Przejdź do treści głównej
Lewy panel

Wersja do druku

Niezwykła podróż niezwykłego człowieka - historia Dave'a Barra

11.03.2004

Spośród 89 motocyklistów, którym udało się odbyć podróż dookoła świata, Dave Barr jest jedyną osobą niepełnosprawną i jedynym, który dokonał tego na motorze Harley Davidson. Jako pierwszy wjechał na motorze, z wizą turystyczną, do Chin i ma zdjęcie na harleyu przy portrecie Mao na Placu Tiananmen.  

mężczyzna z protezą nogi między dwoma motocyklami

Każda podróż ma swój początek, czasami dopiero po latach rozumiemy, kiedy się rozpoczęła. Początek podróży Dave'a Barra to 29 sierpnia 1981 roku, w czasie wojny  w południowej Angoli. Był wtedy wraz z amerykańskimi żołnierzami w wojskowym jeepie, który wjechał na minę przeciwczołgową. Potężny wybuch wyrzucił go z siedzenia na kilka metrów w górę. Po chwili spadł na stojący w płomieniach pojazd. Dwóch kolegów chwyciło go za ramiona i szybko odciągnęło od maszyny naszpikowanej amunicją. Po chwili nastąpiła druga eksplozja i smugi czarnego, kłębiastego dymu objęły cały samochód.

Przez następnych 9 miesięcy Dave leżał w szpitalu w Pretorii, w RPA. Amputowano mu nogi. W wypadku stracił także słuch w lewym uchu, miał poparzenia na rękach, ramionach i plecach, a także przestał rozróżniać kolory. Wrócił do domu.

Pierwszego dnia poszedł do garażu zobaczyć swojego wysłużonego harleya z 1972 roku. "Stary Pies", jak go nazywał, nie wyglądał najlepiej. Minęły 4 lata, odkąd siedział na nim ostatni raz. Postanowił przywrócić mu dawny wygląd i sprawność. Po tygodniu motor był gotowy. "Tylko kto nim pojedzie?" - zastanawiał się Dave. Nie był w stanie nawet go włączyć ani wcisnąć hamulca.

Wraz z ojcem przerobił jednak hamulec, aby prawa noga swobodnie mogła na nim spoczywać, a jednocześnie w razie potrzeby hamować. Zmyślnie zamontowana sprężyna okazała się skutecznym rozwiązaniem. W miejscowym serwisie zainstalowano też elektryczny starter. "Stary Pies" był gotowy dla Dave'a. "Pojechałem na autostradę - wspomina Dave Barr w swojej książce Riding The Edge. - Wypełniła mnie autentyczna radość oraz poczucie wolności. Pomyślałem wtedy, że mam i tak sporo szczęścia, bo w końcu sam mogę prowadzić motocykl. Od tego momentu planowałem podróż na mym harleyu dookoła świata, aby dać zachętę innym niepełnosprawnym do pokonywania własnych trudności".

Dave Barr leży przed namiotem na kocyku/ plandece

Tak Dave Barr wyglądał najczęściej na koniec dnia po ciężkich przeprawach przez błotniste drogi

Po drogach Afryki

Po kilku latach starań i poszukiwań sponsorów poleciał do Afryki, aby rozpocząć swą wyprawę. W Johannesburgu 12 października 1990 roku załadował wszystkie potrzebne rzeczy na motor (który wraz z bagażem, zapasowymi częściami, strzelbą na wypadek ataku lwa i motocyklistą ważył 400 kg!) i rozpoczął swój pierwszy etap podróży dookoła świata. Od Tunisu, znajdującego się po drugiej stronie kontynentu afrykańskiego, dzieliło go 13 tys. km. Gdy opuszczał RPA, warunki jazdy coraz bardziej się pogarszały. Najtrudniej było w Zairze, gdzie nie mógł jechać szybciej niż 15 km na godz. W czasie 10-godzinnej jazdy utrudnianej licznymi upadkami pokonywał zaledwie 80 km. "Aż trudno sobie wyobrazić, że mogą być gdzieś na świecie gorsze drogi niż w Zairze. W ciągu jednego dnia przewracałem się 20 razy i grzęzłem w dziurach z mułu i piasku. Mogłem tylko czekać, aż ktoś będzie przejeżdżał i pomoże wyciągnąć mój motor, a niekiedy także i mnie, bo sam nie mogłem się wydostać. I tak było każdego dnia" - wspomina Dave. 

Szampan na Saharze

Gdy wreszcie po męczącej podróży wjechał do pierwszego w Zairze miasta, uniósł rękę w geście zwycięstwa i wykrzyknął: "Dokonałem tego!". Siedzący przy ulicy na ławce ludzie wstali i zaczęli tańczyć i śpiewać. "To był niesamowity widok! Nie mogłem wyjść ze zdumienia, jak moja radość wyzwoliła u nieznanych mi ludzi taką spontaniczną reakcję". Największe zdziwienie wzbudzał, kiedy przejeżdżał przez Saharę (prawie 700 km). Pewnego dnia, gdy zmieniał dętkę w przednim kole (aż 7 razy łapał gumę), przejeżdżał transportowy volkswagen. Z samochodu wskoczyło dwóch Francuzów, którzy zaproponowali pomoc. Jeden miał na sobie koszulkę z napisem: Harley Davidson.  "Gdy zobaczył mojego harleya, wykrzyknął: "Viva Harley Davidson" i pobiegł do samochodu. Przyniósł szampana i po chwili we trójkę na samym środku Sahary wznosiliśmy toast na cześć mojego harleya. Gdy dowiedzieli się, że jadę na nim z Johannesburga, potrząsali tylko głowami, nie mogąc w to uwierzyć. Jednak kompletnie odjęło im mowę, gdy zorientowali się, że jestem bez nóg". Wracając z Afryki, w Wielkiej Brytanii zatrzymał się aż w 17 ośrodkach dla osób niepełnosprawnych, aby opowiadać o swoich przeżyciach.

Dlaczego tu przyjechałeś?

Podróż przez Amerykę Północną rozpoczął od Baltimore, na wschodnim wybrzeżu Stanów Zjednoczonych, kierując się w stronę Alaski. Wielu harleyowców spotkanych po drodze nie wierzyło, że przejechał motocyklem przez Afrykę. Więcej wiary okazywali dziennikarze, którzy coraz częściej robili wywiady oraz programy o podróży.

Podróżując po Alasce, dotarł aż do Prudhoe Bay, najbardziej wysuniętego miejsca na północy kontynentu.  W drodze powrotnej odwiedził jeden z klubów właścicieli harleya w Kanadzie. Gdy zebrani ludzie usłyszeli jego opowieść o podróży po Afryce i Europie, byli tak poruszeni, że zrobili zbiórkę i wręczyli mu 500 dolarów, by mógł kontynuować wyprawę. "Po raz pierwszy zapłacono mi za publiczne przemówienie. Jedna z osób powiedziała mi wtedy: "Dave, ty jedziesz dla nas wszystkich". Wracając z Alaski wzdłuż zachodniego wybrzeża Stanów, przejechał przez Meksyk i Panamę, by rozpocząć wyprawę przez Amerykę Południową w stronę Bahia Lapitia - najbardziej wysuniętego miejsca na południu kontynentu. Podobnie jak w Afryce, "Stary Pies" często się wywracał i psuł. W Wenezueli po jednej z takich wywrotek pękła proteza prawej nogi i odpadła z niej stopa. W jakimś przydrożnym warsztacie przyspawano mu w to miejsce kawałek metalowego płaskownika. Najtrudniejsze chwile przeżył jednak na południu Argentyny, niedaleko miasta Ushuaia - najdalej położonego na południowej półkuli. Pewnego dnia, przy minus 20ĽC, motor wpadł w poślizg na oblodzonej jezdni. Dave wywrócił się i nie mógł wstać. Upłynęło sporo czasu, nim pomogli mu pasażerowie przejeżdżającego autobusu, a potem policjanci, którzy odholowali i zaproponowali nocleg. Dopiero następnego dnia pojechał do Bahia Lapitia. Od Prudhoe Bay na Alasce, skąd przyjechał, dzieliło go 27 200 km! "W Bahia Lapitia miałem sporo trudności z wyjaśnieniem mieszkańcom, dlaczego przyjechałem do tego miejsca na samym końcu świata. Myśleli, że musi być ze mną coś nie tak, skoro wybrałem się tu na motorze". 

Na szczycie grobowca 

Z Wenezueli poleciał do Hongkongu, aby stamtąd przejechać przez Chiny, a potem Rosję, łącznie z Syberią. Od miesięcy starał się przez znajomych załatwić wizę turystyczną na wjazd do Chin. Nie było to jednak takie łatwe. Władze Chin godziły się na pobyt Dave'a, tylko pod warunkiem, że przejedzie do Pekinu z eskortą policji, za co będzie musiał zapłacić dodatkowo 7 tys. dolarów. Choć w Hongkongu otrzymał od kilku osób i firm wsparcie finansowe, nie miał tyle pieniędzy. Po 6 tygodniach oczekiwania ambasada Chin zgodziła się na jego wjazd. Dave był pierwszym obcokrajowcem, któremu władze Chin pozwoliły wjechać do kraju na motorze, z wizą turystyczną. Do Pekinu miał 4 tys. km, a stan dróg z każdym kilometrem się pogarszał. W większych miastach znajdujących się na trasie spotykał się z miejscową federacją osób niepełnosprawnych oraz odwiedzał zakłady, w których pracowali niepełnosprawni. Następnego dnia w telewizji i prasie pojawiało się bardzo dużo informacji o jego podróży.  Pewnego razu zaproponowano mu odwiedzenie grobowca Sun Yat Xiana, znanego Ojca Republiki. Zgodził się z chęcią. Na miejscu okazało się, że grobowiec ma 392 stopni, a on ma wspiąć się na górę - gdzie czekali na niego dziennikarze - razem z dwójką innych niepełnosprawnych osób... bez zatrzymywania się. "Gdy dotarliśmy na szczyt, byliśmy ze zmęczenia mokrzy jak konie po ciężkiej pracy. Po zdjęciach i wywiadach musieliśmy jeszcze zejść. Całą akcję zorganizowano, aby dać motywację innym niepełnosprawnym. W prasie ukazało się mnóstwo artykułów chwalących ten wyczyn". W następnych miastach Dave był już tak znany, że gdy tylko się zatrzymał, natychmiast zbierał się tłum ludzi po autograf. W dniu, gdy wjeżdżał do Pekinu, minęły dokładnie 2 lata, odkąd wyruszył w swą podróż z Johannesburga. 

"Welcome Mr. Dave Barr"

Barr na motocyklu

Dave Barr był pierwszym motocykilstą z Zachodu, który pozował pod portretem Mao na placu Tienanmen w Pekinie.

Nieoczekiwanie pekińska telewizja zaproponowała mu podróż przez Chiny i wzięcie udziału w projekcie mającym pomóc dzieciom, których rodziców nie stać na wysłanie ich do szkoły. Przeniesiono go do lepszego hotelu i załatwiono przedłużenie wizy o dwa miesiące. W Pekinie reporterzy wielu gazet chcieli zrobić mu zdjęcia na Placu Tiananmen, przy portrecie Mao. Jak się dowiedział, nikomu dotąd nie zezwolono tam robić zdjęć na motorze. "Pomyślałem wtedy, że portret Mao jest symbolem komunistycznej opresji, a harley davidson symbolem wolności drogi. Zastanawiałem się, co powiedziałby ten twórca Chińskiej Republiki Ludowej, widząc obcokrajowca pozującego przed jego portretem?". W czasie zorganizowanej dla niego podróży po Chinach Dave odwiedzał szkoły z niepełnosprawnymi dziećmi, zakłady pracy, w których pracowali niepełnosprawni, szpitale, a także spotykał się z dziennikarzami i z przedstawicielami miast. Otrzymywał kwiaty i prezenty. Gdy wjeżdżał do kolejnego miasta, witały go setki ludzi z transparentami: "Welcome Mr. Dave Barr". Solidarność z nim wyrażało wielu ludzi - pewien żebrak podarował mu 1,5 dolara, aby mógł kontynuować podróż, innym razem przyłączyły się do niego dziewczyny na skuterach. Po dwóch tygodniach podróży wrócił do Pekinu, gdzie świętował obchody nowego 1993 roku.   Pustynia Gobi i Moskwa Po wielu staraniach Dave otrzymał także wizę na przejazd na motorze przez Mongolię. W konsulacie powiedziano mu, że jeszcze żaden obcokrajowiec nie przejeżdżał przez pustynię Gobi na motorze. Gorzej było z wizą rosyjską. Jedynym sposobem, aby ją otrzymać, było znalezienie w Rosji organizacji, która wzięłaby na siebie odpowiedzialność za jego przejazd i podpisała odpowiednie dokumenty. Zgodziła się na to gazeta "Komsomolska Prawda". 19 kwietnia opuścił Pekin i rozpoczął podróż przez pustynię Gobi, kierując się w stronę Ułan Bator, oddalonego ok. 700 km. Podobnie jak to było na Saharze, najbardziej doskwierały mu częste wywrotki i wdzierający się wszędzie kurz i piasek. Podróż do Ułan Bator zajęła 6 dni. W stolicy Mongolii wystąpił w programie telewizyjnym i spotykał z osobami niepełnosprawnymi. Otrzymał również Medal Dżingis Chana za przejechanie przez pustynię na motorze. Od Moskwy dzieliło go 6300 km. "Przejeżdżając przez Rosję, zauważyłem, że Rosjanie to najbardziej pesymistycznie nastawiony do życia naród. Spotykając się z osobami niepełnosprawnymi, starałem się tchnąć w ich serca odrobinę optymizmu". W Moskwie, dzięki "Komsomolskiej Prawdzie" otrzymał zezwolenie na wjazd na swoim harleyu na Plac Czerwony i zrobienie zdjęć przed Mauzoleum Lenina. Gdy opuścił stolicę, pojechał do Murmańska, następnie przez Finlandię, Szwecję, Norwegię, Danię i Niemcy wrócił do Londynu. 

Koło na ramionach

W Londynie firma przewozowa P&O (Containers and Shipping) zgodziła się przewieźć za darmo motocykl Dave'a do Australii i gdzie tylko będzie trzeba.  W Australii na spotkanie z nim wyjeżdżały grupy harleyowców, które eskortowały go do centrum miast (przed Sydney przyjechało ich aż 30!). Najpierw dojechał do Wilson Promentary, najdalej wysuniętego na południe miejsca kontynentu, ale 4 km przed nim musiał się jednak zatrzymać. Okazało się, że w trosce o środowisko naturalne zabroniono dalszej jazdy. Postanowił, że skoro nie może tam dojechać, to przejdzie ten odcinek pieszo. Zdjął przednie koło z motoru, zarzucił je na ramię i poszedł wąską ścieżką wydeptaną przez zwierzęta. W 44. dniu podróży dotarł do 4. punktu kontynentu, przejeżdżając w Australii ogółem 16 tys. km. 

Bądźmy przyjaciółmi

Z Australii popłynął statkiem do Singapuru. Celem tego etapu podróży był Wietnam, kraj, w którym kilkadziesiąt lat wcześniej walczył jako amerykański żołnierz. W Wietnamie, w drodze do Hanoi, zatrzymał się w "Wiosce Pokoju" i "Wiosce Nadziei" - miejscowościach, w których opiekowano się wietnamskimi dziećmi niemającymi rodziców. W stolicy, lokalne gazety - podobnie jak to było w Pekinie i Moskwie Đ chciały robić z nim wywiady i zdjęcia na największym w mieście placu, imienia komunistycznego przywódcy, Ho Chi Minha. I tym razem w czasie sesji zdjęciowej zebrały się tłumy gapiów, oglądających nietypowego turystę. "Jeden ze spotkanych bezrękich weteranów wojny wietnamskiej powiedział mi: "Witaj Amerykaninie znowu w Wietnamie. Czas wojny się skończył, teraz jest już czas pokoju. Bądźmy przyjaciółmi". W czasie tej długiej podróży dookoła świata wjechałem harleyem na 3 place komunizmu".

12 kwietnia 1994 roku, w dniu swoich urodzin, opuścił Wietnam, a jego trwająca 3,5 roku podróż dobiegła końca. Przemierzając 6 kontynentów przejechał 133 tys. km. "Często wracam we wspomnieniach do tej niewiarygodnej podróży dookoła świata. Myślę o wysiłku, niebezpieczeństwach, zmartwieniach i niepewności, o trudnych drogach i tysiącu innych rzeczy, które miały wpływ na całą moją wyprawę. Ale najczęściej myślę o niezwykłych ludziach, których spotkałem, ludziach, którzy tak bardzo mi pomogli oraz tych, stojących w wioskach lub wzdłuż drogi i spoglądających ze zdziwieniem, z szeroko otwartymi ustami i oczami na człowieka i jego maszynę. Po tej podróży zdałem sobie sprawę, że żaden człowiek nie jest skałą ani niezależną wyspą. Wcześniej czy później wszyscy będziemy potrzebować czyjejś pomocy. Ja otrzymałem ją wtedy od ludzi i od Boga. W przeciwnym razie nie udałoby mi się tego dokonać".

Rekordzista

Dave Barr wpisany został do Księgi Rekordów Guinnessa za przejechanie zimą 1996-1997 roku 21 tys. km z Francji na Syberię. Wpis do Księgi Rekordów Guinnessa otrzymał również za przejechanie dookoła Australii. Swoje przygody z podróży opisał w dwóch książkach Riding The Edge i Riding The Ice. Założył "Fundację Dave'a Barra", która wspomaga osoby niepełnosprawne oraz weteranów wojen w tych krajach świata, których rządy nie wspierają ich i nie pomagają w rehabilitacji.

Artykuł powstał na podstawie wspomnień Dave'a Barra z książki Riding The Edge.
Tłumaczenie fragmentów i opracowanie tekstu: Piotr Stanisławski
"Integracja", nr 2/2004

Dodaj komentarz

Uwaga, komentarz pojawi się na liście dopiero po uzyskaniu akceptacji moderatora | regulamin

Komentarze

brak komentarzy

Prawy panel

Wspierają nas