Tokijskie opowieści. W cieniu wirusa
W Tokio kichnięcie to nie jest powód do żartów. Podniesiona temperatura choćby o jeden stopień, lekkie drapanie w gardle albo katar złapany w klimatyzowanym pomieszczeniu to mogą być powody, dla jakich mój niewielki pokój w dzielnicy Ota stanie się moim domem i więzieniem zarazem. Codziennie rano odnotowuję swój stan zdrowia w specjalnej aplikacji. Zapewniam w niej miejscowe władze, że czuję się świetnie, nie jestem zmęczona, nie kaszlę, nie kicham i że liczne ograniczenia i obostrzenia nie przyprawiają mnie o ból głowy.
Codziennie w południe oddaję przerażonemu perspektywą spotkania ze mną młodemu człowiekowi 1,5 ml własnej śliny, by wykluczyć wirusa.
Nie on jeden zresztą boi się, że przywiozłam ze sobą jakąś nową postać wirusa. Pandemia wpływa tu na wszystko. Przez 3 dni kwarantanny obsłudze nie wolno sprzątać mojego pokoju. Zostałam zaopatrzona w zapas ręczników i worków na śmieci, żebym mogła się obsłużyć sama. Śniadanie trafia do mojego pokoju zapakowane w folię. Kolejna aplikacja śledzi każdy mój ruch upewniając się, że głównie siedzę w pokoju. Wszystko to prowadzi mnie wprost do hipochondrii. Czy aby to kichnięcie, to już nie wirus? A ten ból głowy, to dlatego, że po zmianie strefy czasowej nie mogę spać, a może to już powód, by ktoś skierował mnie na 14-dniową kwarantannę?
Jeszcze nigdy nie musiałam tak skrupulatnie monitorować każdego przejawu zdrowia moich dróg oddechowych. Nikt nie sprawdza, czy może rozsiewam ebolę, cholerę, dżumę albo gorączkę zachodniego Nilu. Te choroby są w porządku. Liczy się jedynie COVID. Niestety, nie tylko w moim przypadku.
Miejscowe media nie pozostawiają złudzeń. Liczba nowych przypadków koronawirusa rośnie. W Tokio codziennie przybywa ok. 5000 chorych. Nie wytrzymuje tego system opieki zdrowotnej. Zabrakło miejsc w szpitalach dla chorych z koronawirusem, ale też dla szukających pomocy zawałowców, osób z udarem i innymi zagrażającymi życiu problemami zdrowotnymi. Według telewizji NHK, 63 proc. ludzi pozostających na kwarantannie w domu nie znalazło pomocy w szpitalach, mimo pogarszającego się stanu zdrowia.
Jedna dramatyczna historia goni drugą. Zakażona wirusem kobieta w ciąży nie została przyjęta w żadnym szpitalu. Urodziła przed terminem w domu i jej dziecko zmarło. Zmarł również lubiany tu, 82-letni aktor Shinichi Chiba. Grał przede wszystkim w Japonii, ale pod imieniem Sonny Chiba pojawił również u Tarantino.
Paraolimpijski ogień dotarł już do Tokio, ale zrobił to niemal incognito, pod osłoną wieczornego mroku, nie rzucając się w oczy mieszkańcom miasta, a w wypowiedziach władz coraz wyraźniej pobrzmiewa słowo lockdown. Oby nie przed końcem paraolimpiady.
Komentarze
-
Pani uważa tam na siebieodpowiedz na komentarz
Dodaj komentarz