Przejdź do treści głównej
Lewy panel

Wersja do druku

Matka: wszyscy na mnie krzyczą

14.08.2019
Autor: Ilona Berezowska, fot. Pawel Kornacki/Freeimages.com
Krople deszczu spływające po szybie

Dominik bezdźwięcznie porusza ustami. Pamięta, jak się nazywa. Rozpoznaje bliskich. Czasem ma gorszy dzień. Wtedy pyta, co robi w ośrodku i co mu się przytrafiło. Dorota za każdym razem cierpliwie tłumaczy: „Miałeś wypadek, jesteś niepełnosprawny, nie mówisz, jesteś sparaliżowany”. Tego Dominik nie pamięta. Pytany o wiek, jest przekonany, że ma 23 lata. Tyle miał 2 lata temu.

Czasu po wypadku nie odlicza. Wrócił wtedy do domu po spotkaniu z kolegą. Zorientował się, że nie ma telefonu, uparł się, że po ten telefon wróci.

Nie powinien był wtedy wsiadać za kierownicę, ale to zrobił. To była jego ostatnia podróż samochodem. Wypadł z drogi.

- Byłem głupi – podsumowuje opowieść Doroty.

Ona przytakuje:

- Byłeś głupi, ale nie poddamy się.

Dorota obiecuje to synowi za każdym razem i stara się dotrzymać słowa. Nie do końca wie jednak, co dalej.

- Wszyscy na mnie krzyczą – mówi ze smutkiem. – Lekarze, urzędnicy. Pytają, oskarżają. Mówią, że nie dopilnowałam rehabilitacji, że nie zadbałam o diagnozę, że Dominik powinien być dzisiaj sprawniejszy. Nie mówią tylko, co i jak mam zrobić.

Instytucje ją zawiodły. Liczyć może za to na pomoc ludzi. Tak było zawsze.

Spoźniona decyzja

Mieli żyć długo i szczęśliwie, ale szczęśliwie było bardzo krótko. Młode małżeństwo nie miało własnego kąta. Ciągle zmieniali miejsce zamieszkania. Dorota zmieniała też prace, zazwyczaj na dorywcze. Mąż ograniczał jej możliwość przebywania wśród ludzi, których nie znał. Wtedy jeszcze nie był agresywny. Zaczął, gdy urodził się Dominik. W domu pojawił się alkohol, a za nim przemoc.

- A ja myślałam, że tak musi być. Wierzyłam, że to normalne – wspomina Dorota. – Cierpiałam, ale nie wiedziałam, że może być inaczej. Ludzie zaczęli zwracać mi uwagę, że to nie może tak być, że on nie może mnie bić. Któregoś razu, mimo zimy i czworga dzieci, uciekłam z domu.

Dorota do dziś jest przekonana, że to była słuszna decyzja, tylko podjęta zbyt późno. Dominik zdążył sporo wycierpieć od ojca, który faworyzował najstarszego syna.

- Nie wyszło mu to faworyzowanie na dobre. Ojciec wciągnął go w swoje towarzystwo. Alkohol go zniszczył – mówi Dorota.

Dziś nie ma kontaktu z najstarszym synem. Ostatnia wiadomość, jaką od niego dostała, dotyczyła pobytu w więzieniu, gdzieś poza Polską. Starsza córka również nie otrząsnęła się ze wspomnień pełnych przemocy. Wyjechała, odcięła się od rodziny. Nie przyznaje się do biedy i warunków, w jakich dorastała.

Wszędzie daleko

Po ucieczce Doroty najpierw był dom samotnej matki, później mieszkanie gminne w Bielsku koło Płocka. Po 10 latach została przeniesiona 10 km dalej. Z Dominikiem i młodszą córką zamieszkała w malutkim Śmiłowie. To z powodu odległości do miasta kupiła samochód – żeby Dominik mógł dojeżdżać do pracy, żeby córkę podrzucił do szkoły. Dominik jeździł tym samochodem przez rok, a potem zdarzył się wypadek. Tymczasem ze Śmiłowa jest wszędzie daleko.

- Dorota jest tam uwięziona, jak księżniczka w wieży. Nie ma dojazdu, nie ma możliwości wyjścia do lekarza czy do sklepu. Nie to jest jednak najgorsze. Mieszkanie znajduje się na piętrze starej szkoły. Nie ma możliwości, by Dominika znieść na dół. Potrzebny jest do tego sztab ludzi. Szkoła jest stara i duża. Zimą trzeba ogrzać całą, by w wydzielonych pomieszczeniach było ciepło. To kosztuje więcej, niż pani Dorota zarabia – wylicza problemy Katarzyna, jedna z tych osób, które nie mogły przejść obojętnie wobec tragedii Doroty.

To ona wzięła na siebie kontakty z instytucjami i pisanie pism urzędowych. Płaci rachunki, szuka wsparcia, zadaje pytania.

- To po prostu najbardziej pracowita osoba, jaką poznałam – mówi o Dorocie Katarzyna. – Pracowała u bratowej mojego męża, pomagała mi w prowadzeniu domu. Wiem, że jest odpowiedzialna, sumienna, porządna. Spotkała ją tragedia. Musiałam pomóc.

Dobrzy ludzie

Katarzyna najbardziej nie mogła znieść faktu, że Dorota jest ze swoim problemem sama, dlatego zaczęła czytać portal www.niepelnosprawni.pl i szukać informacji. Znalazła rozwiązanie problemu dojazdu do lekarza i na rehabilitację oraz miejsce dla Dominika w zakładzie opiekuńczo-leczniczym. Na portal trafiła późno, wcześniej nie wiedziała, kogo zapytać. Odkrywała możliwości i należne Dominikowi świadczenia krok po kroku. Nieustannie szuka, co jeszcze można zrobić. Na pytania Katarzyny odpowiedział też prawnik Centrum Integracja w Warszawie.

- Sporo odkryłam na stronie Niepelnosprawni.pl. Prawnik mi to usystematyzował, podał artykuły prawne, które mogą mieć zastosowanie w przypadku Dominika. Podpowiedział, jak ubiegać się o świadczenie – mówi Katarzyna.

Dorota może też liczyć na sąsiadki, które po drodze zrobią zakupy. Pomaga również Aldona, zatrudniając ją w swoim przedszkolu i czujnie przyglądając się, co jeszcze można zrobić, by ułatwić życie mamie niepełnosprawnego syna.

- Do pracy idę, a czasami jadę na rowerze 10 km. Tyle samo z powrotem. Nie narzekam. Teraz, gdy Dominik znalazł miejsce w ZOL-u w Kraszewie, mogę pracować i codziennie być u syna. To duża zmiana na lepsze – zapewnia Dorota.

Marzenie

Nie wszystko jest jednak dobrze. Koncerty charytatywne nie przyniosły środków, pozwalających na przeniesienie się do miasta. Wstęp na koncert kosztował 10 zł. Dla mieszkańców małej miejscowości to było za dużo.

- Mamy takie marzenie, żeby ta rodzina miała środki do życia i mieszkała w warunkach odpowiednich do sytuacji – mówi Katarzyna. – W Bielsku, tak, żeby Dorota mogła wyjść do sklepu i do pracy, żeby jej córka miała się czym dostać do szkoły i żeby całą rodzinę stać było na buty i na ogrzewanie.

Te marzenia Dorota przedstawiła wójtowi.

- Obiecał, że to już ostatnia zima w starej szkole, ale i on zostawił mnie samej sobie – mówi rozgoryczona kobieta.

Patowa sytuacja

My także zapytaliśmy wójta o możliwość realizacji marzenia Doroty.

- Chcę pomóc. Wiem, że Dominik wymaga mieszkania na parterze i bliżej sklepu, apteki, lekarza, ale sytuacja jest trudna – tłumaczy Józef Jerzy Rozkosz, wójt gminy Bielsk. – Przyjęliśmy zobowiązanie, że postaramy się wykupić mieszkanie w Bielsku. Niedawno zaproponowaliśmy jedno, ale według pani Doroty to za mały lokal, by pomieścić trzy osoby i sprzęt Dominika.

- To miejsce po sklepie z używaną odzieżą – wyjaśnia Dorota. – Tam jest tylko jedno pomieszczenie, a na remonty czy dostosowanie poddasza w budynku gmina nie ma środków. Tak bym chciała, żeby to się udało, ale jeśli wstawię tam łóżko Dominika i pionizator, to córka nie będzie miała miejsca do odrabiania lekcji i do spania.

Sytuacja wydaje się patowa.

- Przyznaję, że na dzisiaj nie mam innej oferty – mówi wójt. – Zaproponowałem, żeby pani Dorota znalazła coś na rynku komercyjnym, a my zapłacimy czynsz. Gmina nie dysponuje odpowiednimi lokalami. Mam nadzieję, że tą drogą uda się rozwiązać problem.

Pytany o możliwość pokrycia kosztów ogrzewania w starej szkole, wójt Bielska mówi:

- Proszę mnie o to nie pytać. Nie chcę myśleć, że nie znajdziemy rozwiązania przed zimą.

Jednak wkrótce po naszej rozmowie przedłuża meldunek na kolejny rok.

Dorota znalazła dom, tyle że na sprzedaż, nie na wynajem. Kosztuje 50 tys. zł, ale zakup przez gminę to kwestia procedur. Sprzedający nie będzie tak długo czekał.

Potrzebna pomoc

Tymczasem trwają wakacje. Autobus szkolny nie kursuje. Pani Dorota chodzi pieszo. Spędza czas z synem i nie traci nadziei, że któregoś dnia zobaczy postęp w jego rehabilitacji. Boi się nadchodzącej zimy. Na rachunek za ogrzewanie nie wystarczy. Znowu trzeba będzie prosić o pomoc, a tego robić nie lubi.

Robimy to więc za nią.

Jeśli wiecie o nieruchomości w Bielsku lub okolicach, na parterze, którą ktoś chciałby wynająć na rynkowych warunkach, napiszcie nam o tym na adres: redakcja@niepelnosprawni.pl. Piszcie też do nas, jeśli chcielibyście pomóc w inny sposób, skontaktujemy Was z panią Dorotą.

Dodaj komentarz

Uwaga, komentarz pojawi się na liście dopiero po uzyskaniu akceptacji moderatora | regulamin

Komentarze

brak komentarzy

Prawy panel

Wspierają nas