Przejdź do treści głównej
Lewy panel

Wersja do druku

Edukacja włączająca. To nie pieniądze są problemem

13.11.2018
Autor: Mateusz Różański
Dr Amanda Watkins

Nie da się, nie mamy kwalifikacji, dziecko jest „zbyt niepełnosprawne”, od „takich” są specjalne placówki – takie słowa słyszą często w szkołach rodzice dzieci ze specjalnymi potrzebami. Tymczasem od lat dąży się w Polsce do edukacji włączającej, która ma umożliwić dzieciom z niepełnosprawnością równoprawne zaistnienie w społeczeństwie. Co jest do tego potrzebne, objaśnia dr Amanda Watkins z Europejskiej Agencji do spraw Specjalnych Potrzeb i Edukacji Włączającej.

 

Mateusz Różański: Co Pani zdaniem musimy zrobić, by skutecznie rozwijać w naszym kraju edukację włączającą?

Dr Amanda Watkins: Pierwsza sprawa, o której trzeba powiedzieć, to że w Polsce są ludzie, którzy wiedzą, co w trzeba zmienić – nauczyciele, rodzice, specjaliści. To właśnie ich punkt widzenia, ich zdanie na temat tego, co działa dobrze, a co źle, trzeba brać pod uwagę. Bardzo często rozwiązania wielu problemów można szukać u osób, które już działają wewnątrz systemu edukacji i mają bardzo dobre pomysły na to, co należy zmienić, by dalej rozwijać edukację włączającą. Aby tak się stało, potrzebny jest dialog z osobami kluczowymi w procesie rozwijania tego rodzaju edukacji. To, że w Polsce zaczęto pracować nad wprowadzaniem edukacji włączającej, umożliwia rozpoczęcie takiej właśnie dyskusji.

Ale na temat samej edukacji włączającej jest wiele różnych poglądów. Na przykład wielu rodziców woli wysyłać swoje dzieci do szkół specjalnych lub integracyjnych. Często jest tak, że edukacja włączająca jest traktowana jako cel, ale codzienna praktyka jest zupełnie inna. Co zrobić, by było inaczej?

To naturalne, że rodzice wychodzą z założenia, iż w systemie, który mamy obecnie, nie mają realnego wyboru. Wysyłają dzieci do szkół specjalnych, gdyż mają tam zapewnione wsparcie, które jest niedostępne w szkołach masowych. Dlatego pierwszym krokiem powinna być dyskusja nad tym, jak wiedzę i kompetencje z placówek specjalnych przenieść do tych masowych i jak dać rodzicom prawdziwy wybór – by nie musieli oni wybierać między dwiema skrajnościami. Musimy też zastanowić się, jak sprawić, by szkoły masowe stały się bardziej elastyczne. Jak przezwyciężyć panujące w nich podejście do dzieci ze specjalnymi potrzebami, które sprowadza się do odsyłania ich do specjalistycznych placówek. Problem nie sprowadza się do tego, że trzeba dołożyć do systemu więcej pieniędzy i przekazywać więcej funduszy do szkół powszechnych. Wyzwaniem jest raczej to, by szkoły specjalne i masowe pracowały razem, dzieliły się swoimi doświadczeniami i swoją wiedzą, aby szkoły powszechne mogły oferować wsparcie odpowiadające potrzebom uczniów.

Od razu Pani odpowiem, że w Polsce podniosą się głosy, iż w polskich szkołach brakuje wiedzy i specjalistów, a pracujący w nich nauczyciele nie mają odpowiednich umiejętności na przykład do pracy z dziećmi z autyzmem.

Jeśli w tej chwili zapyta Pan nauczycieli ze szkół masowych, co jest im potrzebne do tego, by mogli przygotować swoje placówki do pracy na przykład z uczniami z autyzmem i innymi niepełnosprawnościami, to jestem pewna, że większość z nich odpowie, że potrzebne im są szkolenia, rozmowy ze specjalistami z danej dziedziny, ale też specjalnie wykwalifikowani nauczyciele, by móc zapewnić właściwe wsparcie i nauczanie uczniom z daną niepełnosprawnością. Tymczasem trzeba sprawić, by szkoły powszechne odważyły się wziąć odpowiedzialność i wprost zapytały o to, co jest im potrzebne, by pracować z dziećmi z niepełnosprawnością. Chodzi o to, by szkoły zaczęły rozpoznawać same swoje potrzeby. By mogły brać rozwiązania z placówek zajmujących się wsparciem i odpowiednio korzystać z nich w swojej pracy. Dlatego najważniejszą rzeczą jest to, by rozmawiać z ludźmi zajmującymi się edukacją i pytać ich, czego naprawdę potrzebują.

Przede wszystkim trzeba więc pytać?

Raczej rozmawiać – z rodzicami, nauczycielami.

Kiedy mówi Pani o rodzicach, przypomina mi się historia dwójki dzieci z autyzmem, które zostały „wypchnięte” ze szkoły po tym, jak rodzice pozostałych uczniów nie wyrazili zgody na to, by z ich pociechami uczyły się dzieci z tą niepełnosprawnością. Jak rozmawiać z rodzicami i dziećmi, by nie dochodziło do takich sytuacji?

Już w samym pytaniu jest odpowiedź – trzeba rozmawiać, i to nie tylko z rodzicami dzieci ze specjalnymi potrzebami, ale ze wszystkimi. Pierwszą, kluczową informacją, którą powinni usłyszeć wszyscy rodzice jest to, że szkoły, które właściwie prowadzą edukację włączającą po prostu dobrze uczą. Jest wiele badań, które to pokazują. Dzieci, które osiągają bardzo dobre wyniki w nauce, nie zaczynają uczyć się gorzej, gdy w ich klasie pojawia się uczeń ze specjalnymi potrzebami. Wręcz przeciwnie – ich wyniki są stabilne albo wręcz poprawiają się. Dzieje się tak, ponieważ szkoły przygotowane do edukacji włączającej są przygotowane do pracy z uczniami o bardzo różnych potrzebach. Nieważne, czy są to mali geniusze, czy dzieci z dużymi trudnościami. Druga informacja, z którą powinni zapoznać się wszyscy rodzice, jest taka, że każde dziecko ma prawo do chodzenia do szkoły w swojej okolicy. Polska ratyfikowała Konwencję o prawach osób niepełnosprawnych, która przecież uwzględnia kwestie dotyczące edukacji. Ważne więc, by wszyscy rodzice, zwłaszcza dzieci z niepełnosprawnością, o tym wiedzieli i znali obowiązki szkoły, która nie może po prostu odpowiedzieć, że czegoś nie może.

Jest jeszcze sprawa samych szkół i tego, jak przygotowują one osoby z niepełnosprawnością do funkcjonowania w społeczeństwie i podjęcia pracy. W Polsce mamy z tym duży problem i licznych młodych, świetnie wykształconych ludzi, którzy z dyplomami wyższych uczelni siedzą w domu i żyją z renty.

Kluczową sprawą są oczekiwania na temat tego, co nauczyciele, rodzice i całe otoczenie przekazuje dziecku z niepełnosprawnością na temat jego możliwości, tego co może i co będzie mogło robić w życiu. Tu dochodzimy do różnic pomiędzy placówkami specjalnymi a szkołami z edukacją włączającą. W tych drugich od wszystkich uczniów oczekuje się, że zgodnie ze swoimi umiejętnościami podejmą w przyszłości pracę. Inaczej wygląda to w szkołach specjalnych, gdzie oczekiwania wobec uczniów są inne i nie ma takiego nacisku na zdobywanie umiejętności, które pozwolą znaleźć pracę. Nie jestem pewna co do tego, czy w Polsce szkoły specjalne dają swoim uczniom takie same szanse na zdobycie umiejętności potrzebnych na rynku pracy, jak to jest w przypadku uczniów innych placówek. I znów dotykamy kwestii równości – wszyscy mają przecież prawo do bycia przygotowanymi do wejścia na rynek pracy.


Europejska Agencja do spraw Specjalnych Potrzeb i Edukacji Włączającej to niezależna organizacja, w ramach której współpracują ze sobą ministerstwa edukacji krajów europejskich. Jej celem jest wspieranie rozwoju wszystkich uczniów na wszystkich etapach nauki w ramach edukacji włączającej i zwiększanie ich możliwości szans na aktywne życie w społeczeństwie. Dr Amanda Watkins przyjechała do Polski na zaproszenie Ministerstwa Edukacji Narodowej w ramach projektu realizowanego przez Służbę Wsparcia Reform Strukturalnych Komisji Europejskiej (SRSS) oraz MEN. Wsparcie techniczne dla projektu zapewnia Europejska Agencja do spraw Specjalnych Potrzeb i Edukacji Włączającej.

Komentarz

  • do Koli
    Paweł 2 grupa
    19.11.2018, 09:41
    Wprowadzić na rynek pracy? A ilu z tych uczniów podejmuje później pracę? Więcej specjalistów i psychologów? To kiedy te osoby mają stać się samodzielne? Całe życie będą oczekiwały specjalnego traktowania. Ulg i zrozumienia. Jak napisali nauczyciele poniżej, dzieci z problemami jest coraz więcej. Nie wiem na ile są to autentyczne problemy zdrowotne a na ile błędy wychowawcze i utrzymywanie dziecka w "dostosowywanym do niego świecie". Bo jakoś tak się "zrobiło", że nie ma już dzieci z ADHD (cudowne ozdrowienia) a przybywa dzieci z autyzmem (nie wykluczając oczywiście autentycznego autyzmu). Kiedyś takie zjawisko pojawiło się jak była możliwość "załatwienia" papierów na dysgrafię itp. Może to takie samo zjawisko. Może gdyby dzieci miały do czynienia z realnym światem a nie tylko z tabletem (właściwie już od 2 roku życia...), to też rozwijałyby się inaczej. Ale tablet wręczyć jest łatwiej jak siedzieć i wspólnie bawić się układanką czy pójść na spacer.

Dodaj odpowiedź na komentarz

Uwaga, komentarz pojawi się na liście dopiero po uzyskaniu akceptacji moderatora | regulamin
Prawy panel

Wspierają nas