Przejdź do treści głównej
Lewy panel

Wersja do druku

Whistler przez tydzień żyło paraolimpizmem

22.03.2010
Autor: Paulina Malinowska-Kowalczyk
Źródło: inf. własna

Igrzyska olimpijskie to była jedna wielka feta; prawie w ogóle nie spaliśmy – powiedział jeden z wolontariuszy pracujących w czasie poprzednich igrzysk. – Te następne igrzyska nie mają takiego rozmachu, ale to zupełnie innego rodzaju doświadczenie. Na igrzyskach paraolimpijskich czujemy się jak rodzina. To absolutnie coś wyjątkowego.

Wyjątkowe jest także to, jak Kanadyjczycy zmierzyli się z takim wyzwaniem - igrzyskami paraolimpijskimi. W Whistler od pierwszego dnia da się poczuć szczególną atmosferę - tworzą ją nie tylko sportowcy startujący w narciarstwie biegowym, zjazdowym i biatlonie, ale również miejscowe władze, właściciele restauracji, mieszkańcy, turyści i przyjaciele, którzy przyjechali do Kanady dopingować swoich zawodników.

Nie inaczej jest w Vancouver, choć wspaniała atmosfera panuje przede wszystkim na obiektach sportowych, tam gdzie trwają rozgrywki w hokeju na sledżach i curlingu na wózkach. „For the boys make some noise” - krzyczy napis na tablicy pod kopułą hali, a do wydawania okrzyków, tupania, trąbienia, walenia w bęben i krzyczenia zachęcają kibiców specjalni „zagrzewacze”. Każdy sektor ma swojego własnego „zagrzewacza”. Na ulicach Vancouver już takiej atmosfery nie ma, dlatego szybko wracamy do tętniącego paraolimpijskim  życiem Whistler.
Pierwszy spacer i od razu dziesiątki niespodzianek. Na każdym rogu ulicy, wystawach sklepowych, witrynach ogłoszeniowych, a nawet bezpośrednio na szybach knajpek - hasła witające sportowców oraz informujące o możliwości oglądania igrzysk na żywo.

„Wpadnij do nas i oglądaj igrzyska na naszych ekranach” – czytamy przed wejściem do jednej z restauracji. Naprzeciwko kuszą napisy na oknach: u nas obejrzysz hokej na sledżach, curling na wózkach, biatlon, narciarstwo biegowe i alpejskie – czyli „full opcja”. Jednak im bliżej Medal Plaza, tym więcej paraolimpijskich symboli. Po drodze napotykamy scenę, na której niemal nieustannie trwają koncerty,  następnie mijamy tajemniczy biały namiot z napisem „Spirit in motion”. Tuż obok napis zapraszający do środka, przekonujący, że warto zobaczyć, co potrafią osiągnąć sportowcy z niepełnosprawnością. Podczas gdy dorośli oglądają  wystawę zdjęć największych gwiazd paraolimpizmu, dzieci mogą usiąść na sledżu i sprawdzić, jak to jest grać w hokeja na siedząco. Zresztą podobny plac „doświadczalny”, tyle, że o wiele większy i z dwoma bramkami, został przygotowany w Thunderbird Arena, gdzie na co dzień mają miejsca rozgrywki hokejowe.

Podziw budzą również sami Kanadyjczycy, którzy wielkimi grupami przybywają na zawody i ceremonie medalowe, a że, jak na razie, zajmują czwarte miejsce w tabeli medalowej, często mają powody do radości. Wzruszający jest widok setek powiewających chorągiewek z kanadyjskim listkiem, uniesionych w górę słynnych już czerwonych rękawic, których nota bene nigdzie już nie można dostać, oraz kanadyjskich dzieci, które śpiewają hymn narodowy.

Zawsze to ludzie tworzą atmosferę każdego widowiska. Młodziutka Aikki, która pracuje w centrum medialnym Whistler, twierdzi, że nigdy wcześniej nie doświadczyła tylu wrażeń, co w czasie igrzysk paraolimpijskich. - Zapominamy o tym, co nas różni i świętujemy. To, co sportowcy tutaj prezentują, naprawdę jest godne podziwu – mówi Aikki.

Podobnego zdania jest również mieszkanka Whistler - Jan Simson: - Byłam bardzo dumna, kiedy dowiedziałam się, że igrzyska paraolimpijskie odbędą się w Whistler. Wszyscy byliśmy podekscytowani. Paraolimpiada nie jest tak dużym wydarzeniem jak igrzyska olimpijskie i właściwie jeśli jest jakaś różnica pomiędzy tymi dwiema imprezami, to właśnie ich rozmiar. Jeden z moich przyjaciół Phil Chew jest byłym paraolimpijczykiem, trenerem reprezentantów Kanady w narciarstwie alpejskim. Zawsze był bardzo zaangażowany w ruch paraolimpijski i „sprzedawał” nam wszystkie nowinki. Patrząc na sportowców, którzy przybyli do Whistler, mogę powiedzieć, że to jest ich czas. Podziwiam ich za odwagę, determinację i niezwykłą walkę o dobry czas, wynik, a przede wszystkim o medale. Te igrzyska to świetna, sportowa impreza.

Na szczególną uwagę zasługują również wolontariusze, których niebieskie kurtki wszędzie migają przed oczami. Nie zawsze potrafią odpowiedzieć na pytanie, ale zawsze są uprzejmi i pomocni. W czasie otwarcia igrzysk paraolimpijskich było ich tutaj blisko 4 tys. Nie można też nie wspomnieć o „wolontariuszach-ślizgaczach”, którzy w Whistler Creekside, jak żaby gromadnie wskakujące do jeziora, całymi grupkami wyruszają na trasę po przejeździe każdego zawodnika. Ich zadaniem jest wypełnianie śniegiem powstałych dziur, zlodowaceń i szybkie przygotowanie trasy do kolejnego przejazdu.

Prawdziwą furorę robi również maskotka igrzysk - Sumi „stróżujący duch”. Sumi stróżuje we wszystkich sklepach, barach, placach i obiektach sportowych. Chodzi po uliczkach Whistler, posyła pozdrowienia i rozdaje dzieciom buziaki. Uwielbia też pozować do zdjęć. Posunął się nawet do brawurowej jazdy po stokach Whistler Creekside. Tylko nieco się smuci, bo igrzyska powoli dobiegają końca.

Dodaj komentarz

Uwaga, komentarz pojawi się na liście dopiero po uzyskaniu akceptacji moderatora | regulamin

Komentarze

brak komentarzy

Prawy panel

Wspierają nas