem od dziecka - wspomina. Na podwórku nie chciał być gorszy od dzieci. Gdy koledzy grali w piłkę, on grał z nimi, stając na bramce. A gdy komuś przychodziło do głowy, by go nie wpuścić na boisko, zaraz rzucał się z pięściami. - Na szczęście nie musiałem tego robić często.

Dziś Dariusz uśmiecha się do swych wspomnień. - Nigdy nie spotykałem się z niechęcią czy obawą innych, dlatego że jestem niepełnosprawny. Myślę, że to, jak nas ludzie postrzegają, zależy tylko od nas, od tego, jacy jesteśmy. Dariusz Kampka dużo zawdzięcza też Wojciechowi Nazarce, obecnemu Wiceprezesowi Polskiego Związku Pływackiego, mieszkańcowi Raciborza, wówczas nauczycielowi w tamtejszej Szkole Podstawowej nr 8. To sportowa szkoła, w której trenowano pływanie. Przyjął go do działającej tam sekcji. Dariusz rozpoczął rehabilitację i sportową rywalizację, szybko zaczął osiągać dobre rezultaty. W kraju wśród osób niepełnosprawnych mało kto mógł z nim rywalizować. Szkołę sportową wybrała mama, nauczycielka języka polskiego. - Jako pedagog z 33-letnim stażem wiedziała, że dla zdobycia samodzielności nie powinienem uczyć się w szkole, w której pracowała.

Zarabiać na siebie
Oprócz pięknej przygody nauka była dla Dariusza najważniejsza. Skończył liceum ekonomiczne w Raciborzu. Potem zaczął studia na Akademii Ekonomicznej w Katowicach. I niedługo potem zaczął pracować. - Zapisałem się do spółdzielni studenckiej - wspomina Dariusz. - Przez nią trafiłem na pocztę, gdzie nosiłem paczki. Nie trwało to długo. Doszedł do wniosku, że w życiu chce zarabiać sam na siebie, być na swoim. Zarejestrował więc działalność gospodarczą: usługi podatkowe. W krótkim czasie miał siedem firm do obsługi. Pracy było tyle, że ze studiami nie dał rady, przerwał je i zajął się biznesem. - Spotkałem jednego z dyrektorów Fiata, powiedział, że powinienem zająć się handlem stalą dla działających w Polsce koncernów samochodowych, bo jest na to zapotrzebowanie. Trochę się bał, ale postanowił zaryzykować. - Przeważyło to, że sprawy księgowe mam w małym palcu - mówi. Wygrał pierwszy przetarg, to go zmobilizowało do działania. Wziął kredyt i zaczął rozkręcać interes. To było 15 lat temu. Dziś Dariusz Kampka ma biuro w centrum Raciborza i zatrudnia siedem osób.

- Niewyraźnie mówię, więc gdy mam po raz pierwszy z kimś rozmawiać, to jeden z pracowników informuje o tym klienta. Potem już wszystkim zajmuję się sam. Ja się nie czuję niepełnosprawny w niczym. Na stwierdzenie, że pewnie jest znany w branży, odpowiada: - Przede wszystkim jako solidny dostawca. Taka mała firma jak moja zajmuje się dostarczaniem materiałów do poszczególnych części aut, na przykład układów hamulcowych. Ja jestem znany z tego, że nigdy nie spóźniłem się z dostawą towaru, dostarczyłem to, co kontrahent zamówił, słowem jestem rzetelny.

Dariusz pytany o sytuację osób niepełnosprawnych w Polsce mówi, że chociaż wiele kwestii zmieniło się na lepsze, to wciąż jest dużo rzeczy do zrobienia. - Osoby niepełnosprawne nie powinny być uprzywilejowane, w niczym. Trzeba im jednak pomóc, stworzyć warunki. Choć tak czasem myślę, czy nie ma w tym też winy samych niepełnosprawnych. Czy nie są zbyt bierni, czekając, aż im ktoś pomoże, zamiast samemu o to walczyć.

Zafascynowany muzyką
Od kilku lat Dariusz Kampka zajmuje się jeszcze jedną branżą - muzyczną. Stworzył zespół i został jego menedżerem. Jak to w życiu bywa, z czasem zespół się rozpadł. Później stworzył drugi. Obecny związany jest z jego narzeczoną, 26-letnią Zuzanną Szreder. Cztery lata temu wygrała ogólnoeuropejski konkurs młodych talentów, organizowany przez niemiecką VIVĘ. Krótko potem Dariusz poprosił ją, by skomponowała muzykę do napisanego przez niego Hymnu polskich kibiców - Białoczerwoni. Piosenka pojawiła się w mediach ogólnopolskich oraz podczas imprez sportowych. Także tych najważniejszych. Zuzanna wykonywała ją m.in. przed meczami polskiej reprezentacji w piłce nożnej. To specjalnie dla Zuzanny Dariusz założył nowy zespół. I stara się jej pomóc w zrobieniu kariery. W zespole jest menedżerem. - Już dziesiątki razy jeździłem do Warszawy na spotkania z producentami z przemysłu muzycznego - opowiada. - I jakoś ciągle nie może "zaskoczyć". Ale jestem przekonany, że w końcu się uda.

To zawdzięczają mu inni
W rodzinnym mieście Dariusz Kampka jest postacią znaną z różnych działań. Na przykład jako sportowiec. W 2000 roku został powołany do reprezentacji Polski na Igrzyska Paraolimpijskie w Sydney. Niestety, kilka dni przed wylotem do Australii zginął jego ojciec. - Był kierowcą tira, jeździł po całej Europie, a zginął, jadąc na rowerze. Pod kołami ciężarówki, której kierowca wjechał na chodnik i potrącił jadącego tam ojca - wspomina. Wypadek zdarzył się w Niemczech. Dariusz musiał jechać po ciało, później zorganizować pogrzeb i do Australii nie dotarł. Kiedyś chciałby tam pojechać w podróż życia, może z czasem uda się to zrealizować. Na razie w podziękowaniu dla swojej mamy za wszystko, co dla niego zrobiła, syn realizuje jej podróżnicze marzenia. Była już w Anglii, Francji, Chorwacji, Rosji, we Włoszech i w Chinach.

Wyczynowo Dariusz już nie trenuje, chociaż dalej znakomicie relaksuje się na pływalni. Sport został jego wielką pasją, podobnie jak sympatia do klubów sportowych i wsparcie, jakiego im udziela. Dzieci i młodzież z klubów "Sprawni Inaczej" oraz Klubu Olimpijczyka "Sokół" dostają od niego odżywki, napoje regeneracyjne i sprzęt sportowy. Dariusz wyposażył również dwa place zabaw w rodzinnym Raciborzu. Ludzie odpowiedzialni za polski sport potrafili docenić wszystko, co Dariusz robi. W 2005 roku Polski Komitet Olimpijski przyznał mu wyróżnienie Fair Play. Największe wyzwania Dariusz Kampka osiągnął w życiu wiele, ale chce jeszcze wiele zdobyć. Twierdzi, że jest uparty w dążeniu do celu - to jego mocna strona. Co jeszcze planuje? - Przede wszystkim pragnę założyć rodzinę, ale najpierw chciałbym, aby Zuzia zrobiła karierę. Pociąga mnie też biznes muzyczny, planuję na dobre w nim zaistnieć. Jeśli będę wytrwały, to i te marzenia się spełnią.

Tekst pochodzi z książki pt. "Człowiek bez barier. Sylwetki laureatów Konkursu z lat 2003-2007", wydanej w 2007 r.

Dodaj komentarz

Uwaga, komentarz pojawi się na liście dopiero po uzyskaniu akceptacji moderatora | regulamin

Komentarze

brak komentarzy

Prawy panel

Wspierają nas