Jednorożec, anioł i dziewięć smoków na szczęście
W kapeluszu, na luzie, w koszulce z napisem dosadnie i jednoznacznie wyrażającym to, co myśli o raku piersi. Ania nie przebiera w słowach, gdy opisuje doświadczenia ostatnich trzech lat. Jest zmęczona, wkurzona i zdeterminowana, by działać na rzecz kobiet, które przeszły to, co ona.
Obustronna mastektomia, wycięcie jajników, chemia i radioterapia wyczerpały jej ciało. Mimo to z energią zabrała się do szukania rozwiązań, których zabrakło, gdy usłyszała diagnozę. Swoim zapałem połączyła ludzi do wspólnego działania i stała się motorem zmiany. Za cel obrała popularyzację tatuażu medycznego.
Diagnoza
Przed rakiem była artystką. Robiła witraże i biżuterię. Wychowywała syna, opiekowała się zwierzętami, ogrodem, domem. Krzysztof, jej mąż, często bywał poza domem, pracując jako mechanik na statkach. O tamtym okresie Ania mówi, że był domowym życiem pełnym spokoju. Spokój został zmącony, gdy w 2020 r. zrobiła mammografię. Była obciążona genetycznie, w rodzinie rak występował. Dbała o profilaktykę. Tym razem wyniki były złe.
- Początkowo wydawało się, że guzek nie jest naciekowy, ale te pojedyncze komórki rakowe były tak głęboko, że konieczna była mastektomia. Po amputacji i histopatologii okazało się, że mam drugiego raka, naciekowego, a ponieważ mam gen BRCA2, profilaktycznie usunięto mi drugą pierś i jajniki, ale i tak miałam mnóstwo szczęścia – mówi Ania Myślin i jednym tchem wymienia wszystkie dobre rzeczy, które się wtedy wydarzyły: wczesne wykrycie raka, szybka reakcja, dobry skutek podjętych działań.
Dla Krzysztofa było to raczej pasmo porażek i coraz gorszych wiadomości.
- Taka diagnoza to udawanie przed sobą, że wszystko jest i będzie w porządku. Liczyliśmy, że to nie będzie nowotwór, a był. Potem mieliśmy nadzieję, że nie będzie złośliwy. Był. Potem, że skoro już złośliwy, to może nie trzeba będzie usuwać całej piersi, a wystarczy operacja oszczędzająca. Nie wystarczyła. Trzymaliśmy się myśli, że nie będzie konieczna obustronna mastektomia. Była konieczna. Podobnie wyłożyliśmy się na pozytywnym myśleniu o chemio- i radioterapii. Jedno i drugie trzeba było przejść. Były momenty, że się bałem, ale generalnie nie jestem człowiekiem, który zakłada najgorszy scenariusz. Przetrwaliśmy – oddycha z ulgą Krzysztof.
Operacja była dla Ani ciężkim przeżyciem. Mastektomia kojarzyła się z barbarzyństwem, obcinaniem części ciała. Jednak największym wyzwaniem była samotność. Do szpitala trafiła na początku pandemii. Nie mogła spotykać się z mężem. Nikt nie mógł jej odwiedzić.
- Nie było ludzkiego dotyku. Nikt nie mówił tego, co chciałoby się usłyszeć. Nie zapewniał, że jest OK. Człowiek był zostawiony sam sobie. Wieczorem płakało się w poduszkę. Potem też bywało ciężko. Chemia to wiadomo – kolorowo. Pełen pakiet: utrata włosów, zakup peruki, chustek. Było wszystko. Krzysztof spędził ten czas w domu, w oczekiwaniu na operację kolana. Skupił się na logistyce domowej, remoncie, dziecku.
- Po prostu dbałem, żeby nasza codzienność hulała – ocenia ten czas.
Diagnoza przyszła w fatalnym momencie, wpłynęła na każdy aspekt życia Anny i Krzysztofa. Zabrała im trzy lata, ale nigdy nie spowodowała, że Ania zaczęła myśleć o śmierci.
- Umrzeć jeszcze zdążę. Teraz celebruję życie. Po diagnozie kupiłam białe kowbojki, wytatuowałam na palcach napis PINK LIFE i tak właśnie żyję.
Tatuaż
Na początku Ania nie miała żadnej wiedzy o swojej chorobie. Unikała informacji o skutkach ubocznych terapii. Informacje trafiały do niej od pacjentek leżących w szpitalu przy ul. Strzałowskiej w Szczecinie i z internetu. Niektóre aspekty choroby ją zaskoczyły.
- Przede wszystkim to, że proces starzenia się po usunięciu jajników następuje szybciej, niż się spodziewałam. W ogóle z całym tym rakiem to są niezłe wrotki, ale wolę skupiać się na tym, co jest fajne. Patrzę do przodu.
Od lekarza usłyszała o możliwości pigmentacji blizny. Wtedy zaczęła interesować się tatuażem medycznym. Od pacjentek dowiedziała się, że na rekonstruowanych piersiach można wytatuować brodawki lub dopigmentować te powstałe ze skóry z okolic pachwin. Boom na salony tatuażu w Szczecinie trwa od kilku lat. Ania od zawsze lubiła tatuaże. Pierwszy powstał na jej ramieniu 20 lat temu. Dzisiaj już go nie widać.
- Był nieczytelny. Za dużo stawiano mi pytań o to, co przedstawia. Został zrobiony maszynką, której bazę stanowił stary walkman. Był do kitu.
Najważniejszy jest dla niej anioł na prawym przedramieniu. Wzór sama zaprojektowała. W trudnych momentach łapie się za ramię. Dziękuje mu za przetrwanie. Krzysztof pierwszy tatuaż zrobił pięć lat temu i regularnie uzupełnia rysunki. W planie jest dziewięć smoków, które mają przynosić mu szczęście. Poszukiwania Ani zawiodły ją do salonu Inkberry. Na pierwszy rzut oka niczym się nie wyróżnia. Ot, jeden z wielu salonów, a jednak inny. W środku zastała Aleksandrę i Wiktora Brzezińskich oraz Annę Podolską. Wiktor jest tatuatorem od 10 lat.
- W naszym salonie temat tatuażu medycznego jest dosyć świeży. Od czterech lat obserwuję, co się dzieje w tym temacie: zakrywaniu blizn, tatuowaniu brodawek. Patrzyłem na amerykański rynek i podobało mi się. Chciałem to robić, ale nie wiedziałem, jak zacząć. Nie miałem pomysłu, gdzie pójść, kogo zaczepić, jak się zareklamować. Brakowało mi bodźca. Myślę, że czekaliśmy z Olą na jakiś znak – mówi Wiktor.
Znakiem okazała się Ania. Natychmiast zgodzili się jej pomóc i zadeklarowali chęć rozszerzenia działalności.
- Chcieliśmy pomagać, stworzyć bezpieczną przystań dla kobiet, żeby nie czuły się skrępowane. Ania nam w tym pomogła. Teraz trafiają do nas kobiety po przejściach, traumach, które wiele wycierpiały. Nie czują skrępowania ani wstydu. Bo dla nich tatuaż brodawki to kolejny krok do tego, żeby odzyskać swoje życie, wyzdrowieć – mówi Ola, tatuatorka z czteroletnim stażem.
Wstydu nie czuł też Krzysztof. Do salonu przekonał go tatuaż truskawki na ciele Oli i chętnie zgodził się na próbny tatuaż brodawek na swoich pośladkach. Miejsce było idealne: niewidoczne, czyste i niezaplanowane do innych realizacji, a post ze zdjęciem rozchodził się po sieci w błyskawicznym tempie.
- Post z pośladkami Krzysztofa stał się wiralowy, pełen żartów. Oczywiście w przyszłości ten tatuaż zostanie przykryty. My tak żyjemy. Szybko realizujemy szalone pomysły. Przyznaję, że zaproponowałem to innemu klientowi, ale powiedział, że się nie zdecyduje, bo jak trafi do więzienia, to będzie miał kłopoty – opowiada Wiktor.
Krzysztof nie miał w planach pobytu w więzieniu, udostępnił więc dekorację swoich pośladków, które według algorytmów Instagrama zostały uznane za propagowanie nagości.
- To chyba dowód na to, że wyszło nam realistycznie – żartuje Wiktor.
Współpraca
Ania szukała sposobów, by o tatuażu medycznym dowiedziało się jak najwięcej kobiet. Podjęła współpracę z Fundacją 120/80, która oferuje wsparcie dla osób po chorobie nowotworowej. Do działania zaprosiła też tatuatorów.
- Dzięki tej współpracy zaczęliśmy prowadzić warsztaty i coraz więcej osób dowiadywało się o tym, co można u nas zrobić. Zaczęliśmy rozmawiać z naszymi klientami tatuażu ozdobnego i okazało się, że mają takie osoby w rodzinie – mówi z przejęciem Ola.
Pomogły też zdjęcia wytatuowanych brodawek na pośladkach Krzysztofa. Z pytaniami dzwonili klienci, którzy mieli w rodzinie osoby po rekonstrukcji piersi. Na konsultacje zaczęły przychodzić ich mamy, siostry i babcie.
- Po prostu wszystkie elementy się dopasowały i to wystrzeliło – cieszy się Wiktor.
Najskuteczniejszy był marketing szeptany. Na warsztaty przychodziły kobiety 50 plus, które potraktowały tatuaż jak naturalny proces zakończenia rekonstrukcji piersi.
- One są świadome swojego ciała. Nawet panie z siwymi kitkami robią sobie rekonstrukcje brodawki. Są oczywiście kobiety, które uważają, że rekonstrukcja nie jest im potrzebna i z jedną piersią też jest OK. Nie brakuje też takich, które bez względu na wiek chcą się czuć dobrze i stawiają na siebie. Gdy zaczęliśmy robić warsztaty, zainteresowanie było bardzo duże. W szpitalu panie tej wiedzy nie dostały – mówi Ania.
Technicznie tatuaż medyczny nie różni się od ozdobnego. Jest trójwymiarowy i poprzedzają go konsultacje.
- Trzeba jednak zrozumieć, czym w ogóle jest tatuaż. My robimy tatuaż trwały. Taki, który zostaje niemal na całe życie. To nie to samo, co robią linergistki. One wykonują makijaż permanentny, który dosyć szybko zanika i zmienia kolor. U linergistki warto zrobić brwi, bo właśnie ten brak dożywotniej trwałości jest zaletą. Można je zmienić wraz ze zmianą koloru włosów czy stylu. W przypadku brodawek należy zrobić od razu tatuaż właściwy, bo ostatnią rzeczą, na jaką ma się ochotę po traumie utraty piersi, jest powtarzanie tego procesu co pięć lat – przestrzega Ola.
Blizny
Tatuażu nie można zrobić od razu po rekonstrukcji. Wcześniej konieczna jest terapia blizn. Anna swoje blizny oddała w ręce Agnieszki Turoń-Skrzypińskiej, fizjoterapeutki i terapeutki blizn, związanej również ze środowiskiem sportowym.
- Agnieszka jest niezwykle ciepłą osobą. Pomogła mi w tym, żeby wszystkie strony mojego ciała były równe, a po radioterapii nie są. Robiłyśmy takie rzeczy, jak rozluźnianie powięzi, drenowanie chłonki. Dbam o swoją kondycję – podkreśla Ania. Agnieszka zainteresowała się tą mniej znaną dziedziną terapii w momencie, gdy jej blizny po laparoskopii nie przestawały boleć. Najpierw pomogła sobie. Teraz robi to dla pacjentów. Pacjent, u którego blizny goją się prawidłowo, o zabiegach powinien pomyśleć kilka tygodni po zdarzeniu.
- Można rozpocząć pracę z terapeutą wcześniej, nawet kilka dni po zabiegu, ale wtedy nie dotyczy to samej blizny, tylko odleglejszych tkanek. Na gojenie się blizn wpływ ma wiele czynników: chemioterapia, przyjmowane leki – i to nawet takie jak aspiryna. Jeżeli pacjent ma dietę, z powodu której musi wyeliminować wiele elementów, to ta tkanka również będzie się inaczej goiła – wyjaśnia Agnieszka Turoń-Skrzypińska.
Blizna jest problemem estetycznym, który wpływa na jakość życia pacjentów, ale dla fizjoterapeuty to przede wszystkim problem funkcjonalny.
- Wyobraźmy sobie sieć rybacką. Jeśli ją poprzecinamy i porozciągamy, nie będzie się już układała tak samo, zwłaszcza gdy ją dodatkowo pozszywamy. Tak samo jest z powięzią. Jeśli mamy uszkodzenie i ono się zszyje lub sklei, to może powodować dolegliwości w miejscu blizny lub całkiem innym – opisuje terapeutka. Blizny dają objawy bólowe, ale mogą także zaburzać elastyczność ruchu, powodować przykurcze.
- Blizna nie jest tylko tym, co widać na zewnątrz. Wyjaśnię na przykładzie blizny po laparoskopii. To małe nacięcia na górze, ale głębiej są blizny tunelowe niewidoczne na zewnątrz, a mogące prowadzić np. do zrostów. Podczas terapii blizny stosowane są ćwiczenia, mobilizacje tkanek, od delikatnych do mocniejszych, za pomocą rąk fizjoterapeuty.
Używane są różne techniki i narzędzia. Dzięki temu można uzyskać zmniejszenie bólu, zwiększenie zakresu ruchomości, zwiększenie elastyczności tkanek i w końcu poprawę jakości życia. Blizna powinna się stać jaśniejsza, mniej widoczna. Zanim osoby po mastektomii trafią na terapię blizn i do tatuatora, często muszą sobie poradzić z dużymi obrzękami.
Pacjentki Agnieszki są kierowane na drenaże limfatyczne i osteopatyczne. Po operacji miewają problemy z silnym bólem i uczuciem ciągnięcia blizny. – Objawy zależą od rodzaju operacji. Poradzenie sobie z tym wszystkim wymaga współpracy wielu specjalistów. Wspieramy się wiedzą lekarzy, psychologów, bo niektóre blizny związane są z dużą traumą.
Blizny gorzej się goją, gdy towarzyszą temu negatywne emocje pacjentek. Warto pomyśleć również o przygotowaniu do operacji. Im bardziej pacjentka będzie sprawna, tym szybciej będzie wracać do sprawności. To wszystko wymaga ścisłej współpracy i dobrego przepływu informacji.
Zdarza się, że pacjentka nie wie, jak duże będą blizny i jakie objawy dadzą. Moich pacjentów często wysyłam na konsultacje. Niestety, większość zabiegów pacjentki wykonują prywatnie, szukając wsparcia finansowego w fundacjach. Fundacja 120/80 pod wpływem Ani zamierza rozwijać się w tym kierunku i szukać sposobów na pomoc finansową dla pacjentów.Bliznę można przykrywać u tatuatorów, dopiero gdy jest zaleczona.
- Mamy oczywiście pigmenty do wyrównania kolorytu, ale pytanie brzmi, czy to ma sens. Jeśli ktoś do nas przyjdzie i będzie chciał wyrównać kolor blizny z kolorem skóry, to jest możliwe, ale na dłuższą metę może wcale dobrze nie wyglądać. Lepiej wykorzystać możliwości, jakie daje tatuaż artystyczny. Nie musi on stricte przykrywać blizny. Wystarczy, że jest obok, a tak odwraca uwagę, że łatwo o bliźnie zapomnieć – zapewnia Ola.
Przyszłość
Nowotwór Ani tchnął nowy impuls w jej życie. Ma już jasno sprecyzowane plany.
- Chcę zmieniać nastawienie do raka. Walczyć ze wstydem. O to, by o chorobie mówić na głos. A jak się o tym mówi, to człowiekowi robi się lżej, a najlepiej to „ciągnąć z tego łacha”. I ja tak robiłam. Żartowałam z choroby. Do szpitala chodzę z różnymi hasłami motywacyjnymi na koszulce. Moje przyjaciółki Księżycowe (tak się nazwałyśmy) i najbliższa rodzina są tak z tym oswojeni, że mówią, iż jak chorować, to tylko w moim stylu. Na kolorowo, na śmiesznie. Codziennie masz dwa wyjścia do wyboru. Albo jesteś dzielna, albo nie. Optymizmem zaraziła też Olę.
- Dla nas Ania jest jednorożcem. Podziwiamy ją za to, jak sobie ze wszystkim radzi i jednocześnie skłania ku temu, żeby o siebie bardzo mocno dbać i pilnować zdrowia. Co roku robię badania i trzymam rękę na pulsie. Ania podjęła stałą współpracę z salonem. Panie zainteresowane tatuażem medycznym mogą liczyć na jej wsparcie i rozmowę. Poprowadzenie za rękę przez świat tatuażu.
- Teraz mamy tu taki plan, żeby siać dobro, uświadamiać, pomagać, pokazywać możliwości. Pokazywać, że tatuaż to nie tylko wzorki na ciele, może zmienić jakość życia – zapewnia Ania.
Artykuł pochodzi z numeru 3/2023 magazynu „Integracja”.
Sprawdź, jakie tematy poruszaliśmy w poprzednich numerach.
Zobacz, jak możesz otrzymać magazyn Integracja.
Dodaj odpowiedź na komentarz
Polecamy
Co nowego
- Rusza głosowanie na najlepszego i najpopularniejszego sportowca 2024 roku – tegoroczne #Guttmanny nadchodzą
- Seniorzy w artystycznym żywiole
- Wspólna lekcja wrażliwości. Premiera spektaklu „Brzydkie Kacząko”
- Jak muzyka pomaga przebodźcowanym dzieciom? Ciekawe wyniki badań z polskich przedszkoli
- Nawet 30 kilometrów do ginekologa? Nierówny dostęp do ginekologów w Polsce - jak miejsce zamieszkania łączy się z jakością życia Polek?
Komentarz