Przejdź do treści głównej
Lewy panel

Wersja do druku

USA. „Segregacja do respiratora”. Osoby z niepełnosprawnością na straconej pozycji. Protestują

03.04.2020
Autor: Angela Greniuk, fot. ag/pixabay.com
Źródło: thehill.com, propublica.org, nbcnews.com, adap.ua.edu, npr.org
na fladze USA znajduje się grafika wirusa. Wewnątrz niej - symbol osoby z niepełnosprawnością

„Osoby z ciężkim upośledzeniem umysłowym, zaawansowaną demencją lub ciężkim urazowym uszkodzeniem mózgu mogą być słabymi kandydatami do korzystania ze wsparcia respiratora” – to dosłowne tłumaczenie z Planu Operacji Kryzysowych stanu Alabama w USA. Podobne wytyczne mają m.in. Waszyngton i Arizona. Amerykańscy aktywiści z niepełnosprawnością intelektualną i ich sojusznicy niepokoją się o zapisy i składają skargi do Biura Praw Obywatelskich.

Stany Zjednoczone to obecnie kraj z największą liczbą potwierdzonych przypadków osób zarażonych koronawirusem, a statystyki wciąż rośną. Od niedawna USA przygotowuje się do kryzysu zaopatrzenia medycznego w szpitalach, w tym respiratorów. Kilka stanów ma w zanadrzu „instukcję” postępowania w takim przypadku.

W Planie Operacji Kryzysowych (ang. Emergency Operations Plan) stanu Alabama – datowanego na 9 kwietnia 2010 r. – znajdują się odgórne kryteria, wyznaczające kogo traktować priorytetowo przy udzielaniu opieki medycznej. W dokumencie jest jasno napisane, komu „nie udzielać wsparcia respiratorem” w przypadku krańcowej niewydolności narządów – czyli w obecnej sytuacji: komu odmówić w przypadku zbyt małej liczby respiratorów w stosunku do liczby zarażonych koronawirusem. Efekt? Konieczność przeprowadzania selekcji wśród pacjentów (jak to miało miejsce np. we Włoszech).

Amerykańskie media alarmują, że wśród osób, którym będzie można odmówić dostępu do kluczowego przy leczeniu COVID-19 respiratora, znajdują się osoby z różnymi rodzajami niepełnosprawności, m.in. osoby z zespołem Downa, w spektrum autyzmu, z mózgowym porażeniem dziecięcym. Osób tylko z niepełnosprawnością intelektualną w USA jest ponad 7 milionów.

Powrót do medycznego ujęcia niepełnosprawności?

Według planu z Alabamy, kryteria mają obowiązywać we wszystkich szpitalach na terenie całego stanu, zgodnie z ogłoszeniem gubernatora nt. konieczności użycia respiratorów w sytuacji wystąpienia wielu ofiar (ang. Mass Casualty Respitory Emergency). Ostateczna decyzja wprawdzie będzie należeć do szpitala, jednak w krytycznym momencie jest on „zwolniony” ze wsparcia respiratorem osób, m.in.: z poważnymi chorobami płuc i serca, chorymi nerkami (pacjenci dializowani), pacjentów onkologicznych z białaczką lub rakiem. A także pacjentów, ujętych w kategorii „neurologicznej”:

  • „osoby z ciężkim upośledzeniem umysłowym, zaawansowaną demencją lub ciężkim urazowym uszkodzeniem mózgu mogą być słabymi kandydatami do korzystania ze wsparcia respiratorem”
  • „(...) osoby w stanie wegetatywnym są mało prawdopodobnymi kandydatami do wsparcia respiratorem”
  • „osoby ze złożonymi problemami neurologicznymi, jak choroby neuronu ruchowego, glejakiem wielopostaciowym i innymi mogą nie być odpowiednimi kandydatami”
  • „dzieci z ciężkimi problemami neurologicznymi mogą nie być odpowiednimi kandydatami w pediatrii dziecięcej”.

Decyzje szpitala powinny opierać się na podstawie oczekiwanego poziomu powrotu do zdrowia zamiast diagnozy. Plan Operacji Kryzysowych w Alabamie część osób może przeczytać w pliku PDF w jęz. angielskim (232 KB).

Podobne wytyczne zostały wydane w Waszyngtonie i Arizonie. Według naukowca Ariego Ne'emana (z Lurie Institute for Disability Policy na Uniwersytecie Brandeis), który analizował plany kryzysowe innych stanów, wytyczne racjonowania opieki względem osób z niepełnosprawnością znajdują się również w planach kryzysowych stanów: Tennessee, Utah, Minnesoty, Kolorado, Oregonu czy Nowego Jorku.

W dobie szybko rozprzestrzeniającej się pandemii, przy jednoczesnym braku zaopatrzenia medycznego, Amerykanie powrócili do traktowania niepełnosprawności w wymiarze medycznym. Osoba z niepełnosprawnością w tym ujęciu jest postrzegana jako „słabszy organizm”, dlatego szanse na przeżycie takiej osoby są mniejsze. Z perspektywy medycznej priorytetowo są traktowane osoby, które mają największe szanse na przeżycie.

Z takim ujęciem spraw i wytycznymi szpitali stanowych nie zgadza się środowisko osób z niepełnosprawnością w USA.

Starcie podejścia medycznego i moralnego

Amerykańskie środowisko osób z niepełnosprawnością i ich sojusznicy twierdzą, że wytyczne dla szpitali w Alabamie dyskryminują tę grupę – właśnie przez brak równego traktowania osób z niepełnosprawnością z osobami pełnosprawnymi oraz przez znaczne ograniczenie dostępu do opieki medycznej i respiratorów. Środowisko jednocześnie podkreśla, że osoby z niepełnosprawnością intelektualną są szczególnie narażone na zarażenie koronawirusem z dwóch przyczyn:

  • niektórym osobom trudno jest wyjaśnić i/lub przyswoić, jak ważne jest zachowanie higieny – że należy często myć ręce, nie wolno dotykać twarzy itd. 
  • część dorosłych osób mieszka w tzw. „group homes” – „grupowych domach”, a w takich zbiorowościach szybciej i łatwiej przenosi się koronawirus.

Dyskryminacja osób z niepełnosprawnością w standardach dla szpitali na czas pandemii, zdaniem aktywistów, narusza prawo federalne, szczególnie jedną z najważniejszych ustaw – Ustawę o Amerykanach z Niepełnosprawnościami (Americans with Disabilities Act).

W geście protestu, środowisko osób z niepełnosprawnością i ich sojusznicy wysyłają skargi do Biura Praw Obywatelskich Departamentu Zdrowia i Opieki Społecznej USA, w których proszą też rząd federalny o wyjaśnienie postanowień planów gotowości na wypadek katastrof dla stanów Waszyngton i Alabama.

„Mam prawo do życia”

- Mam zespół Downa, który nigdzie nie odejdzie. Ale mam prawo do życia. Jestem tego warty – mówi 37-letni Matthew Foser, cytowany w informacji prasowej organizacji rzeczniczej osób z niepełnosprawnością intelektualną – Alabama Disabilities Advocacy Program.

Matthew od 20 lat pracuje i żyje na równi z innymi Amerykanami. Jednak w obecnej sytuacji – według wytycznych i w razie walki o jego życie – mężczyzna nie kwalifikuje się do skorzystania z respiratora ze względu na niepełnosprawność.

- W czasie kryzysu nie możemy dewaluować życia osób w naszej społeczności na podstawie ich niepełnosprawności. Jest to moralnie złe i narusza prawo. Apelujemy (...) o zapewnienie potrzebnych instrukcji pracownikom służby zdrowia, którzy są gotowi do zostawienia członków naszej społeczności na śmierć – apeluje James Tucker, dyrektor Alabama Disabilities Advocacy Program.

Sytuację skomentowała w Narodowym Radiu Publicznym (NPR) Ivanova Smith, kobieta z niepełnosprawnością intelektualną, która jest matką dwójki dzieci.

- Boję się myśleć o tym, co będzie, jeśli złapię koronawirusa – przyznaje. – Od dawna osobom z niepełnosprawnością intelektualną odmawia się opieki medycznej, ponieważ nie jesteśmy postrzegani jako wartościowi. Nie jesteśmy postrzegani jako produktywni ani potrzebni. A to nie jest prawda. Są ludzie, którzy nas kochają. Wiele osób z niepełnosprawnością pracuje i robi wspaniałe rzeczy w swoich społecznościach, ale potrzebują opieki i możliwości ratowania życia.

„Nie należy odmawiać”

W sprawie „segregacji do respiratora” wypowiedział się Roger Severino, dyrektor Biuro Praw Obywatelskich w Departamencie Zdrowia i Opieki Społecznej USA.

- Osobom niepełnosprawnym nie należy odmawiać opieki medycznej na podstawie stereotypów, ocen jakości życia lub ocen dotyczących względnej „wartości” danej osoby, na podstawie obecności lub nieobecności niepełnosprawności lub wieku – powiedział.

Nawiązał przy tym do wydanego przez administrację rządową biuletynu o obowiązującym prawie równości Amerykanów bez względu na na rasę, kolor skóry, pochodzenie, niepełnosprawność, wiek i płeć.

- Nie jesteśmy społeczeństwem kierowanym bezwzględnym utylitaryzmem – podkreślił. – Osoby niepełnosprawne, o ograniczonej znajomości języka angielskiego, osoby starsze, nie powinny po prostu znajdować się na końcu, jeśli chodzi o dystrybucję potrzebnej opieki medycznej.

Dodaj komentarz

Uwaga, komentarz pojawi się na liście dopiero po uzyskaniu akceptacji moderatora | regulamin

Komentarze

  • Pliniusz Młodszy
    Pliniusz Młodszy
    04.04.2020, 00:21
    U nas też niedługo nastąpi segregacja do respiratorów.Uważam że osoby niepełnosprawne pomału mogą pakować walizki,gdyż wszystko tylko zależy od układu immunologicznego danego człowieka.ON mają go zdewastowany ,z powodu licznych chorób i operacji.Następuje czyszczenie świata z jednostek wiekowych i poważnie chorych przewlekle do których ta grupa należy i w obecnej sytuacji są bezbronni jak noworodki.Po cichu ktoś wydał wyrok na takich ludzi ,aby nie obciążali budżetów państw(rentami,emeryturami,zasiłkami). Wszystkie nakazy, zakazy i zalecenia odnośnie wirusa, są tak prymitywne, jakby wyposażyć żołnierzy na wojnę w ziemniaki, a nie granaty. Mamy już dawno wirusowy totolotek w kraju i wszystko zależy tylko od wspomnianego układu immunologicznego .Scenariusz rysuje się w ciemnych barwach,dla takich ludzi jak Ja,czyli Młodej Niepełnosprawnej legitymującej się symbolem S-07,który ten syf najlepiej lubi.Pozostaje pogratulować tym,którzy trzymają rozwiązanie na tego syfa,ale nie udostępnili celowo ,aby wyciąć w pień wyżej wspomnianą grupę.
    odpowiedz na komentarz
  • USA
    Ink
    03.04.2020, 17:12
    USA kraj najbardziej schorowanych ludzi na świecie, choroby przewlekłe, nowotwory to tam ma albo będzie miał praktycznie każdy. może oprócz tych świadomych. Kraj wyszczepiony najbardziej na świecie, kraj z najbardziej chemicznym, przetworzonym pseudozarciem. I są tego efekty. A teraz jeszcze koronawirus, jak organizm ma się bronić jeżeli układ immunologiczny, i wogóle zdrowie zostało zniszczonego przez szczepienia i chemiczne żarcie
    odpowiedz na komentarz
  • Ku przestrodze !!! CZYTAJCIE WAŻNE
    Dynia
    03.04.2020, 16:53
    W filmowej adaptacji powieści Stanisława Lema "Szpital przemienienia" fruwa pierze, pacjenci z poderżniętymi gardłami i rozbitymi kolbami karabinów głowami dogorywają w łóżkach albo zostają rozstrzelani w lesie, tuż przy przygotowanym dla nich masowym grobie. Przedstawiony w powieści (i 30 lat później na dużym na ekranie) horror pacjentów zakładu w Biedrzyńcu to jednak tylko fikcyjny obrazek wyciągnięty z zakamarka piekła, które zgotowali pacjentom szpitali psychiatrycznych hitlerowcy w ramach osławionej akcji T4. Jak dokładnie przebiegał mord na pacjentach? Tego nie wiemy, nie zachowały się bowiem żadne relacje na ten temat. Geneza Korzenie tej zbrodni sięgają głębiej, bo do lat 80. XIX wieku, i nieco bardziej na północ, konkretnie do Wielkiej Brytanii. To właśnie tam w 1883 roku Francis Galton wprowadził pojęcie eugeniki, czyli nauki głoszącej "doskonalenie rasy ludzkiej poprzez zmiany genetyczne i stwarzanie odpowiednich warunków rozwoju". Swoją teorię zbudował na fundamentach wylanych przez twórcę teorii doboru naturalnego (który notabene był jego kuzynem) Karola Darwina oraz ekonomistę Thomsa Malthusa, zdaniem którego niepohamowany wzrost demograficzny nieuchronnie prowadzi do klęski głodu i nędzy. W ciemnościach fin de siècle, które ogarniały Europę pod koniec lat XIX wieku, teoria Galtona była światełkiem w tunelu. Eugenika cieszyła się więc niesłabnącym poparciem. - Gdy wypowiadamy słowo eugenika, kojarzy się ono negatywnie. Zapomnieliśmy, że na przełomie XIX i XX wieku to pojęcie miało dobre konotacje. Ruch eugeniczny cieszył się poparciem. Akceptowały go władze, lekarze, higieniści oraz planiści miejscy, którzy byli dumni z przynależności do takich organizacji - wyjaśnia Georges Bensoussan, historyk z paryskiego Instytutu Pamięci Holokaustu, w filmie dokumentalnym "Higiena rasowa". U progu XX wieku z eugeniką romansowały m.in. Stany Zjednoczone i Szwecja. Dodajmy, że romanse te były brzemienne w skutki: w samych tylko Stanach Zjednoczonych przymusowo wysterylizowano około 60 tysięcy ludzi z marginesu (na którym odkreślano chirurgicznym nożem m.in. homoseksualistów, Afroamerykanów, prostytutki czy zwykłych biedaków). W wielu zakątkach zachodniej cywilizacji powstawały prestiżowe organizacje eugeniczne, które za punkt honoru stawiały sobie ograniczenie (a najlepiej całkowite uniemożliwienie) rozmnażania osób, których materiał genetyczny, oględnie mówiąc, nie był pierwszego sortu. W samej Republice Weimarskiej szerokim echem odbiła się naukowa tyrada psychiatry Alfreda Hoche i prawnika Karla Bindinga. W opublikowanej w 1922 roku książce "Wydanie zniszczeniu istot niewartych życia" przekonywali, że eliminacja osób upośledzonych przyniesie same korzyści: im samym (bo według Hoche i Bindinga śmierć będzie dla nich wyzwoleniem), społeczeństwu i państwu (które nie będzie musiało dłużej utrzymywać bezużytecznych jednostek). Teorie podłapał Adolf Hitler, który kilka lat później w książce "Mein Kampf" przekonywał: "Musi (państwo) dopilnować, żeby tylko zdrowi ludzie płodzili dzieci; (...) hańbą dla rodziców chorych lub mających dziedziczne defekty jest sprowadzenie dzieci na ten świat i że wielkim honorem jest powstrzymanie się od tego w takim przypadku". I szacował: "gdyby przez 600 lat sterylizowano te jednostki, które są zdegenerowane fizycznie lub umysłowo chore, ludzkość nie tylko uratowałaby się przed ogromnym nieszczęściem, ale także zostałaby przywrócona do stanu ogólnego zdrowia, jaki obecnie trudno sobie wyobrazić". Eugeniczna machina rozkręciła się na dobre w 1933 roku, gdy w (jeszcze wtedy) Republice Weimarskiej do władzy doszli niemieccy narodowi socjaliści. Szybko rozbudowali myśl Platona, według której "tym, którzy nie są zdrowi, należy pozwolić umrzeć". W praktyce nie tyle jednostkom cierpiącym z powodu chronicznych schorzeń, niepełnosprawnym intelektualnie czy chorym psychicznie pozwalali umierać, co im w tym "pomagali". Jak zauważa Aleksander B. Skotnicki w artykule "Hańba medycyny XX wieku", lekarze SS swoje kariery zaczynali właśnie od uśmiercania chorych, a w polityce nowo powstałej III Rzeszy "zniszczenie życia niewartego życiapodniesiono do rangi najwyższego obowiązku medycyny". "Łaskawa śmierć" Kilka tygodni przed agresją na Polskę w kancelarii Rzeszy miała miejsce tajna konferencja, na której sformułowano program eutanazji, czyli uśmiercania osób psychicznie chorych. Jak wyjaśnia Agata Gut, prokurator Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Poznaniu, miał on na celu wcielenie w życie idei "czystości rasy", ograniczenie wydatków z budżetu na istoty "niegodne życia" i zwiększenie zaplecza szpitalnego na potrzeby wojny, która miała lada moment wybuchnąć. Szczegółowy plan Adolf Hitler przedstawił pod koniec września na tajnej naradzie w Grand Hotelu w Sopocie. W jej wyniku Führer wydał dyrektywę (antydatowaną na 1 września), w której zarządził: "Reichsleiter Bouhler i dr med. Brandt są z mojego polecenia odpowiedzialni za rozszerzenie kompetencji lekarzy, którzy zostaną wymienieni z nazwiska, tak żeby osobom według wszelkiego prawdopodobieństwa nieuleczalnie chorym wobec zupełnie krytycznej oceny stanu ich zdrowia można było zapewnić łaskawą śmierć". Do kierowania programem eutanazji został wyznaczony 37-letni profesor psychiatrii Werner Heyde (zastąpił go w 1941 roku Paul Nitsche). Biuro zlokalizowano w Berlinie przy ulicy Tiergartenstrasse 4 - stąd kryptonim "akcja T4". W jej głównej fazie, czyli od stycznia 1940 roku do sierpnia 1941 roku uśmiercano chorych psychicznie, niewidomych, gruźlików, inwalidów. Łącznie w tym czasie zamordowano około 70 tys. pacjentów w Niemczech i ponad 30 tysięcy na ziemiach polskich. Pierwszymi ofiarami byli pacjenci zakładu psychiatrycznego w Kocborowie. W ciągu niespełna półtora roku (od września 1939 do stycznia 1941 roku) wymordowano niemal wszystkich z 1700 pacjentów. Wywożeni do lasów Szpęgawskich mężczyźni i kobiety sami musieli kopać swoje groby. W drugiej turze mordowano dzieci: pół setki małych pacjentów zostało uśmierconych już za szpitalnym murem poprzez podanie im końskich dawek środka nasennego, luminalu. Ofiarą akcji T4 padło również około 1700 pacjentów z wybudowanego w połowie XIX wieku Krajowego Zakładu Psychiatrycznego w Świeciu nad Wisłą. Już w październiku 1939 roku została tam przeprowadzona wstępna selekcja. Pacjentów podzielono na trzy grupy: Żydów, osoby chore chronicznie i te, które nadawały się do pracy. W ciągu tygodnia w kilkunastu wywózkach (po kilkudziesięciu pacjentów jednorazowo) wymordowano około tysiąc z nich. - Na miejscu egzekucji spychano chorych trójkami do wykopanych wcześniej dołów i mordowano strzałami z karabinów - opowiadał kierownik jednego z oddziałów. Część pacjentów została zatłuczona na śmierć w Lesie Szpęgowskim. Nie oszczędzano nikogo, nawet dzieci. - Niemcy prowadząc je do dwóch autobusów zapowiedzieli im, że pojadą na wycieczkę. W lesie strzelano do rozbieganych między drzewami dzieci jak do zwierzyny, a potem martwe ciała rzucono do dołu - wspominał jeden ze świadków mordu. Z kolei na terenie Kraju Warty chorych zabijano najpierw w Twierdzy Poznań w bunkrze Fortu VII (który stał się pierwszym na ziemiach polskich obozem koncentracyjnym). Modus operandi poznańskiego Sonderkommando, którym dowodził Herbert Lange, opisuje Agata Gut: "Chorzy zamykani byli w bunkrze, którego otwory więźniowie uszczelniali gliną. Do wnętrza bunkra doprowadzony był gaz ze stojącej przed nim butli. Akcję gazowania obserwowali przez okienka funkcjonariusze Sonderkommanda. Po krótkim czasie zwłoki zagazowanych pacjentów były wyciągane z bunkra i ładowane na samochody przez grupę więźniów Fortu VII. Inna grupa więźniów chowała je w masowych grobach w lesie koło Obornik Wielkopolskich". Według wyliczeń Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Poznaniu, zginęło w ten sposób ponad tysiąc osób: głównie pacjentów szpitala w Owińskach, a także oddziału dla umysłowo chorych Szpitala Miejskiego w Poznaniu. Pozostałe ofiary zabijano przy pomocy produkowanych przez firmę Sauer samochodów-komór gazowych, do których wpuszczano specjalnym przewodem tlenek węgla (później zastąpiono je krematoriami w obozach śmierci). "Przed wprowadzeniem do komory gazowej samochodu pacjentom podawano zastrzyki ze środkami uspokajającymi. Czas trwania załadunku chorych do samochodu wynosił około 2 godzin. Ładowaniu pacjentów towarzyszyły wrzaski, ordynarne wyzwiska, przekleństwa. Chorzy, którzy nie chcieli wejść do samochodu o własnych siłach byli brutalnie kopani i popychani. W komorze gazowej sadzano pacjentów na ławkach i szczelnie zamykano drzwi. Gdy samochód ruszał, kierowca wpuszczał do komory gaz, który uśmiercał. W lasach, w miejscach wyznaczonych, więźniowie wyładowywali zwłoki zagazowanych z komory i grzebali w zbiorowych mogiłach. Po zakończonej akcji teren maskowano trawą i drzewkami" - opisuje poznańska prokurator. O dokonującej się na pacjentach zakładów psychiatrycznych rzezi, stanowiącej preludium do hitlerowskiego spektaklu ludobójstwa, wiedział wówczas mało kto, bo akcja była trzymana w tajemnicy. Rodzinom "zaginionych", które domagały się informacji o swoich bliskich, kierownicy szpitali mydlili oczy, odsyłali do innych placówek, gdzie rzekomo pacjenci byli przenoszeni albo wręczali fałszywe akty zgonu, a nawet przyjmowali pieniądze na pielęgnacje ich nieistniejących grobów. Zbrodnia lekarzy Główna część akcji T4 trwała do sierpnia 1941 roku, gdy Adolf Hitler zdecydował o jej zawieszeniu (ze względu na obawy przed buntem społeczeństwa niemieckiego). Ale w praktyce chorych uśmiercano dalej, tylko mniej "spektakularnie": podając truciznę w zastrzykach, doustnie albo głodząc. Według powojennych ustaleń, łącznie wzięło w niej udział około 350 lekarzy. Nieliczni stanęli przed obliczem Temidy: wielu popełniło samobójstwa, niektórym udało się uciec jej sprzed nosa, a tym, którzy musieli się z nią zmierzyć, kary znacznie złagodzono (z nielicznymi wyjątkami, m.in. kierującym akcją od 1941 roku Paulem Nitsche, który został w Norymberdze skazany na karę śmierci). Choć akcja T4 trzymana była w ścisłej tajemnicy, nietrudno było się domyślić, co dzieje się za murami szpitali psychiatrycznych w III Rzeszy. Już wcześniej społeczeństwo niemieckie było bowiem przygotowywane na eliminację istot "niegodnych życia". Najpierw w 1933 roku, gdy nowe władze uchwaliły ustawę zapobieganiu narodzin potomstwa obciążonego chorobami dziedzicznymi, na mocy której powołano sądy eugeniczne. Każdy z nich składał się z dwóch lekarzy i sędziego, którzy decydowali o przymusowej sterylizacji osób cierpiących na choroby dziedziczne (zaliczono do nich m.in. niepełnosprawność umysłową, padaczkę, depresję maniakalną, ślepotę, głuchotę, schizofrenię i alkoholizm). Zostało niej poddanych 300-400 tysięcy osób. Jednocześnie władze III Rzeszy rozpętały wojnę propagandową przeciwko jednostkom "wybrakowanym" intelektualnie czy fizycznie. Społeczeństwo (także dzieci) było bombardowane nagonką na "idiotów", którzy "pasożytują" na jego pełnowartościowych tkankach. Kraj zalały m.in. plakaty pobudzające wyobraźnię przeciętnego obywatela. Pytano na nich retorycznie, ile domów po 15 tysięcy marek udałoby się wybudować zamiast jednego szpitala dla obłąkanych, postawionego kosztem 600 tysięcy. Pozostając przy liczbach: w raporcie przygotowanym przez centralę przy Tiergartenstrasse 4 po 1942 roku architekci zbrodni chwalą się, jakie oszczędności przyniesie III Rzeszy ich działalność: ile marek niemieckich, jaj, warzyw, chleba, mąki, margaryny uda się zaoszczędzić w ciągu 10 lat, jeśli "problem" zostanie wyeliminowany do ostatniego szpitalnego łóżka. Życie ludzkie wyceniono w nim na 3,5 marki dziennie.
    odpowiedz na komentarz
  • Bardzo podejrzanie selektywny ten wirus
    Dynia
    03.04.2020, 16:15
    Ale czego tu nie rozumieć? Ten wirus jest zaprojektowany aby wykończyć chorych i niepełnosprawnych, którzy są wg nowych, standardów światowych NWO obciążeniem dla państwa i są niepotrzebni. Wirus ten jest podejrzanie zbyt mocno nakierunkowany na konkretną grupę ludzi. Są dwie opcje albo jakiś idiota zlekceważył zasady bezpieczeństwa w labo w Wuchan i wirus się wydostał przypadkowo albo wypuścili go celowo aby trochę przerzedził ludzkość i poprawił pulę genową. Już samo wyprodukowanie czegoś takiego to zamierzone ludobójstwo. Pojawiła się też teoria, że umierają ci, którzy zaszczepili się na grypę. Najpierw to wyśmiałam, ale... W grudniu zmarł mój teść. Lekarz zalecił mu szczepienie ze wzgl na to, że jest w grupie ryzyka (po zawałach i przy rozruszniku serca podobno pewny zgon w przypadku zachorowania). Szczepienie pełnopłatne dodam. Po szczepieniu źle się poczuł. W nocy karetka bo miał problemy z oddychaniem. Podali jakieś leki i niby wszystko dobrze. Nikt nie skojarzył tego ze szczepieniem. My też nie. A on cały czas się źle czuł. Mówił, że gniecie go w klatce piersiowej. Za kilka dni znowu karetka w nocy ale tym razem go zabrali na oddział. Skupili się na sercu, bo pacjent kardiologiczny. Szkoda, że nikt nie wpadł na pomysł żeby chociaż prześwietlić płuca. Wypuścili go ze szpitala po tygodniu, ze świszczacym oddechem i właściwie bez niczego, nie podali przyczyny tych duszności. Zalecili modyfikację leków przez lekarza prowadzącego, nie wiem dlaczego nie zrobili tego na oddziale. Teść świszczał oddychając i brakowało mu tchu. Po kolejnym tygodniu męki usiadł w fotelu, osunął się i to był koniec. Dwie karetki, reanimacja, nic nie pomogło. Teściowa nie zgodziła się na sekcję. Z jednej strony rozumiem, ale z drugiej strony, to mogłoby dać odpowiedź na to co się właściwie stało. W styczniu dzwoni mój ojciec i mówi, że jego siostra nagle zmarła w podobnym schemacie, też pacjentka kardiologiczna i też się zaszczepiła i źle się poczuła po szczepieniu. Więc gdy mi powiedział, że lekarz zalecił mu szczepienia poprosiłam żeby się trochę wstrzymał, bo coś mi tu bardzo nie pasuje. Zbyt dużo tych zbiegów okoliczności. Jednocześnie uważam, przez sytuacje opisane wyżej, że koronawirus był w PL o wiele wcześniej niż w marcu. Od razu zaznaczam, że nie jestem przeciwnikiem szczepień. Ospa, polio, zostały pokonane dzięki szczepieniom. Jednakże gdy wymyślano te szczepionki były inne czasy,(ospa XIX wiek, o ile się nie mylę) i nikt wtedy jeszcze nie myślał o selektywnej broni biologicznej zaprogramowanej jak akcja T4.
    odpowiedz na komentarz
  • Protest
    Monica
    03.04.2020, 13:09
    Ja też protestuję!
    odpowiedz na komentarz
Prawy panel

Wspierają nas