Przejdź do treści głównej
Lewy panel

Wersja do druku

Kolęda o odnajdywanym miejscu

23.12.2018
Autor: O. Bernard
Źródło: Integracja 6/2018
Obraz przedstawia stajenkę z małym Jezusem, Marią, Józefem, trzema królami, pasterzami. Nad nimi anioł i jaśniejąca gwiazda

Ta kolęda powinna być piękna, poruszająca, nieść pokój i otwierać nowe perspektywy. Takie jest Boże Narodzenie – aczkolwiek nie do końca. Nie brak mu nostalgii i zadumy: wszak teologicznie radosna wieść, którą przynosi, spowita jest tyloma kłopotami i paradoksami!

Piękna i prawdziwa kolęda musi zebrać w sobie te motywy, niełatwą całość świątecznego przesłania, które jeśli ma być prawdziwe i dotrzeć do wszystkich, musi zawierać w sobie tę „niełatwość”. A trudnych tematów tyle, co i... nadziei.

Jeden stoi z boku – cicho i pokornie.

Chodzi o „miejsce”, którego potrzeba, a którego jednak nie ma. Wciąż jeszcze nie ma. Albo po prostu już go nie ma. Czy to jednak dziwne, wszak nawet nie było miejsca dla Boga, gdy przyszedł na ziemię:

Nie było miejsca dla Ciebie,
w Betlejem w żadnej gospodzie.
I narodziłeś się, Jezu,
w stajni, w ubóstwie i chłodzie.

Brakuje coraz więcej miejsc. Może dlatego ludzie odchodzą? Zostają po nich puste miejsca – podobne do tych, które tradycja każe zostawić przy stole wigilijnym.

Najczęściej jednak „miejsce” jest już zajęte. Nie ma go więc. Ktoś był szybszy, mocniejszy, bardziej bezwzględny. A wolniejszy, słabszy, pokorniejszy musi szukać schronienia gdzie indziej. Co z tego, że był życzliwie nastawiony do innych, że liczył na ich dobroć – i sam nic złego nie zrobił?

Nie było miejsca, choć szedłeś
jako Zbawiciel na Ziemię,
by wyrwać z czarta niewoli
nieszczęsne Adama plemię.

Nie było miejsca, choć szedłeś
ogień miłości zapalić
i przez swą mękę najdroższą
świat od zagłady ocalić.

A przecież potrzeba tyle dobra, entuzjazmu, rąk. Problem w tym, że miejsce często daje bezpieczeństwo, prestiż. Płynie z niego wiele korzyści. Mało kto pamięta zaś, że zobowiązuje – albo ma stwarzać warunki. Dokładnie tak jest ze słynną „kopertą” na parkingu. I z wszelkimi miejscami, z których można sprawować władzę. Dlatego takie miejsca są pozajmowane przez osoby, które nie powinny się na nich znaleźć. Ale są. I kto ich wyprosi, przegoni?

Ci, dla których to miejsce zostało stworzone, odeszli – nieraz daleko, w tułaczkę i poszukiwanie czegoś, co pewnie nigdy nie będzie do nich należało.

Gdy lisy mają swe nory
i ptaki swoje gniazdeczka,
dla Ciebie miejsca nie było,
musiałeś szukać żłóbeczka.

A czemuż, Jezu, na świecie
tyle łez, jęków, katuszy?
Bo nie ma miejsca dla Ciebie
w niejednej człowieczej duszy.

Wystarczy smutek, żal? Bo o miejsce walczyć głupio. Zwłaszcza to zajęte i marnowane przez kogoś innego. Zbyt dużo energii już na to poszło – i to raczej bez efektów.

Boże Narodzenie ma jednak, na szczęście, władzę nad „miejscami”. A nawet jest świętem odzyskiwania miejsc – a może jeszcze bardziej zmienia ich filozofię, której za często ulegamy, wpadając tym samym w rozpacz. Trzeba tylko zmienić perspektywę. To właśnie czyni Bóg w Boże Narodzenie – sam przychodzi na ziemię i odtąd staje się ona Jego mieszkaniem.

Wszystko się zmienia. Liczy się już nie tyle miejsce, ile obecność. Ona definiuje i wyznacza miejsce. I o tę obecność chodzi. A jej miejsce powinno być zawsze bezpieczne i pewne – bo w sercu, w duszy.

Nie było miejsca, choć chciałeś
wszystkim otworzyć swe Serce
i kres położyć miłośnie
ludzkiej nędzy, poniewierce.

A dzisiaj czemu wśród ludzi
tyle łez, jęku, katuszy?
bo nie ma miejsca dla Ciebie
w niejednej człowieczej duszy.

Tam nikt nie wejdzie, nikt jej nie zajmie.

Jedyne zagrożenie, że nasza dusza, nasze serce będą faktycznie puste – bo poszliśmy szukać jakichś innych miejsc – prestiżowych, wygodnych. Może poszliśmy o nie walczyć? Albo trudzimy się, by być pierwsi?

Tymczasem może się zdarzyć, że gdy przyjdzie Bóg wprost do naszego serca, do naszej duszy – będziemy gdzieś indziej. Kto wtedy zaśpiewa kolędę – tę, która płynie z samego serca nawiedzonego przez Boga?

Taka kolęda pozwala odnaleźć właściwe miejsce – i połączyć wreszcie pragnienie szczęścia z nieodzownymi w ludzkiej kondycji motywami smutku.


Uśmiechnięta twarz o. BernardaO. Bernard – mnich Opactwa Benedyktynów w Tyńcu, studiował teorię muzyki, fortepian i teologię, w latach 2005–2013 był opatem tynieckim, od 2013 r. pracuje w benedyktyńskim Ateneum św. Anzelma w Rzymie.

Dodaj komentarz

Uwaga, komentarz pojawi się na liście dopiero po uzyskaniu akceptacji moderatora | regulamin

Komentarze

brak komentarzy

Prawy panel

Wspierają nas