Przejdź do treści głównej
Lewy panel

Wersja do druku

Chodź, podaj mi dłoń

12.03.2019
Autor: Sylwia Błach
Źródło: „Integracja” 1/2019
Sylwia Błach

„Chciałam pomóc, rozumiesz? A ona potraktowała mnie jak intruza!” – nigdy wcześniej nie widziałam u mojej przyjaciółki takiego żalu, jak wtedy, gdy opowiadała o niewidomej kobiecie spotkanej na ulicy. Podeszła z pytaniem, czy może jakoś pomóc. Nieznajoma warknęła na nią tak, że najtwardszej lasce, jaką znam, zrobiło się głupio.

Naturalne zachowanie

Ta historia przypomniała mi się kilka dni temu, gdy jeden z czytelników mojego bloga, w komentarzu, opisał podobną sytuację. Reakcją na jego chęć udzielenia pomocy, był atak. Krótkie słowo „nie” wypowiedziane w taki sposób, że stracił rezon.

Często słyszę takie opowieści.

Jestem przeciwniczką twierdzenia, że każdy niepełnosprawny powinien być dobry, miły i szlachetny. Jesteśmy ludźmi, mamy swoje charaktery, humory, lepsze i gorsze dni. Czasem kontakt z drugim człowiekiem jest ostatnią rzeczą, na jaką mamy ochotę.

Ile osób z niepełnosprawnością spotykasz codziennie na ulicy? Ja naprawdę niewielu, a mieszkam w dużym mieście wojewódzkim. Jednocześnie wśród moich znajomych zdecydowana większość nie miała do czynienia z osobą z niepełnosprawnością. Fakt, że czasem nie wiedzą, jak się zachować, jest całkowicie naturalny. Owszem, kluczowe jest, by zachowywać się normalnie, ale to nie zawsze wystarcza. Ja też długo nie wiedziałam, czy do osoby niewidomej mogę powiedzieć „do zobaczenia”, dopóki nie poszukałam informacji w sieci. Było to dla mnie ciekawe, sprawdziłam i już wiem, że zwrot jest jak najbardziej dopuszczalny.

Nie ma się co dziwić

Ale ile spośród pełnosprawnych osób będzie sobie z nudów sprawdzać, jak się zachować wobec osoby z niepełnosprawnością, jeśli żadnej nie znają?

Mało. Dlatego choć jestem przeciwniczką oceniania grupy społecznej przez pryzmat jednostki, to wiem, że jest to zachowanie całkowicie naturalne. Człowiek uczy się przez doświadczenia, a stereotypy, choć często krzywdzące, są naturalną reakcją mózgu ułatwiającą odnalezienie się w świecie. Jesteśmy niedoskonali, nie mamy w głowie mocy obliczeniowej pozwalającej wyrobić sobie zdanie na temat każdej osoby, którą w życiu spotykamy. Dlatego klasyfikujemy. Szufladkujemy. Dopiero przy bliższym poznaniu ocenę modyfikujemy, ale pierwsze wrażenie jest ważne. Tak działa chemia w naszej głowie.

Zatem nie dziwmy się, jeśli osoba, która kiedyś wyciągnęła pomocną dłoń i otrzymała komunikat „odczep się!”, teraz już nie ma ochoty pomagać. I nie dziwmy się też, że obcy ludzie nie biegną z pomocą, gdy sobie z czymś nie radzimy. Wielu z nas wychowano tak, by się nie wtrącać.

Czy to oznacza, że jesteśmy skazani na samodzielność, która wielu z nas nie jest pisana? Skąd!

Proszenie jest ok!

Sztuczka, dzięki której możemy uczynić nasz świat i życie lepszym, jest prosta: prośmy o pomoc. Odważmy się. Proszenie nie jest upokarzające, nie jest okazaniem słabości, nie jest głupie. Jeśli z czymś sobie nie dajemy rady – nie zgrywajmy herosa, klnąc pod nosem, na czym świat stoi. Poprośmy.

Ja codziennie proszę minimum cztery osoby o pomoc – i to tylko w związku z podróżą komunikacją miejską. Jeśli robię zakupy w sklepie, ta lista się wydłuża.

Proszenie o pomoc i mówienie wprost o swoich potrzebach jest w porządku. Byleby tylko nie przerodziło się w postawę roszczeniową: „bo mi się należy”. Pamiętajmy, że tak jak my mamy prawo poprosić, tak ktoś inny może odmówić. To zdarza się rzadko – nasza kultura gloryfikuje chęć pomocy drugiej osobie, szczególnie uznanej za słabszą. Dlatego szanujmy odmowę, ale niech strach przed nią nas nie blokuje.

Życie w społeczeństwie zmusza do podejmowania zachowań, na które nie ma się ochoty. Zwykła kultura nakazuje odpowiedzieć miło: „nie, dziękuję, nie potrzebuję pomocy”, zamiast warczeć. Z drugiej zaś strony to, że jesteśmy częścią społeczeństwa, daje ogromną możliwość wpływania na rzeczywistość. Jednostki zmieniają świat. Każdy ma wpływ na kogoś, na to jak widzi on świat. Fajnie, jeśli nasz wpływ będzie pozytywny. Wtedy kształtujemy lepszy świat. Dla siebie i wszystkich wokół.

Sylwia Błach – pisarka, blogerka, działaczka społeczna, modelka, ambasadorka kampanii Dotykam = Wygrywam, promującej samobadanie piersi. Wolontariuszka Fundacji Jedyna Taka, laureatka stypendium ministra za wybitne osiągnięcia. Wyróżniona przez markę Panache w konkursie Modelled by Role Models Nowy Wymiar Piękna jako „Wzór do Naśladowania”. Finalistka konkursu Mocne Strony Kobiety magazynu „Cosmopolitan”. Pracuje jako programistka i jest doktorantką na kierunku: informatyka. Choruje na rdzeniowy zanik mięśni, porusza się na wózku. Prowadzi blogi, jeden poświęcony literaturze, niepełnosprawności, programowaniu i podróżom, a drugi – modzie i urodzie. W 2017 r. znalazła się w I edycji Listy Mocy, publikacji wydanej przez Integrację, z sylwetkami 100 najbardziej wpływowych Polek i Polaków z niepełnosprawnością. Więcej: sylwiablach.pl.


Okładka magazynu Integracja. Na zdjęciu tył karetki pogotowia, na dole napis: godni@niepelnosprawni.plArtykuł pochodzi z pierwszego w 2019 r. numeru magazynu „Integracja”.

Zobacz, jak możesz otrzymać magazyn Integracja.

Sprawdź, jakie tematy poruszaliśmy w poprzednich numerach (w dostępnych PDF-ach).

Przeczytaj cały numer 1/2019 magazynu „Integracja” (dostępny plik PDF, 3,35 MB).

Dodaj komentarz

Uwaga, komentarz pojawi się na liście dopiero po uzyskaniu akceptacji moderatora | regulamin

Komentarze

  • Dziękuję, pani Sylwio!
    12.03.2019, 22:46
    Pamiętam Pani ostatni wpis o dyskryminacji, znakomity! Z tego też względu chciałbym spytać Panią czy Pani też nie odnosi wrażenia, że część rodziców OzN nie usamodzielnia ich zbytnio - w sytuacji gdy niepełnosprawność nie uniemożliwia tej czy tamtej czynności - przez wygodę. Moim zdaniem nie zawsze można tłumaczyć to zmęczeniem. Po prostu obawiają się , "że trzeba będzie potem sprzątać kuchnię".
    odpowiedz na komentarz
  • podpisuję się obiema rękami pod tym, co napisałaś (choć mam tylko jedną:)
    Ania
    12.03.2019, 13:50
    Tytuł komentarza celowy, by pokazać, że przed pełnosprawnym towarzyszem naszej doli wiele pułapek językowych, na szczęście ja z tych, których nie razi żadna niestosowność i gafy przerabiam w żart. Czasem żartuję z przyjaciół, którym zdarzy się użyć zwrotu: "bez tego to ja się czuję jak bez ręki". I wtedy kiwam głową i mówię - to rzeczywiście niefart, bo dobrze rozumiem skalę tego problemu. Ale do sedna, z czasem chyba każdy dochodzi do wniosku, że w proszeniu czy przyjmowaniu pomocy nie ma nic złego. Noszę protezę, bez niej radzę sobie nawet lepiej. Ale i z nią podczas zakupów też daję radę, te kończę często przy kasie samoobsługowej itp. Ale prawda jest taka, że czasem szybciej i łatwiej jest przyjąć pomoc np: panie przy zwyczajnej kasie lubią mi pomagać pakować produkty. I przyjmuję tę pomoc z uśmiechem, bo ja sama już dawno sobie udowodniłam, że dam radę. Ale gwoździa nie wbiję, wymiana żarówki bywa trudna. I wtedy telefon do przyjaciela to norma. Nie warto bronić się za wszelką cenę przed pomocą. A jeśli ma się dzień, w którym masz ochotę .... wszystko i wszystkich, lepiej ugryźć się w język. Wrogość niczemu nie służy, i nieważne czy jesteś pełno czy mniej sprawny.
    odpowiedz na komentarz
Prawy panel

Wspierają nas