Przejdź do treści głównej
Lewy panel

Wersja do druku

Prawa pacjenta okiem bioetyka

13.02.2019
Autor: Mateusz Różański, fot. archiwum prywatne
Źródło: Integracja 6/2018
Błażej Kmieciak

Właściwie każdy człowiek był, jest lub będzie pacjentem i ma prawo do leczenia o właściwym standardzie oraz godnego traktowania. O tym, jak kwestie praw pacjenta wyglądają z perspektywy etyki i czy można mówić o etycznym przełomie w polskiej medycynie, mówi dr nauk społecznych Błażej Kmieciak.

 

Mateusz Różański: Jest Pan bioetykiem specjalizującym się w kwestiach dotyczących praw pacjenta. Zapytam więc: jak wygląda przestrzeganie tych praw w Polsce z perspektywy bioetycznej?

Błażej Kmieciak: Według założeń, aktów prawnych czy kodeksów etycznych sytuacja jest zadowalająca. Nasz kraj od kilkudziesięciu lat ma bardzo dobre, choć oczywiście nie we wszystkim doskonałe, prawo. Problem tkwi więc nie tyle w znajomości przepisów, bo przecież obywatel nie musi mieć w głowie poszczególnych artykułów czy paragrafów, ile raczej w tym, co nazwałbym kulturą praw pacjenta. Możemy mieć świetnie wyposażoną placówkę, np. szpital rehabilitacyjny, który oferuje leczenie na wysokim poziomie, ale co z tego, jeśli nie będą w nim przestrzegane prawa pacjenta, a personel będzie antypatyczny i opryskliwy. Z drugiej strony, oddział niewielkiego szpitala powiatowego, w którym wszyscy się znają i podchodzą do siebie z szacunkiem, często respektuje w większym stopniu prawa człowieka i pacjenta.

Czy mógłby Pan wskazać najczęstsze przypadki łamania praw pacjenta?

Prawa te są łamane często już na etapie zapisywania się na wizytę u lekarza. Mam tu na myśli głównie stosunek człowieka do człowieka. Często mamy do czynienia z sytuacją, gdy pacjent przychodzi do przychodni jak petent i wręcz uniżony prosi o wizytę. Nie polecam, by był roszczeniowy, ale wymagajmy, by już na wstępnym etapie kontaktu ze służbą zdrowia nie spotykał się z brakiem kultury i empatii ze strony personelu. Zjawisk negatywnych jest dużo więcej. Badania pokazują, że część personelu pielęgniarskiego nie zdaje sobie sprawy z tego, że przytrzymanie czy unieruchomienie pacjenta jest wobec niego formą przymusu bezpośredniego.

Kluczowa jest jednak realizacja prawa pacjenta do świadczeń medycznych zgodnych z aktualnym stanem wiedzy. Myślę tu o możliwie szybkim dostępie do nowoczesnego leczenia. Podam przykład. Jeżeli starsza osoba czeka na zabieg założenia endoprotezy biodra kilka lat, to na skutek braku dostępu do właściwego leczenia staje się ona nie ze swojej winy coraz mniej sprawna i samodzielna. Prawo pacjenta zostaje tu złamane.

Większe problemy mają osoby z niepełnosprawnością intelektualną lub chorobami psychicznymi.

Jeden z moich studentów opowiadał, jak to na oddziale ogólnym szpitala zlekceważono słowa człowieka, który był pacjentem psychiatrycznym. Personel założył, że jest niekompetentny i niezdolny do podjęcia właściwej decyzji. To naruszanie praw człowieka, który doświadcza choroby psychicznej. Takie sytuacje często zdarzają się pacjentom z niepełnosprawnością intelektualną i różnymi zaburzeniami, w tym chorobami psychicznymi. Gdy pracowałem jako rzecznik praw pacjenta w szpitalu psychiatrycznym, byłem świadkiem tego, jak chirurg wezwał psychiatrę do izby przyjęć, by zapytać, czy jego pacjent to „świr czy nie świr”. Tego typu epitety i umniejszające określenia są powszechne. Pacjenci psychiatryczni są dla wielu osób zagadkowi i mogą wzbudzać niepokój, ale personel często nie ma umiejętności nawiązywania z nimi kontaktu ani elementarnej wiedzy na temat reagowania na ich zachowania.

Coraz głośniej mówi się o potrzebie zwrotu w psychiatrii, tak, by w jej centrum znalazło się poszanowanie godności osoby chorej psychicznie.

Od 12 lat prowadzę badania nad relacją między prawem, psychiatrią a społeczeństwem. I obserwuję zmiany, również w kwestii godności pacjentów. Polscy psychiatrzy – w odróżnieniu od swoich kolegów z zachodniej Europy – zabiegali o uregulowanie kwestii stosunku do pacjenta przez odpowiednie akty prawne. Oczywiście nawet najlepsze prawo nie zawsze przełoży się na rzeczywistość. Mogę podać przykład głośnych spraw dotyczących izolacji pacjentów uznawanych za agresywnych, kontrowersji wokół obserwacji psychiatrycznej czy naruszeń w przypadku stosowania przymusu bezpośredniego. Tego typu sytuacje wciąż się zdarzają, ale z badań jednoznacznie wynika, że zachodzi pod tym względem pozytywna zmiana.

Naprawdę?

Tak. W Polsce intensywnie rozwija się psychiatria środowiskowa [opierająca się na lokalnych, niewielkich ośrodkach pomocy medycznej, np. zespołach leczenia środowiskowego, która pozwala na zapewnienie pacjentom opieki psychiatrycznej w środowisku społecznym, w tym rodzinnym i zawodowym – przyp. red.], alternatywna wobec psychiatrii instytucjonalnej – w dużych, zamkniętych placówkach szpitalnych. Przy takim rodzaju leczenia zmienia się stosunek personelu do pacjentów, a prawa pacjenta respektowane są w większym stopniu. Kolejną pozytywną zmianą jest też powołanie Rzecznika Praw Pacjenta Szpitala Psychiatrycznego – w celu zabezpieczenia praw pacjentów z chorobami psychicznymi, a przeciwko nadużyciom wobec nich ze strony personelu. Inicjatywa ta wyszła od psychiatrów.

Wciąż jednak dominującym modelem psychiatrii jest model instytucjonalny. Humanistyczne podejście często w nim niknie w obliczu braku środków, specjalistów czy miejsc w placówkach.

W Polsce, co potwierdzają badania, mamy do czynienia nie tylko z dyskryminacją pacjentów psychiatrycznych, ale też psychiatrii jako takiej. Widać to także w języku – nie mamy zakładu internistycznego czy pediatrycznego, ale psychiatryczny. Często łączy się choroby psychiczne z psychopatią i agresją. Spotykam się też z opiniami, że psychiatrzy traktowani są jak tacy nie do końca lekarze. Wynika to ze specyfiki tej gałęzi medycyny, w której obok wiedzy stricte medycznej kluczowa jest znajomość dziedzin humanistycznych, np. psychologii, etyki, a nierzadko też duchowości. Do tego dochodzi wspomniane przez pana niedoinwestowanie. Jak w psychiatrii dziecięcej, w której nie tyle brakuje specjalistów, ile praktycznie ich nie ma.

Ostatnio pojawiły się doniesienia o katastrofalnym stanie psychiatrii dziecięcej. Co to znaczy?

Brak specjalistów to w części efekt strachu przed tematyką zaburzeń psychicznych. Zna Pan film Lot nad kukułczym gniazdem. Pokazuje on działanie amerykańskiego szpitala psychiatrycznego jako instytucji totalnej. Oglądaniu filmu towarzyszą lęk i fascynacja. Tak samo jest z psychiatrią. Zwłaszcza to pierwsze uczucie może decydować o tym, że absolwenci medycyny nie wybierają psychiatrii. Być może dlatego mamy w kraju 450 psychiatrów dziecięcych, z tego 300 w Warszawie. Inna sprawa, że przez lata było to tabu.

Pozwoli Pan, że przejdę do praw pacjenta-dziecka. Tu chyba mamy przełom.

Jeśli chodzi o możliwość pomocy chorym dzieciom – tak. Trzy lata temu Polską wstrząsnęła sprawa kilkuletniego Adasia z Krakowa, który został znaleziony w stanie głębokiej hipotermii. Zajął się nim zespół prof. Janusza Skalskiego ze szpitala w Prokocimiu i udało się uratować chłopca. Dziś Adaś funkcjonuje tak jak jego rówieśnicy. Ten i inne przykłady pokazują, że rozwój medycyny w ostatnich latach jest ogromny.

Prawnicy zwracają uwagę na to, że dziecko jako pacjent ma prawo do informacji. Pozwala mu to się nie bać, a lekarzowi nawiązać z nim relację terapeutyczną.

Z jednej strony, mamy rozwój medycyny i refleksję nad prawami małych pacjentów, z drugiej – historie ofiar szarlatanów i znachorów. Odcinają dzieci od leczenia farmakologicznego, a w zamian poddają je drakońskim zabiegom, czasem wręcz torturom.

Tych ludzi trzeba wprost nazwać przestępcami. Jednak problem tzw. medycyny niekonwencjonalnej bierze się z tego, że łatwiej być bioenergoterapeutą niż psychoterapeutą. Jeśli chcę wykonywać ten drugi zawód i świadczyć usługi refundowane przez NFZ, to muszę wykazać się minimum odbyciem kursu certyfikacyjnego. Tymczasem bioenergoterapeutą można zostać po korespondencyjnym szkoleniu kilkotygodniowym. Nie chcę tu obrażać osób korzystających z ich usług. Rozumiem desperację rodziców, którzy walczą o życie swoich dzieci. W ramach pracy magisterskiej zajmowałem się pojęciem lęku i wiem, że w takim stanie człowiek jest gotów zrobić wszystko, dopuszcza się nawet działań irracjonalnych. Całe zło wyrządzane przez szarlatanów wynika z tego, że ich praktyki są legalne. Lekarz, który naruszy zasady etyki lekarskiej, trafia przed sąd. Bioenergoterapeuta, który oszuka rodziców chorego dziecka, pozostaje bezkarny, nie można mu udowodnić winy. Inna sprawa, że o ile lekarze mają coraz mniej czasu na kluczowy przecież kontakt z pacjentem, o tyle szarlatani spod znaku medycyny alternatywnej mają go bardzo wiele.

A jak Pan ocenia antyszczepionkowców?

Mnie jako socjologowi bardzo trudno bada się tę grupę, ze względu na jej niejednorodność. Jestem zwolennikiem szczepień i razem z żoną pilnujemy kalendarza szczepień naszych dzieci. Co do samych przyczyn nieszczepienia dzieci, to wiążą się one z niewiedzą i kłamstwem o rzekomych związkach szczepień z autyzmem. Tym doniesieniom wielokrotnie zaprzeczano i udowadniano ich autorowi nieuczciwość tezy. Kolejną przyczyną nieszczepienia dzieci jest swego rodzaju moda, ale też niewłaściwe rozumienie prawa do wolności. Rodzice wychodzą z założenia, że to do nich wyłącznie powinny należeć decyzje dotyczące dziecka. Traktują je jako własność. Władza rodzicielska jest owszem, bardzo ważna, ale przede wszystkim wynikają z niej liczne obowiązki. Choćby dbanie o zdrowie dziecka przez obowiązkowe szczepienia. Inna sprawa, że wobec antyszczepionkowców polskie przepisy są często bezbronne. Z jednej strony mamy nakaz szczepienia dzieci, ale z drugiej brakuje sposobów jego egzekwowania.

Błażej Kmieciak jest dr. nauk społecznych w zakresie socjologii prawa, bioetykiem, pedagogiem specjalnym, koordynatorem Centrum Bioetyki Instytutu na Rzecz Kultury Prawnej Ordo Iuris i adiunktem w Zakładzie Prawa Medycznego Uniwersytetu Medycznego w Łodzi. Wykłada prawo w Pracowni Pedagogiki Specjalnej Uniwersytetu Łódzkiego i jest mediatorem (jako współpracownik) w Fundacji Wsparcia Psychospołecznego w Łodzi. Był Rzecznikiem Praw Pacjenta Szpitala Psychiatrycznego i redaktorem prowadzącym dział Bioetyka portalu biotechnologia.pl. Od urodzenia jest osobą niedowidzącą. Ma żonę i trzy córki.


okładka 6 numeru magazynu Integracja z Ewą Pawłowską prezes IntegracjiArtykuł pochodzi z nr 6/2018 magazynu Integracja.

Zobacz, jak możesz otrzymać magazyn Integracja.

Sprawdź, jakie tematy poruszaliśmy w poprzednich numerach (w dostępnych PDF-ach).

Komentarz

  • Bioetyka? a kogo ona obowiązuje.
    kazik
    13.02.2019, 18:10
    Szanowny Panie Redaktorze.Z uwagą przeczytałem Pański wywiad,stwierdziłem że ma się niejaka do poczynań etyki lekarskiej w stosunku do mojej małżonki. Roszczeniowość a kategoryczne domaganie się interwencji dzieli bardzo cienka linia. Pacjentka została zakwalifikowana do mało inwazyjnego zabiegu przeciw bólowego kręgu lędźwiowego metodą IDET,do zabiegu została źle zakwalifikowana, nie podpisała również pisemnej zgody na zabieg, nie uświadomiono jej że może dojść do powikłań takich jak infekcja krążka, nie poinformowano jej że nawet jeśli do takiego powikłania dojdzie ni będzie pod tym kątem diagnozowana jak i leczona, a był to specjalistyczny szpital który między innymi zajmuje się leczeniem także zakażeń kostnych. Jednym słowem dokonano na niej eksperymentu medycznego. Stan chorej pogarszał się z dnia na dzień,torsje,dreszcze przeradzające się w drgawki. Cały czas z rodziną byliśmy przy niej obecni, wielokrotnie z pochyloną głową prosiliśmy i interweniowaliśmy u lekarzy, zbywano nas to przeziębieniem to nieświeżym pożywieniem,informowano nas że nic złego się nie dzieje ,ufaliśmy im.Ufaliśmy im aż do feralnego piątku gdy podano silny steryd DEXAWEN,stan po podaniu sterydu diametralnie się pogorszył, w sobotę dopiero zdecydowano o podaniu antybiotyku który również był antybiotykiem nie prawidłowym,tak stwierdzili biegli. W sobotę z powodu bólu chora nie mogła ruszać również szyją, próbowaliśmy do szpitala wezwać lekarza z zewnątrz z prywatną wizytą ,lecz nam odmówił. Niedziela jakieś nieskładne rozmowy z żoną,brak reakcji personelu medycznego. Poniedziałek telefon do córek ze szpitala abyśmy poszukali szpitala który zgodzi się żonę leczyć, szpital poinformował rodzinę że od trzech godzin próbuje wezwać karetkę lecz napotyka odmowę, w tempie ekspresowy zjawiam się w szpitalu, z żoną brak jakiegokolwiek kontaktu,czas upływa żona na sali sama a my przy niej,lekarz prowadzący w przychodni przyszpitalnej, ciało zaczyna się pokrywać sinymi wybroczynami. Córki z przychodni wzywają Panią doktor prowadzącą która biegnie do sali płacząc. W tym momencie, moje spolegliwość jak i kultura jak i zaufanie uległo przedefiniowaniu, z nr 112 do szpitala wezwałem karetkę, tym sposobem ratując żonie życie, którego miała jedynie 5%. Działań kolejnych szpitali w których również doszło do błędów jak choćby zaniechań diagnostycznych i innych w tak krótkim komentarzu opisywać nie będę. Więc jak się ma ta etyka w stosunku do pacjenta? jak się ma prawo? a no ma się tak że w stosunku do winnego lekarza powstał akt o ukaranie,rozprawy owszem się odbywały lecz były tak prowadzone aby je przedawnić,i tak się stało,sprawę przedawniono nikt nie poniósł najmniejszych konsekwencji.

Dodaj odpowiedź na komentarz

Uwaga, komentarz pojawi się na liście dopiero po uzyskaniu akceptacji moderatora | regulamin
Prawy panel

Wspierają nas